"Żółto-czerwony świat": Historyczny sezon Jagiellonii. Brązowy medal jak mistrzostwo Polski

Jakub Seweryn
Jagiellonia Białystok
Jagiellonia Białystok Michał Janucik
Wspaniały dla Jagiellonii sezon 2014/15 przechodzi do historii. Miejsce na ligowym podium i awans do europejskich pucharów z najmłodszym zespołem w lidze jest wielkim, historycznym sukcesem dla żółto-czerwonych. A przecież przed rozpoczęciem rozgrywek absolutnie nic nie wskazywało na to, żeby w Białymstoku przez te wszystkie miesiące można było przeżywać tak wiele pozytywnych emocji.

Cel minimum: bezpieczne utrzymanie

Po wspaniałych wynikach osiąganych w tym sezonie mało kto już pamięta, jak wielki niepokój panował w Białymstoku przed rozpoczęciem rozgrywek. Drużynę po nieudanym sezonie czekały bowiem duże zmiany, które przede wszystkich dotyczyły drastycznego cięcia kosztów i pożegnania z najlepiej zarabiającymi zawodnikami. Dawid Plizga, Ugo Ukah, George Popchadze czy Bekim Balaj – oni wszyscy odeszli z klubu, mimo że stanowili ważne ogniwa w zespole. W związku ze zmianą polityki klubu, zastąpiono ich piłkarzami młodszymi oraz tańszymi (Wasiluk, Tuszyński, Madera, Frankowski, Romańczuk, Leimonas, Jasiński), przez co siła drużyny przed pierwszymi meczami nowego sezonu była ogromną niewiadomą. Optymizmu w serca kibiców nie wlał też ostatni sparing przed rozpoczęciem ligi. Jaga w kiepskim stylu przegrała na własnym stadionie z Górnikiem Łęczna 1:3 i wielu białostockich fanów zaczęła się obawiać nawet najgorszego, czyli spadku z najwyższej klasy rozgrywkowej.

W przedsezonowych zapowiedziach bardzo ostrożny był także Michał Probierz, dla którego jedynym celem wówczas było bezpieczne utrzymanie. - Zdajemy sobie sprawę, że jest jakiś okres restrukturyzacji w klubie, zmieniliśmy jego politykę. Zrobimy wszystko, żeby się utrzymać, bo to jest najbardziej istotne, a przy tym chcemy zbudować perspektywiczny zespół – przyznawał wówczas trener Żółto-Czerwonych, który sam chyba nie spodziewał się, jak wiele radości go czeka w zbliżających się rozgrywkach.

Falowanie na początek

A rozpoczęły się one dla Jagiellonii bardzo przyzwoicie. Remis z Lechią Gdańsk (2:2) oraz zwycięstwa nad Zawiszą (3:1) i Cracovią (2:1) sprawiły, że po trzech kolejkach skazywana na pożarcie Jaga była w ścisłej ligowej czołówce. Co więcej, do drużyny nieźle wprowadzili się dwaj nowi zawodnicy – Patryk Tuszyński już w swoim debiucie strzelił dwa gole, a Sebastian Madera z miejsca został liderem białostockiej defensywy.

To właśnie kontuzja tego drugiego z nich, wraz z problemami zdrowotnymi Daniego Quintany, spowodowała pierwszą obniżkę formy drużyny Probierza, która w trzech kolejnych meczach z silnymi rywalami nie zdobyła ani jednego punktu. Porażki po 0:3 z Górnikiem i Legią oraz 1:3 ze Śląskiem sprowadziły zespół i kibiców na ziemię, ale w tym ostatnim spotkaniu miało miejsce także coś bardzo pozytywnego - zdarzenie przełomowe dla losów całego sezonu w wykonaniu Żółto-Czerwonych.

Efekt Drągowskiego

Czerwona kartka dla Jakuba Słowika i kontuzja Krzysztofa Barana spowodowały, że w 64. minucie starcia ze Śląskiem w Białymstoku na murawie pojawił się nominalny trzeci bramkarz Jagi, 17-letni Bartłomiej Drągowski. I choć przeciwko wrocławianom musiał on aż trzykrotnie wyjmować piłkę z siatki i nie był w stanie zapobiec porażki Jagiellończyków, to już kolejne wyjazdowe starcie z Koroną pokazało, jak wielki talent drzemie w tym nastoletnim zawodniku. Drągowski w bramce, nowe ustawienie defensywy z Michałem Pazdanem w środku oraz Martinem Baranem i Markiem Wasilukiem na bokach na długie tygodnie odmieniło grę w obronie Żółto-Czerwonych.

