Tomasz Iwan: Nie łudźmy się, Maaskant i inni nie zrobią z Polski drugiej Holandii

Cezary Kowalski
Golfista Tomasz Iwan z Krzysztofem "Diablo" Włodarczykiem
Golfista Tomasz Iwan z Krzysztofem "Diablo" Włodarczykiem Marzena Bugała/Polskapresse
Z byłym reprezentantem Polski Tomaszem Iwanem rozmawialiśmy podczas meczu Legii z PSV w Lidze Europy. O sile polskich klubów, Leo Beenhakkerze, lidze holenderskiej i PZPN-ie - w ostrych słowach. Polecamy!

Kiedyś liga holenderska uchodziła za jedną z najlepszych w Europie. Dziś takie firmy jak PSV, Feyenoord, a nawet Ajax wyblakły...
Kryzys. W Holandii nie ma wielkich pieniędzy jak w Niemeczech, Anglii czy Hiszpanii. Jeśli chodzi o PSV, którego byłem kiedyś zawodnikiem, to drużyna ta od trzech lat nie jest już na topie. Wcześniej byli sześciokrotnie mistrzem kraju i dwa razy zajęli drugie miejsce. Nie oszukujmy się, Legia trafiła na znacznie słabszy PSV niż przed laty.

Wyczerpała się ta formuła znana w Holandii od lat. Kupić za małe pieniądze, wychować, wykreować, dobrze sprzedać?
Do tej pory skauting w Holandii i w PSV także uchodzi za jeden z najlepszych na świecie. Ale dawniej PSV zatrudniało także prawdziwe, ukształtowane już gwiazdy jak Zenden, Stam, Kezman, Nilis, van Bommel i wielu innych. Ja kiedyś z nimi wszystkimi grałem. To byli wielcy zawodnicy. Stąd odchodzili już tylko do najlepszych klubów świata, Manchesteru United czy Barcelony. Teraz PSV na takich zawodników nie ma, nie stać ich. Nie grają w Lidze Mistrzów, tylko jednak w znacznie słabszej Lidze Europejskiej. O tym jak podupadł ten klub świadczyły trybuny podczas meczu z Legią. Może w połowie wypełnione. Dawniej to było nie do pomyślenia.

W Pana czasach, marzeniem Polaków była praca w holenderskim klubie. Dziś Holendrzy coraz częściej przyjeżdżają zarabiać do Polski. Nasza liga tak się poprawiła czy holenderska aż tak zeszła na psy?
Ani jedno ani drugie. Chodzi o to, że w Polsce można już całkiem przyzwoicie zarobić. Zapewniam, że o nic więcej. Jak dobrze zapłacimy to wszyscy do nas przyjadą, bez względu na poziom rozgrywek. Trener Wisły Robert Maaskant znalazł tak płatną pracę jakiej pewnie w Holandii nie mógł znaleźć, to samo tyczy się zawodników jak Voskamp czy van der Biezen. Ja się tym nie nie zachłystuję, że już jesteśmy tacy europejscy. Lepiej byłoby te pieniądze wydać na szkolenie młodzieży. A młodzieży brakuje, nie ma kto grać w reprezentacji, nawet do drużyny narodowej musimy brać obcokrajowców.

W Holandii słabo się zarabia?
Gorzej niż za moich czasów. Wiele klubów jest na krawędzi bankructwa. Miasta muszą pomagać np. PSV, aby klub normalnie funkcjonował.

Czyli taki awans Przemysława Tytonia do PSV Eidhoven to nie jest już takie wielkie wydarzenie jakim kiedyś był angaż Dudka w Feyenoordzie albo Pana w PSV?
Poziom jest trochę niższy. Proszę choćby zwrócić uwagę na Ajax Amsterdam. Owszem, to jest drużyna, która gdzieś tam w Lidze Mistrzów występuje. Ale przecież kiedyś rozdawała tam karty. Nadal jednak dla Polaków to jest doskonałe miejsce do pracy. Wciąż można zarobić i przede wszystkim zyskać piłkarsko, bardzo wiele się nauczyć.

Istnieje wciąż coś takiego jak holenderska myśl szkoleniowa, czy jest to obecnie zjawisko nieco przereklamowane?
Nie jest przereklamowane. Same nazwiska trenerów, którzy pracują na całym świecie i ich liczba robi wrażenie. Oni mają oryginalny pomysł na futbol w atrakcyjnym wydaniu. Potrafią go uczyć. Holendrzy zawsze chcą grać trójką napastników, bardzo ofensywnie, z ogromną wymiennością pozycji, dobrze technicznie. Nie zabijają piłki defensywą.

