Falcao trafił dla "Czerwonych Diabłów"! Everton przegrał na Old Trafford

Grzegorz Ignatowski
Piłkarze Manchesteru United odnieśli trzecie zwycięstwo w tym sezonie Premier League. W meczu 7. kolejki ligi angielskiej pokonali na własnym boisku Everton 2:1. Świetne zawody w bramce gospodarzy rozegrał David De Gea.

Pod okiem trenera Louisa van Gaala w Manchesterze United nic nie miało być takie jak w zeszłym sezonie. Początek sezonu pokazał, że demony, które nawiedziły ten zespół za kadencji Davida Moyesa, wciąż są żywe. "Czerwone Diabły" początkowo przegrały kilka spotkań i przed tym spotkaniem zajmowali dopiero 10. miejsce w tabeli Premier League. Tyle, że Everton spisywał się jeszcze gorzej, bo jedno zwycięstwo i trzy remisy spowodowały, ze ten zespół plasował się tuż nad strefą spadkową. Obie ekipy miały więc przed pierwszym gwizdkiem sędziego nóż na gardle.

W mecz lepiej weszli gospodarze. Już w 4. minucie po dośrodkowaniu Luke'a Shawa Radamel Falcao niebezpiecznie uderzał na bramkę Evertonu. Kolumbijczyk po takich strzałach zazwyczaj cieszył się ze zdobycia gola, ale tym razem na przeszkodzie stanął mu Tim Howard. Amerykanin był ostatnio w rewelacyjnej formie i teraz też potwierdził, że rywale będą mieli z nim duży problem. Jednak w 26. minucie golkiper drużyny przyjezdnej skapitulował. Po akcji przeprowadzonej prawym skrzydłem i zbyt krótkim wybiciem Jagielki, Mata wystawił piłkę na strzał do Di Marii, a ten nie zastanawiając się długo skierował ją w lewy róg bramki Howarda.

Chwilę później mogło być 2:0, ale Howard poradził sobie z kolejną próbą Di Marii. Później Amerykanin mógł nieco odpocząć, bo do roboty wzięli się zawodnicy z pola. Tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego udało się im nawet wypracować rzut karny. Shaw nieprzepisowo powstrzymał w polu karnym Tony'ego Hibberta i arbiter wskazał na jedenasty metr. Do piłki podszedł Leighton Baines, ale David De Gea pokazał, że nie zamierza pozostawać w cieniu Howarda i w ładnym stylu obronił uderzenie reprezentanta Anglii.

W drugiej połowie tempo spotkania wzrosło. Choć początkowo grę zdominowali piłkarze Manchesteru, to w 55. minucie to fani Evertonu mieli powody do radości. Po dośrodkowaniu Bainesa najwyżej do piłki wyskoczył Steven Naismith i tym razem De Gea musiał wyciągać piłkę z siatki. Chwilę później po kolejnym dośrodkowaniu Bainesa i strzale Jagielki Everton mógł już prowadzić, ale Radamel Falcao wybił piłkę z linii bramkowej.

Kibice nie mieli za dużo czasu na rozpamiętywanie tej akcji, bo już trzy minuty później wynik uległ zmianie. W roli głównej wystąpiła dwójka Di Maria - Falcao. Ten pierwszy strzelał zza pola karnego, a drugi wmieszał się w akcję, przejmując piłkę i ze spokojem pokonując zaskoczonego rozwojem sytuacji Tima Howarda. Manchester United mógł więc witać się z gąską, ale wszyscy mieli w pamięci mecz z Leicesterem, w którym gąska okazała się zdradliwa i "Czerwone Diabły" roztrwonili prowadzenie 3:1, przegrywając ostatecznie 3:5.

I Everton rzeczywiście miał swoje szanse na przechylenie szali spotkania na swoją korzyść. Piłkarze tej drużyny dosłownie bombardowali bramkę De Gei w doliczonym czasie gry. Hiszpan dwoił się i troił, czasem cierpliwie czekał na to co się wydarzy, a innym razem fruwał od jednego słupka do drugiego skutecznie wybijając piłkę po uderzeniach Osmana czy Oviedo. Jego znakomite interwencję uchroniły ekipę Manchesteru przed utratą bramki i to właśnie jemu można przyznać główną zasługę za zwycięstwo w meczu z Evertonem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24