Jak to się robi w Czechach?

Tomasz Mazurkiewicz
Punkt kulimacyjny wyjazdy do Pragi, czyli wizyta na stadionie
Punkt kulimacyjny wyjazdy do Pragi, czyli wizyta na stadionie Tomasz Mazurkiewicz (Ekstraklasa.net)
Był zimny październikowy poranek, termometr wskazywał ledwie 4 stopnie powyżej zera, a ja pełen nadziei ruszałem w drogę do Pragi, gdzie nasza kadra miała grać o nadzieję i honor. Jak to się robi w Czechach, czyli relacja z wyjazd na mecz Czechy – Polska.

Podróż
Około 7 ruszyliśmy w nie tak długą drogę do Pragi. Wyprawa rozpoczęła się od dyskusji na tematy około reprezentacyjne, czyli : dlaczego Majewski jest zły, dlaczego Lato jest zły, dlaczego PZPN jest zły i dlaczego przegramy. Mimo tego brutalnego, dla naszej kadry, realizmu w wielu tliła się ciągle iskierka nadziei, że reprezentacja odżyje, wygra i powalczy o awans.

Po godzinie drogi do busa wsiadła druga pozostała część współtowarzyszy wyprawy, co na nowo obudziło dyskusję na tematy wyżej wymienione. Mimo nowej tury i nowych uczestników rozmowy, wnioski pozostały te same, raczej niewesołe dla naszej piłki.

Droga do granica upłynęła w atmosferze senno-postojowo-filmowej. Po drodze dotarła do nas informacja o czeskiej policji przeszukującej wszystko, co na polskich „blachach” w obawie przed najazdem chuliganów. Jako, że byliśmy stosunkowo małą grupy i nie mieliśmy zamiaru tracić czasu na kontrolach, udało nam się zorganizować małą dywersję. Policjantom powtarzaliśmy, że piłką to się za bardzo nie interesujemy, a jedziemy do Pragi na weekend zobaczyć most Karola. Dzięki temu pierwsza kontrola na granicy poszła sprawnie, a druga przy wjeździe do Pragi w ogóle została nam odpuszczona. Tym sposobem sprawnie dotarliśmy do hotelu we wczesnych godzinach popołudniowych i po chwili na odświeżenie, ruszyliśmy do ścisłego centrum.

Praga
Miasto Praga mimo chłodnej i deszczowej pogody oraz odległego już lata i końca wakacji, okazała się być szczelnie wypełniona turystami. Prym wiódł most Karola, którego pokonanie tempem choćby spacerowym było trudne, ze względu na ogromną ilość ludzi, z których większość co rusz przystawała, aby udokumentować swą obecność w tym miejscu na zdjęciu, a najlepiej na kilkudziesięciu.

Ogólnie Polaków było bardzo dużo, jednak Ci, którzy przybyli oglądać mecz ginęli w tłumie turystów. Nasi fani jako miejsce spędzenia większości wolnego czasu upatrzyli sobie główny plac miast. W tym miejscu to przeciętni turyści ginęli w gąszczy kibiców i równie licznych, uzbrojonych po zęby policjantów. Z godziny na godzinę przybywało Polaków, którzy licznie i ochoczo smakowali napoju, z którego produkcji znani są Czesi. Warto wspomnieć, że na samym tym placu liczba fanów znacząco przekraczała ilość miejsc w polskim sektorze, a wielu polskich kibiców krążyła jeszcze po innych częściach miasta lub przyjechała zaraz przed meczem.

Mecz
Po kilkugodzinnej wizycie w centrum miasta należało przeprawić się przez rzekę i pokonać ok. 2 kilometrowy odcinek, aby dotrzeć pod bramy stadionu. Tutaj już na ponad godzinę przed meczem były tłumy fanów. Jedni wchodzili na stadion, inni szukali swego sektora. Bardzo wielu próbowało też nabyć bilety, co udało się dużej liczbie fanów, jednak po zauważalnie wyższych cenach. Co ciekawe bilety od „koników” równie licznie kupowali Czesi, których rodzimy związek zaskoczył, kończąc sprzedaż wejściówek dzień przed meczem, w obawie przed tłumami Polaków.

W efekcie na stadionie pojawiło się tylko 14 tysięcy fanów, co stanowi 66% pojemności obiektu. Polacy wypełnili swój sektor i dodatkowo kilkuset fanów biało-czerwonych było rozsianych po całym stadionie. Już na półgodziny przed meczem nasi kibice zaczęli grzać piłkarzy ( i przy okazji siebie samych ) gorącym dopingiem, w którym co jakiś czas wplatane były „pozdrowienia” dla związku i jego prezesa. Taki stan utrzymał się przez cały mecz. Sektor zajmowany przez polskich fanów głośno i nieprzerwanie dopingował naszych graczy, zagłuszając nieliczne próby dopingu ze strony czeskiej. Fani gospodarzy przebudzili się po bramkach, jednak ich aktywność trwała zaledwie kilka minut. Na stadionie panowała radość objawiająca się chociażby pojawieniem meksykańskiej fali na stadionie, jednak czescy fani nie byli wtedy świadomi wyniku drugiego meczu, który praktycznie przekreślał ich szanse na awans.

Końcówka meczu to jeszcze głośniejszy doping wiernych, polskich fanów. Po końcowy gwizdku część piłkarzy podeszła do sektora i w podziękowaniu za wsparcie rzuciła kibicom koszulki. Niestety nie wszystkich stać było na taki gest i niektórzy szybko udali się do szatni.

Wracając do hotelu można było zobaczyć wielu zasmuconych już kibiców czeskich, którzy zdali sobie sprawę, że niewiele pomoże im to zwycięstwo w walce o awans. Polscy fani nie wyglądali na zmartwionych, a pogodzonych z sytuacją, wszak wielu już po nominacji trenera Majewskiego była pogodzona z porażką i marnym stylem gry.

Zakończenie
Na domiar złego hotelowy bar był zamknięty, a pan zarządzający hotelem w nocy nie był zbyt ugodowy i dodatkowo jego wiedza o potencjalnych punktach sprzedaży nie wykraczała poza mury hotelu. Tym samym udało mu się to, czego nawet polska kadra nie potrafi, czyli wywołać powszechną frustrację.

Droga powrotna mija w dobrych humorach, co tylko dowodzi, że za kadrą nie dla wyników, a pomimo wyników. Dodatkowo wyjazd na mecz reprezentacji to zawsze inne, ciekawe i niepowtarzalne przeżycie, które zmuszają nas do jeżdżenia na kolejne wyjazdy. Bo liczy się duch w narodzie, a nie wynik …

TUTAJ oglądnij zdjęcia z tego wyjazdu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24