Górnik Zabrze produkcji Adama Nawałki (część 1)

Sebastian Gladysz
Stało się. Adam Nawałka został selekcjonerem reprezentacji Polski i mimo że do grudnia ma sprawować obie funkcje, powoli żegna się z Zabrzem. Żegna się z Górnikiem, którego obecna pozycja i siła jest w dużej mierze jego zasługą. Droga, którą przeszedł on sam wraz z całym klubem, nie była usłana różami. Dlatego tym bardziej należy ją przypomnieć.

Koźmiński: Możemy grać jak Włosi. Nawałka wzoruje się na ich szkole

Tło historyczne

Na początek kilka słów wprowadzenia. Bałagan, jaki został w Górniku po spadku z Ekstraklasy doprowadziłby niejednego twardziela do załamania. Kadra pełna gwiazd i pomniejszych gwiazdeczek odpornych na dyscyplinę i ciężką pracę, klubowa kasa świecąca pustkami po zakręceniu dopływu gotówki przez sponsora – Allianz, a także drążona w sposób bezwzględny przez niebotyczne kontrakty niektórych zawodników, nerwowe ruchy w szefostwie klubu i rozpadający się stadion – daleko temu krajobrazowi do sielanki. I w tych warunkach Ryszard Komornicki podjął się walki o powrót do Ekstraklasy. Szło mu różnie, raz lepiej, raz gorzej, ale pod koniec rundy jesiennej drużyna kompletnie się pogubiła. Sześć meczów bez zwycięstwa i jedynie piąte miejsce w tabeli na zakończenie rozgrywek w 2009 roku poskutkowały tym, że były piłkarz Górnika pożegnał się ze stołkiem trenera tego klubu.

W tym samym czasie cudów z drużyną GKS-u Katowice dokonywał Adam Nawałka. Katowicki zespół pełny był młodych zawodników, w dodatku sytuacja finansowa tego klubu była jeszcze gorsza niż Górnika. Nawałka wykręcał jednak świetny wynik na przekór wszelkim przeciwnościom. Jego GKS czaił się w tabeli tuż za plecami zabrzan, mając w dorobku tylko jeden punkt mniej. Wszyscy piłkarze z Katowic podkreślali, jak duży wpływ miał na nich trener Nawałka. Pokazał, że potrafi pracować z młodymi, że potrafi utemperować krnąbrnych zawodników i że nie jest dla niego przeszkodą nie do przeskoczenia praca w trudnych warunkach – organizacyjnych i finansowych. Właśnie kogoś takiego potrzebowano wtedy w Zabrzu. Jeśli ktoś miał wyciągnąć z dołka drużynę Górnika i uratować sezon (czyt. awansować do Ekstraklasy), mogła to być tylko charyzmatyczna postać z silną osobowością i która rządziła twardą ręką.

23 grudnia 2009 roku Adam Nawałka został trenerem Górnika.

Trudne początki – krew, pot i łzy

Przed rundą wiosenną nie doszło w Zabrzu do kadrowej rewolucji. Nie było na to pieniędzy. Nowy szkoleniowiec musiał sobie radzić z tym samym materiałem, co poprzednik. Na samym początku współpracy Nawałka zakomunikował nowym podopiecznym, czego od nich oczekuje – ciężkiej pracy na treningach, dyscypliny i woli walki. Obiecał im również krew, pot i łzy, które doprowadzą ich do osiągnięcia celu. Wszyscy na to przystali, wiadomo było jednak, że po jakimś czasie w zespole nie będzie takiej jedności. Nie każdy zawodnik uznawał dobro drużyny za swój priorytet, a do tego dążył Nawałka. Już wtedy widać było problemy piętrzące się na horyzoncie.

Pierwsze mecze z nowym trenerem na ławce nie były oszałamiające w wykonaniu Górnika. Remis, zwycięstwo, zwycięstwo, remis, porażka. Awans zdawał się oddalać, kibice zaczęli tracić nadzieję, a szkoleniowiec nie potrafił odcisnąć piętna na swoim zespole.

I wtedy rozgrywki zostały przerwane. 10 kwietnia 2010 roku doszło do katastrofy smoleńskiej i cały kraj pogrążył się w żałobie. O meczach piłkarskich nie mogło być mowy. Trener Nawałka w tych smutnych okolicznościach dostał czas tak potrzebny na pracę z zespołem. Przez dwa tygodnie miał możliwość przygotować zabrzańskich piłkarzy do końcówki sezonu, zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Wydaje się, że to właśnie wtedy dotarł do ich głów i zmienił ich nastawienie. Zawodnicy przepracowali tą przerwę naprawdę ciężko, ale wiedzieli, że będzie warto. Gdy w końcu wrócili do ligowych rozgrywek, byli nie do poznania.