Widać to po holenderskiej Wiśle Kraków?
Mimo wszystko widać. Maaskanta zresztą znam. Trenował mnie przez jakiś czas w Roosendaal. Wtedy był trenerem na dorobku, dopiero zaczynał, broniliśmy się przed spadkiem. Ciekawy facet, choć nie jest to Guus Hiddink czy Dick Advocaat, ale ma szanse być tak znanym jak oni. Zresztą wcale nie jest tak jak mówiło się w Polsce, że nikt go nie znał. Dla ludzi zorientowanych w piłce holenderskiej to postać jak najbardziej rozpoznawalna i raczej pozytywnie się kojarząca. Nie wierzę jednak, że on zamierza przenieść te holenderskie wzorce jeden do jedenego do Polski. Tak się nie da. Tu są jednak inne zwyczaje, inaczej gra się w piłkę, inny jest klimat. On może coś dodać, zaszczepić, ale nie zrobi tu drugiej Holandii, nie łudźmy się.

Ale sądząc po tym jak wielu zawodników ściągnał od siebie, chyba jednak chciał w Krakowie zrobić drugą Holandię?
Myślę, że chciał, ale jest na tyle inteligentny, że połapał się iż tak się nie da. Maaskant jest elastyczny. Ale tak, widzę tę jego holenderską rękę w grze Wisły.

Holandrzy wpadli na genialny pomysł jak zabezpieczyć młodych piłkarzy przed pokusą roztrwonienia wielkich pieniędzy, które im się płaci...
Tak, aż 50 procednt zarobków odkładanych jest na tzw. piłkarską emeryturę, fundusz emerytalny. Dostaje się je dopiero po zakończeniu kariery, w comiesięczych ratach. Z perspektywy czasu uważam, że to świetny system. Ale pamiętem, że kiedyś mnie to irytowało, zarabiasz, a nie dostajesz. Akurat w moim przypadku nie groziło mi przegranie wszystkiego w kasynie.

To po co tak tęsknił Pan za tymi pieniędzmi?
Zawsze byłem gadżeciarzem. Chciałem jeszcze większy telewizor (śmiech). Dawno już nie gram w piłkę, ale co miesiąc dostaję emeryturę z Holandii. Jej wysokość - w zależności od tego kto jakim był zawodnikiem, jak grał i jak długo. Jak grałeś krótko i słabo w Eredivisie to masz możliwość wyciągnięcia tego na raz. Ja takiej możliwości nie mam.

Mówił Pan, że jest gadżeciarzem. W PSV, który jest sponsorowany przez koncern Philipsa, piłkarze mieli zniżki na zakupy?
Tak, dostawliśmy specjalne bony. Z tego co wiem, to teraz obecni piłkarze już nie mają tak dobrze. I obcięli im te wszystkie przywileje. Kryzys. Ja zawsze byłem bardzo zaawansowany jeśli chodzi o elektronikę. Radzę sobie z komputerami, programuję, jestem na bieżąco ze wszystkimi nowościami, dzięki grze w piłkę na wysokim poziomie mogłem sobie na to pozwolić. Nie kupuję sprzętów, żeby je po prostu mieć, ale dlatego, że mnie bardzo interesują. Pomagałem w tej kwestii nawet van Nistelrooyowi. W ogóle w Holandii się wówczas dziwili, że ktoś z Polski tak się zna na elektronice. Zawsze to było moim argumentem jak żartowali sobie z Polski i Polaków. Przyznaję, że używałem tego argumentu dość często, bo oni często nie wiedzieli nawet jak się komputer włącza.

Strzelił Pan kiedyś bramkę Legii, która tak męczy się z PSV (rozmawiamy w trakcie meczu w Lidze Europa - przyp. red.)....
Tak. Jako zawodnik Warty Poznań. W sprzedanym meczu. Tylko ja nie wiedziałem, że ten mecz jest sprzedany.

Legia kupiła mecz od was?
Niech Pan mnie nie ciągnie za język, bo jutro mam zamiar jechać do Kaliningradu na turniej w piłce plażowej. Nie mam czasu na podróż do prokuratury we Wrocławiu (śmiech). Zostawmy to tak, mecz był załatwiony. Przynajmniej wyglądał na załatwiony, miałem wtedy może 21 lat. Legia walczyła o mistrzostwo, my mieliśmy zapewnione utrzymanie. Nie byłem wtajemniczony i walnąłem tego gola. Konsternacja była ogromna, koledzy nie gratulowali. Skończyło się chyba na 3:2, nie pamiętam dobrze. Tak jak się miało skończyć oczywiście. Ogrywałem wtedy Ratajczyka i to chyba nie tylko raz. W każdym razie tak się działaczom Legii spodobało, że nawet podjęli ze mną rozmowy w sprawie zatrudnienia. Ale już wtedy miałem do wyboru Rodę Kerkrade. Wybrałem Holandię. Dobrze zrobiłem, że zaryzykowałem. Zdobyliśmy wicemistrzostwo. A poźniej to już ci najlepsi bili się o mnie: Feyenoord i PSV. Poszedłem do Feyenoordu, a później po kilku latach do PSV.