To błyskawicznie przełożyło się też na wyniki białostockiego zespołu. 3:0 z Koroną, 1:0 z Lechem, 0:0 w Łęcznej z Górnikiem… Nawet niespodziewane odejście lidera drużyny Daniego Quintany do Arabii Saudyjskiej nie zburzyło harmonii panującej w Jadze. Gdy transfer Hiszpana był już przesądzony, trener Probierz w jego miejsce do gry przeciwko Podbeskidziu desygnował 16-letniego Przemysława Mystkowskiego, a ten w pierwszych 20 minutach swojej gry w tym spotkaniu popisał się dwiema asystami przy bramkach Mateusza Piątkowskiego oraz Macieja Gajosa. Mecz zakończył się wynikiem 4:2, a w ten sposób stało się jasne, że przyszłość Jagi bez Quintany wcale nie musi się rysować w ciemnych barwach. Tym bardziej, że ledwie tydzień później Jagiellonia po raz pierwszy od swojego powrotu do Ekstraklasy zdołała wywieźć komplet punktów ze stadionu krakowskiej Wisły. Po bardzo cennym zwycięstwie 2:0, na dwa tygodnie przed wielką inauguracją nowego Stadionu Miejskiego białostoczanie plasowali się na czwartym miejscu w ligowej tabeli, co zapowiadało prawdziwe piłkarskie święto na Podlasiu.

Wspaniałe otwarcie nowego stadionu

W sobotni wieczór 18 października 2014 roku 21 tysięcy kibiców Jagiellonii na trybunach zobaczyło prawdziwy popis futbolu w wykonaniu swoich zawodników. Lepszego występu zespołu Probierza chyba nikt nie mógł sobie wyobrazić. Wielkie strzelanie rozpoczął Maciej Gajos, po dwa gole dołożyli Mateusz Piątkowski i Nika Dzalamidze, a mecz zakończył się popularną w Hiszpanii ‘manitą’, czyli zwycięstwem 5:0.

Po rozgromieniu Pogoni i w pełni udanym wyjeździe do Gliwic na mecz z Piastem (2:0) Jaga była na drugim miejscu w tabeli rozgrywek, ustępując Legii Warszawa tylko gorszym bilansem bramkowym. Wtedy jednak przyszedł drugi tej jesieni kryzys w ekipie Żółto-Czerwonych. Serię pięciu meczów bez zwycięstwa (dwie porażki z GKS i Ruchem oraz trzy remisy z Lechią, Zawiszą i Cracovią) udało się jednak przerwać w ostatnim pojedynku rundy jesiennej z Górnikiem Zabrze. Triumf 1:0 po bramce Przemysława Frankowskiego pozwolił Jadze na utrzymanie się w ścisłej czołówce. Piąta lokata przed przerwą zimową znacznie przybliżała Jagiellończyków do zrealizowania pierwszego celu – utrzymania się w pierwszej ósemce na koniec rundy zasadniczej i najszybszego z możliwych utrzymania w najwyższej klasie rozgrywkowej.

- Chciałbym pogratulować moim piłkarzom bardzo dobrej rundy. Ważne jest tylko zwycięstwo, dzięki któremu mamy przewagę, która pozwala nam spokojnie pracować. Będziemy wzmacniać zespół, żeby to był zespół nie tylko na dzisiaj, a nie na lata – deklarował wówczas trener Probierz, nie chcąc zmienić swoich planów na świetnie układający się sezon.

Wiosna nie mogła zacząć się lepiej

Przygotowania do piłkarskiej wiosny stały pod znakiem telenoweli z kontraktem Mateusza Piątkowskiego. Najlepszy snajper Jagiellonii jesienią i lider klasyfikacji strzelców Ekstraklasy z dwunastoma trafieniami na swoim koncie miał za sobą rundę życia, co chciał też przełożyć na umowę życia z jednym z zagranicznych klubów. Żadna z ofert zimowego transferu nie była jednak w stanie zadowolić zarówno Jagiellonii, jak i samego zawodnika, co temu ostatniemu niespecjalnie się spodobało. Z kolei reakcja i zachowanie doświadczonego napastnika nie przypadła do gustu trenerowi Probierzowi, który na początek rundy wiosennej odsunął swojego najlepszego strzelca od kadry meczowej.

