To miała być ich jesień, ale coś poszło nie tak. Oto piłkarze Lecha Poznań, którzy nie odpalili
FILIP SZYMCZAK
Ostatniego gola w ekstraklasie zdobył w lipcu w 2. kolejce z Radomiakiem. W tej rundzie rozegrał zaledwie 496 minut, głównie jako rezerwowy. Kiedy w końcówce jesieni poprzedniego sezonu strzelał ładne bramki i wypracowywał sytuacje kolegom, wydawało się, że 21-latek pójdzie śladami Jakuba Kamińskiego czy Michała Skórasia, którzy zapracowali sobie grą w ekstraklasie i na arenie międzynarodowej na wielki transfer. Już kilkanaście miesięcy temu mówiło się o ofercie Anderlechtu i 4 mln euro, które belgijski gigant był gotowy wyłożyć za wychowanka Lecha. Władze klubu tę propozycję odrzuciły, bo "Szymi" wydawał się napastnikiem, mogącym już wkrótce trafić do "dorosłej" kadry. Kontuzja na zgrupowaniu U-21, odniesione w sparingu z Austrią mocno zahamowała jego karierę.
Lecz po wyleczeniu urazu, jesienią miał wrócić do formy i rywalizować o miejsce w składzie z Ishakiem. Choć Szwed też miał problemy zdrowotne, Szymczak nie mógł przebić się do wyjściowej jedenastki. Zagrał 60 minut z Pogonią 60 minut, ale poza pierwszym kwadransem kiedy pokazywał się do gry, potem zniknął z radarów. Niby walczył, ale zupełnie nie czuł tempa i odległości na boisku. Potem jeszcze zaliczył 84 minuty z Cracovią, ale notował straty, długo był niewidoczny, a gdy próbował inicjować rajd, zwykle źle podał do kolegów. Błysnął tylko w pucharowym starciu z Zawiszą (gol, dwie asysty przy bramkach Wilaka i wywalczony rzut karny), ale potem znów usiadł na ławce. Przypomniał o sobie w meczu z Widzewem, kiedy asystował przy golu Karlstroema, ale w sumie spodziewaliśmy się po nim dużo więcej.
Zobacz kolejne zdjęcie ---->