Jeden z holenderskich dziennikarzy pytał się o Pana przy okazji spotkania z naszym dziennikarzem i Rafą Benitezem. Kiedy usłyszał, że udziela się Pan w mediach, jeździł na lodzie i stał się niemalże celebrytą, był zaskoczony. Wspomina Pana jako skromnego, grzecznego chłopca...
Nadal jestem grzeczny (śmiech). Nie podejrzewam, aby taki Tytoń był medialny w Holandii. To jest specyficzny kraj, my jesteśmy tam obcy i trudno udzielać się tak, jak w ojczyźnie. No chyba, że się nazywasz Romario. Wiadomo, że skończyłem grać w piłkę i coś muszę robić. Mieszkam w Warszawie. Jeśli jest zapotrzebowanie na działania pozasportowe i uważam, że to jest fajne przyjemne i coś mi może dać, to czemu nie?

Nasz były selekcjoner Leo Beenhakker twierdził, że Holandia tak się zmieniła, że przeprowadził się do Belgii...
Beenhakker zawsze miał problem z mieszkaniem z Holandii. Kiedyś musiał uciekać do Meksyku, teraz po tym co zrobił z Feyenoordem, nie dziwię się, że woli Belgię. Był legendą, miał ratować ten klub, a go pogrążył i musi mieszkać w Belgii. Nie oszukujmy się. Rozmawiałem z Holandrami i nawet wówczas kiedy nieźle mu szło w reprezentacji Polski, był tam oceniany jednoznacznie. Wszystko co robi, robi pod siebie.

Nic się od niego nie nauczyliśmy?
Owszem sporo. Np. jak dużo zarabiać, w takim nienajbogatszym kraju jak Polska. To jest cenna umiejętność. Zresztą sami go zagłaskalismy. Z tego co wiem to on był zaskoczony, jak ci Polacy są fajni i przyjaźni, jak fajnie płacą.

Jest Pan krytyczny wobec Leo, bo nie wziął Pana do pracy przy kadrze, choć się mówiło, że powinien wykorzystać Pana doświadczenie z gry w Holandii, znajomość języka?
Nigdy się o to nie starałem, ale tak naprawdę to uważam, że byłoby to zasadne. Mam wiedzę, jestem niezależny, znam języki, opinii nie mam zszarganej.

Nie jest Pan rozczarowany, że PZPN nie wykorzystuje Pana w jakiś znaczący sposób?
Stale tylko się o tym mówi. Doskonale zdaję sobie sprawę dlaczego nigdy nie dostałem z PZPN poważnej oferty. W jakimś sensie jestem w PZPN, bo przewodniczę komisji ds. piłki plażowej. Walczę z tymi ludźmi o pieniądze, o organizację, o dostrzeżenie tej dyscypliny. Mówięco myślę, jestem niezależny, także finansowo, i nie można mną sterować. Więc się nie nadaję. To proste. Uważam, że polskiej piłki nie stać żeby tacy ludzie jak Juskowiak, Koźmiński, Mielcarski, Świerczewski, Dudek, stali gdzieś z boku. Najlepiej tak jak ja podczas meczu Niemcami, gdzieś na górnej trybunie, zerkając na trybunę dla VIP-ów zaproszonych przez PZPN. Aktorów, celebrytów, którzy nic nie mają wspólnego z piłką, a są zapraszani i hołubieni. Przynaję, boli mnie to.

Grywa Pan jeszcze w piłkę?
Gram w golfa. Z Jurkiem Dudkiem. W piłkę nie mogę. Mam zniszczone kolana, przeszedłem kilka operacji. Nigdy nie powiem, że sport to zdrowie.

PSV - Legia 1:0, Wisła - Odense 1:3....
Czarny czwartek to był. Ale pokazuje nasze miejsce w szeregu. Słabe PSV jest lepsze od Legii, a przeciętni Duńczycy leją nas w Krakowie. Nasze drużyny dalej mogą być chłopcami do bicia. I to nie jest absolutny top, ale rozgrywki pocieszenia, dla tych, którzy nie załapali się do Ligi Mistrzów. Co by było, gdybyśmy cudem weszli do Ligi Mistrzów?

Przynajmniej nie musimy mówić, że to typowo polskie, albo mamy jakiś kompleks. W Wiśle właściwie Polacy nie grają...
Ale jednak to polski klub i budowany przez Polaków. Musimy się z nim utożsamiać. W Holandii tej ludności napływowej też jest mnóstwo. Ja też grałem i zarabiałem u nich. Jestem przekonany, że za kilkadziesiąt lat w polskiej reprezentacji będą grali w dużej liczbie czarnoskórzy zawodnicy. Tak jak we francuskiej, holenderskiej czy niemieckiej. Tędy droga do dużej piłki. Czy nam się podoba czy nie.

Rozmawiał Cezary Kowalski / Polska The Times

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24