Na inaugurację rundy na Łazienkowskiej Jaga pojechała więc bez Piątkowskiego, ale z dwoma nowymi zawodnikami. Łotysz Igors Tarasovs oraz wracający z wypożyczenia do Wigier Suwałki Karol Mackiewicz okazali się sporymi wzmocnieniami ekipy Probierza i obaj na obiekcie Legii mieli swój duży udział w prestiżowym zwycięstwie Żółto-Czerwonych. Po dwóch bramkach Macieja Gajosa i jednej Patryka Tuszyńskiego Jaga zwyciężyła 3:1, choć mogła wygrać dużo wyżej. Co więcej, dobry start piłkarskiej wiosny Jagiellończycy zdołali podkreślić również na boisku wicelidera, gdzie główka Karola Mackiewicza pozwoliła im pokonać wrocławski Śląsk 1:0. Szkoda tylko, że dobre wyniki przyszły razem z poważnymi kontuzjami ważnych zawodników. Jeszcze w trakcie przygotowań na kilka miesięcy wypadł Martin Baran, przy Łazienkowskiej poważnego urazu kolana doznał Marek Wasiluk, a sporych problemów z okiem nabawił się Przemysław Frankowski, ale ten ostatni był w stanie po kilku tygodniach wrócić do gry.

W kolejnych spotkaniach było już gorzej. Z sześciu meczów Jaga wygrała tylko jeden, gdy po dwóch cudownych (i jedynych wiosną) Mateusza Piątkowskiego drużynie Probierza udało się pokonać Górnika Łęczna 2:1. I choć ta gorsza seria nawet na chwilę nie strąciła jej z ligowego podium, to nie zmieniło to podejścia trenera, który od swoich zawodników w każdym momencie oczekiwał maksymalnego profesjonalizmu i zaangażowania. Tego właśnie zabrakło w meczu Żółto-Czerwonych w Szczecinie, gdzie Jaga bez walki oddała trzy punkty tamtejszej Pogoni, przegrywając 0:2.

Trzęsienie ziemi w drużynie po słabym meczu w Szczecinie

Po tej porażce reakcje trenera były błyskawiczne. Zamiast jednego z treningów zawodnicy mieli rozmowy indywidualne, a dzień później piłkarskim środowiskiem wstrząsnęła informacja o przesunięciu do rezerw Mateusza Piątkowskiego. Najlepszy snajper zespołu miał już dogadać się w sprawie nowego kontraktu, ale w ostatniej chwili nie zdecydował się na jego podpisanie, oczekując od Jagiellonii awansu do Ligi Europy.

To małe trzęsienie ziemi wyszło Żółto-Czerwonym na dobre. Ekipa Probierza w ostatnich trzech meczach rundy zasadniczej (z Piastem, Bełchatowem oraz Ruchem) zdobyła siedem punktów, dzięki czemu szybko i bez większego trudu wywalczyła awans do pierwszej ósemki. Cel, jakim było utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej, został osiągnięty. Jagiellonia wciąż jednak zajmowała w tabeli trzecie miejsce, więc grzechem byłoby zadowolenie się tylko i wyłącznie samymi występami w grupie mistrzowskiej.

Z walki o utrzymanie po szanse na mistrza

- Będziemy walczyć, jest siedem ciekawych meczów. Teraz gramy ze Śląskiem, potem czekają nas wyjazdy do Poznania i Warszawy. Zrobimy wszystko, żeby zająć jak najwyższe miejsce. Walczymy o mistrzostwo i na pewno się nie poddamy – zapowiedział szkoleniowiec Jagiellonii po wygranej nad Ruchem. Na początek rundy dodatkowej białostoczanie zremisowali tylko ze Śląskiem Wrocław 1:1, co zredukowało szanse Jagi na tytuł mistrzowski do minimum, a przed meczami wyjazdowymi z Lechem Poznań i Legią Warszawa Żółto-Czerwoni musieli uważać, żeby po raz pierwszy w 2015 roku nie wypaść ze strefy pucharowej.

W Poznaniu na zwycięstwo Jagi wskazywało jednak bardzo niewiele. W swojej historii na stadionie Lecha wygrała ona w Ekstraklasie tylko raz, a i tym razem tuż po przerwie gol Dawida Kownackiego (swoją drogą, z dwumetrowego spalonego) dał Kolejorzowi prowadzenie i krok w kierunku kolejnego triumfu. Piłkarze Probierza nie załamali się – dwa gole Patryka Tuszyńskiego i bramka z rzutu wolnego Macieja Gajosa zapewniły Żółto-Czerwonym kolejną wielką wyjazdową wygraną w tym sezonie.