Zbieranie plonów

Drużyna, która nie potrafiła u siebie pokonać Floty Świnoujście, a z Nowego Sącza wróciła bez punktów, przeszła metamorfozę i zaczynała zwyciężać każdych kolejnych rywali. Znicz, Kluczbork, Stal u siebie? Żaden problem, dziewięć punktów. Wyjazd do Szczecina na mecz z Pogonią? Pewne zwycięstwo. Pojedynek w Łodzi z ŁKS-em? Pogrom 4:1 w wykonaniu Górnika. Co się zmieniło? Wciąż ci sami zawodnicy, ale jakby z motywacją do grania. Trener ustabilizował wyjściową jedenastkę swojego zespołu, wprowadzając do niej na stałe Adama Dancha, Konrada Cebulę i Adriana Świątka. Ten ostatni wraz z Tomaszem Zahorskim odwdzięczał się za zaufanie zdobywanymi golami.

Metody treningowe Nawałki zaczynały procentować. Górnik wyglądał nieźle pod względem fizycznym, a to skutkowało tym, że zawodnicy z Zabrza mieli większe szanse pokazywać swe piłkarskie umiejętności, które okazywały się wyższe niż rywali. Nawałka odblokował niektórych piłkarzy przygotowując ich lepiej pod względem motorycznym. Zabrzańska jedenastka pomimo wpadki w meczu u siebie z Wartą, kilka dni później zapewniła sobie awans do Ekstraklasy w Ząbkach.

Nikt nie powie, że to zasługa tylko i wyłącznie Adama Nawałki, ale… Gdyby nie on, pewnie by się nie udało.

Powrót do elity

Szkoleniowiec Górnika dostał kredyt zaufania od władz klubu. Wraz z Tomaszem Wałdochem i Łukaszem Mazurem starali się wzmocnić kadrę, aby powalczyć o coś więcej niż utrzymanie. Na Roosevelta trafili m.in. Michał Bemben, Mariusz Jop, Aleksander Kwiek czy Daniel Sikorski. Ekipa Nawałki nie zachwycała na samym początku rozgrywek, ale po derbowym zwycięstwie nad Ruchem coś w niej drgnęło. Trener zdecydowanie od tego meczu postawił na Adama Stachowiaka między słupkami, a do tego do roli playmakera wyznaczył Piotra Gierczaka. Górnik znów był jedną z lepiej przygotowanych fizycznie drużyn w całej stawce. Brakowało jednak w jej grze automatyzmów i zrozumienia, tak widocznych dzisiaj. Na to kibice z Zabrza musieli jeszcze poczekać.

Tymczasem Górnikowi wiodło się coraz lepiej. Trzy punkty w starciu z Ruchem dodały zawodnikom pewności siebie, dzięki której zwyciężyli 3:2 w szalonym meczu z Cracovią i tydzień później pokonali GKS Bełchatów. Cztery zwycięstwa w sześciu meczach? Nikt nie mógł narzekać, a Nawałka budował swoją coraz to mocniejszą pozycję w klubie, zdobywając zaufanie kibiców i sympatię prezydent miasta, która de facto do dzisiaj pozostaje najważniejszą osobą w Górniku.

Drużyna z Zabrza nie była jednak gotowa do regularnego zwyciężania. Brakowało stabilizacji formy i pewne mecze po prostu Górnikowi od początku do końca nie wychodziły. Tak było w Gdańsku, gdzie Lechia od początku dominowała, a zespół Adama Nawałki grał tak fatalnie, że w ostatecznym rozrachunku kibice mogli się cieszyć z porażki 5:1. Równie dobrze mógł paść wynik dwucyfrowy. Skąd taka nagła nieudolność? Prawdopodobnie przez konsekwentność, którą wpajał drużynie trener. Górnik starał się grać cały czas tak samo, swoim stylem, nie zwracając uwagi na wynik. Niektóre drużyny, jak Lechia, potrafiły to rozgryźć i wtedy ekipa czternastokrotnego Mistrza Polski stawała się łatwym celem dla rywali.

Później Górnik grał w kratkę. Drużyna budowana przez Nawałkę potrafiła u siebie pokonać Wisłę i Lecha, co było sporym zaskoczeniem dla kibiców, przez lata przyzwyczajonych do bolesnych porażek z najmocniejszymi ekipami ligi. Szkoleniowiec zabrzan potrafił zmotywować swoich podopiecznych do wzmożonego wysiłku przeciwko najlepszym. Nawet jednak to nie pozwoliło zdobyć choćby punktu w Warszawie z Legią, a także w Zabrzu z mocną wtedy Jagiellonią. Nawałka mocno stawiał na Adama Dancha, który sam twierdzi, że znalazł się na zakręcie kariery i pomocna dłoń wyciągnięta przez trenera pozwoliła mu wyjść na prostą. Szanse od szkoleniowca dostawali również Marcin Wodecki, Daniel Sikorski czy Michał Jonczyk. Cały zespół systematycznie uczył się dyscypliny i podporządkowania trenerowi, który nie znosił sprzeciwu, a w razie jego zaistnienia potrafił być impulsywny. Szacunek w jego oczach zawodnicy zdobywali ciężką pracą. W jego drużynie mogło czasem brakować umiejętności, ale mocno piętnowany był brak zaangażowania i woli walki. W Ekstraklasie, gdzie jest to jedna z kluczowych składowych, pozwalało to na osiąganie zadowalających wyników.

