Dla trenera Dawida Szulczka spotkanie z Jagiellonią było podwójnie wyjątkowe. Po pierwsze, w sobotę po raz 50. zasiadł na ławce jako szkoleniowiec Zielonych w spotkaniu w ekstraklasie. Po drugie, po raz pierwszy rywalizował z 31-letnim Adrianem Siemieniecem - szkoleniowcem Jagi - który prywatnie jest jego wieloletnim przyjacielem. Obaj trenerzy znają się jak "łyse konie", także zarówno jednemu, jak i drugiemu trudno było przygotować coś, co mogłoby zaskoczyć.
Zobacz też: Szwedzcy kibice upamiętnili byłego bramkarza Lecha Poznań. 2 maja minie 10 lat od śmierci Ivana Turiny
Jak się jednak okazało od samego początku spotkania, lepiej przygotowaną drużyną była zdecydowanie Jagiellonia. Gospodarze dyktowali warunki gry, natomiast Warta sprawiała wrażenie, jakby do Białegostoku w ogóle nie dojechała. Gospodarze byli głodni zwycięstwa, a ich najlepsi strzelcy - Marc Gual i Jesus Imaz - sprawiali wrażenie graczy, którzy nie mają chęci się zatrzymywać.
Strzelanie szybko rozpoczął młodszy z Hiszpanów. Przebojem lewą stroną boiska przedarł się Bartłomiej Wdowik, który nic nie robił sobie z obecności warciarzy wokół siebie. 22-letni wahadłowy zauważył niekrytego Guala, a ten strzałem z pierwszej piłki zmusił Adriana Lisa do pierwszej kapitulacji w tym spotkaniu.
Po 17. minutach było już 2:0 dla Jagiellonii. Zawodnicy Dumy Podlasia ponownie zainicjowali akcję lewą flanką. Michal Sacek zgrał futbolówkę do Guala, który chciał wyłożyć piłkę do Jesusa Imaza. Jego podanie przeciął Dawid Szymonowicz. Zrobił to jednak na tyle niefortunnie, że wpakował ją do własnej bramki. 13 minut później Zieloni byli na deskach, a autorem cudownego trafienia strzałem ze skraju pola karnego popisał się Nene.
Trzy bramki do szatni były najmniejszym wymiarem kary, jaki otrzymali Zieloni. Jagiellonia spokojnie mogła strzelić jeszcze ze dwa gole i nikt nie mógłby mieć do nich pretensji. Warta tworzyła sporadyczne akcje, jednak Zlatan Alomerović był praktycznie bezrobotny w pierwszych 45 minutach.
- To była fatalna połowa. Nie ma się z czego tłumaczyć. Nie chcę wysnuwać daleko idących wniosków. Idziemy na przerwę, wysłuchać wskazówek trenerów. Chcemy się poprawić, bo gorzej zagrać się nie da - powiedział kapitan Warty Jakub Kiełb w przerwie spotkania na antenie Canal+ Sport.
Zieloni w drugiej połowie poprawili swoją grę w obronie, nie pozwalając już na aż tyle zespołowi gospodarzom na powiększenie swojego dorobku bramkowego. Poznaniacy zaczęli grać nieco agresywniej i odważniej, choć nie tworzyli sobie klarownych sytuacji. Nawet przez moment nie pachniało honorowym trafieniem dla ekipy prowadzonej przez Dawida Szulczka.
W 67. minucie doszło do bardzo groźnej sytuacji. Dmitros Stavropoulos oraz Wiktor Pleśnierowicz zderzyli się głowami. Dwaj środkowi obrońcy Warty musieli opuścić boisko. I tak jak młody defensor Zielonych zrobił to o własnych siłach, tak Grek został zniesiony na noszach, cały zalany krwią.
Warta dosyć późno rozpoczęła odrabianie strat. W 81. minucie doskonale na lewej stronie pola karnego Stefana Savicia wypatrzył Kajetan Szmyt. Austriak zgrał sobie piłkę na klatkę piersiową i z całej siły zapakował futbolówkę pod poprzeczkę bramki Alomerovicia. To jednak było trafienie na otarcie łez i zniwelowanie rozmiarów zdecydowanej porażki i słabej gry w sobotnim pojedynku.
"Swojska banda" po pokonaniu Legii Warszawa w zeszłym tygodniu, weekend majowy spędzi w minorowych nastrojach. Warciarze na odpoczynek nie będą mieli zbyt wiele czasu. Już w piątek, 5 maja poznaniacy udadzą się do Zabrza na spotkanie z Górnikiem.
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?