Jeszcze jedna mogła nastąpić ledwie trzy dni później, ponownie przy Łazienkowskiej. Kto wie, jak potoczyłoby się spotkanie z Legią Warszawa, gdyby w drugiej połowie Rafał Grzyb wykorzystał idealną sytuację na zapewnienie Jagiellonii prowadzenia. Kapitan Jagi trafił jednak tylko w słupek, a w doliczonym czasie gry o wyniku zadecydował… sędzia Paweł Gil, który w przeciągu kilku minut najpierw nie dał czerwonej kartki Ondrejowi Dudzie za kopnięcie bez piłki Bartłomieja Drągowskiego, następnie w sytuacji spornej nie podyktował rzutu karnego dla Żółto-Czerwonych za starcie Bartosza Bereszyńskiego z Przemysławem Frankowskim, by w praktycznie ostatniej akcji meczu odgwizdać przypadkowe zagranie ręką w polu karnym George’a Popchadze i uszczęśliwić ponad 20 tysięcy warszawskich kibiców, dyktując rzut karny, który wykorzystany przez Orlando Sa zapewnił mistrzom Polski skromne i bardzo kontrowersyjne zwycięstwo 1:0.

- Śmiech przez łzy. Mamy marzenia, a ktoś nam je niszczy. Zastanówmy się nad sensem polskiej piłki. Po co w takich sytuacjach trenować i grać? Moja pierwsza myśl po tej sytuacji, to rezygnacja z bycia trenerem. To po prostu nie ma sensu. Moje dalsze działania? Przyjadę do domu i whisky sobie pier…nę – mówił wówczas równie podłamany, co wściekły trener Probierz. Sytuacja w tabeli nie pozostawiała wątpliwości – historyczne mistrzostwo dla Jagiellonii stało się praktycznie niemożliwe.

Ostatni krok

Jagiellończycy raz jeszcze musieli pokazać charakter i to uczynili. W meczu z Wisłą Kraków, który zbiegł się z obchodami 95-lecia klubu, długo nie układało się im zupełnie nic, przez co przegrywali oni do 87. minuty gry 0:1. Wtedy jednak dwie znakomite akcje Niki Dzalamidze przyniosły trafienia Patryka Tuszyńskiego oraz Jana Pawłowskiego, co odwróciło wynik tego pojedynku o 180 stopni i doprowadziło do ekstazy 16 tysięcy białostockich kibiców, którzy wykupili wszystkie dostępne bilety na to spotkanie.

To był absolutnie kluczowy mecz w walce o ligowe podium i europejskie puchary, bo już tydzień później po pokonaniu Górnika Zabrze 3:2 Jaga przypieczętowała osiągnięcie najlepszego wyniku ligowego w swojej historii. Stało się jasne, że nic już nie jest w stanie odebrać Żółto-Czerwonym miejsca na podium Ekstraklasy w sezonie 2014/2015. Drużyna Probierza jeszcze do końca walczyła o mistrzostwo i wicemistrzostwo Polski, ale zwycięstwa nad Pogonią Szczecin (3:1) oraz dramatyczny triumf na zakończenie sezonu z Lechią Gdańsk (4:2, pomimo przegrywania 0:2 w 75. minucie gry) wobec skutecznej postawy Legii Warszawa i Lecha Poznań nie przyniosły już awansu w ligowej tabeli. Trzecie miejsce to dla Jagiellonii i tak wielki sukces, a przecież mógł on być jeszcze większy, gdyby białostoczanie mieli więcej szczęścia do decyzji sędziowskich.

- Wierzyłem jednak w swój zespół i walczyliśmy do końca, jak zawsze. To nie jest przypadek. Szczęście trzeba wypracować i jestem dumny z moich zawodników, bo to wszystko jest dla nich jak mistrzostwo Polski. Bez tylu kontrowersji sędziowskich prawdopodobnie bylibyśmy mistrzem Polski – powiedział na zakończenie rozgrywek szkoleniowiec Jagi Michał Probierz, który już ma przed sobą zadanie jeszcze trudniejsze, bowiem musi pogodzić przyszły sezon ligowy ze startem w europejskich pucharach, które dla Jagiellonii rozpoczną się już 2 lipca. Sam Probierz twierdzi bowiem, że „puchary w mniejszych klubach są jak pocałunek śmierci”, ale on z pewnością zrobi wszystko, aby udowodnić, że jednak się myli.

PS. Na koniec prezentujemy (prawie) wszystkie rekordy drużynowe, które Jaga zdołała pobić w tym sezonie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24