Górnik nie mógł zaliczyć końcówki rundy jesiennej do udanych. Podopieczni Nawałki dwukrotnie zostali rozgromieni w stosunku 4:0 – najpierw we Wrocławiu przez Śląsk, a następnie w Łodzi przez Widzew. W międzyczasie pokonali jednak Koronę u siebie i ostatecznie przezimowali na siódmym miejscu w tabeli.

Krok po kroku, stale do przodu

Przed początkiem rundy wiosennej Górnik został wzmocniony dwoma piłkarzami – Michalem Gasparikiem i Robertem Jeżem. Szczególnie transfer tego drugiego był zaskoczeniem – kapitan grającej w Lidze Mistrzów Żiliny trafia do beniaminka Ekstraklasy? Wydawało się, że musi być w tym jakiś haczyk. Okazało się, że nie tym razem.

Pierwszy mecz przed własną publicznością w 2011 roku od razu okazał się jednym z najlepszych, jaki Górnik rozegrał przy Roosevelta w XXI wieku. Zabrzanie wgnietli w ziemię Zagłębie Lubin, zwyciężając 5:1 po naprawdę pięknych bramkach. W debiucie trafił Jeż, piłkę do siatki skierował także Gasparik. Potem nie było jednak tak kolorowo, bowiem przyszła porażka w Wielkich Derbach Śląska. I to bolesna, ponieważ w dużych rozmiarach (3:0).

W niektórych meczach grę Górnika oglądało się z przyjemnością. Zawodnikom Nawałki nie brakowało rozmachu w budowaniu ataków i dyscypliny w grze obronnej. Gra zaczynała się kleić, drużyna wydawała się zgrana. Czasem przychodziły jednak bezbarwne mecze, w których nie było widać stylu. W nich Górnik prezentował się jak zwykła, szara drużyna, jakich w Ekstraklasie wiele.

Drużyna z Zabrza brnęła przez rundę wiosenną, zaliczała wzloty i upadki, ciągle utrzymywała się jednak w górnej połówce tabeli. Szkoleniowiec czternastokrotnych mistrzów Polski znalazł sposób na swój były klub – Górnik pokonał Wisłę i u siebie, i w Krakowie. Szczególnie mecz rewanżowy, pod Wawelem, pokazał jak dobrze zorganizowana i konsekwentna mogła być ekipa „Trójkolorowych”. Były to zalążki gry, którą imponuje ona dzisiaj. Początki automatyzmów i przemyślanych akcji. Próby ataków pozycyjnych. Utrzymywanie się przy piłce. To właśnie w takich meczach Adam Nawałka budował fundamenty pod to, co widzimy dzisiaj.

Wyszarpany w ostatniej minucie remis z Legią dodał animuszu zawodnikom z Zabrza na końcówkę sezonu. W dramatycznych okolicznościach zwyciężyli Polonię w Bytomiu czym przyczynili się do jej spadku z Ekstraklasy, a potem pokonali u siebie Śląsk rewanżując się za wstydliwą porażkę z pierwszej rundy. Mając jeszcze iluzoryczne szanse na europejskie puchary, pojechali do Kielc na mecz z Koroną. Przegrali, ale wszystko co najważniejsze, rozegrało się w szatni zabrzańskiej drużyny. Trener przy wszystkich krytykował w ostrych słowach Daniela Sikorskiego. W jego obronie stanął Adam Stachowiak, który w niewybredny sposób próbował uświadomić szkoleniowca, że gdyby nie bramki Sikorskiego, to jego już w Zabrzu mogłoby nie być. Wszyscy wiedzą, jak to się skończyło. Stachowiak już więcej w Górniku nie zagrał.

Na zakończenie sezonu gracze Nawałki dali koncert, zwyciężając u siebie Widzew 4:0. Popisowo zagrał Robert Jeż, który okazał się transferowym strzałem w dziesiątkę. Umiejętnościami przerastał nie tylko Górnika, ale i większość ligowców. Jak się okazało, było to jego ostatnie spotkanie w trójkolorowych barwach. Nie tylko jego… Adam Nawałka rozpoczynał bowiem budowanie nowego Górnika na nowy sezon. Chciał się pozbyć zbyt krnąbrnych zawodników i w końcu wprowadzić do składu powiew młodości.

Stało przed nim wyzwanie jeszcze większe, niż we właśnie zakończonych rozgrywkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24