"Jakość piłkarska Rakowa była większa". Opinie trenerów po meczu Górnika Łęczna z Rakowem Częstochowa w półfinale Fortuna Pucharu Polski

Krzysztof Nowacki
Krzysztof Nowacki
Wojciech Szubartowski
W półfinale Fortuna Pucharu Polski pierwszoligowy Górnik Łęczna przez 45 minut dotrzymywał kroku liderowi PKO Ekstraklasy, Rakowowi Częstochowa. - Byliśmy bardzo agresywni, dynamiczni – mówi trener Ireneusz Mamrot. Zielono-czarni stracili impet po stracie gola na początku drugiej połowy.

- W pierwszej połowie Raków stworzył sobie kilka sytuacji, ale my również. Może nie były to sytuacje stuprocentowe, jednak dwa-trzy razy było groźnie pod bramką przeciwnika – podkreśla szkoleniowiec Górnika. - Byliśmy bardzo agresywni, dynamiczni. Nasza dyspozycja była dobra. Natomiast nie ustrzegliśmy się też błędów w ustawieniu – dodaje Ireneusz Mamrot.

Zwycięstwo w Łęcznej i awans do finału Fortuna Pucharu Polski, to ogromny sukces drużyny z Częstochowy. - Trzeci rok z rzędu zagramy w finale. Czyli musieliśmy wygrać 16 kolejnych meczów. Nie zawsze te zwycięstwa były okazałe, ale zasłużone. To jest coś wielkiego – twierdzi Marek Papszun. - Spodziewaliśmy się, że Górnik, jak każda drużyna z niższej ligi, wykaże się dużą ambicją. Widać, że trener Mamrot miał plan na to spotkanie. Mimo, że w pierwszej połowie mieliśmy więcej sytuacji, to mecz nie do końca był pod naszą kontrolą. Natomiast druga połowa, to już pełna dominacja – uważa trener Rakowa.

Zespół z Częstochowa strzelił zwycięskiego gola chwilę po rozpoczęciu drugiej połowy. Piłkę z pola karnego nieudanie wybijał Dawid Tkacz i Bartosz Nowak w 47. minucie pokonał z bliska Macieja Gostomskiego. - To nie była kwestia braku koncentracji tylko błąd techniczny. Młody chłopak źle wybił piłkę. Szkoda, bardzo to przeżywa. W pierwszej lidze w każdym spotkaniu zdarzają nam się błędy, ale nie każdy potrafi to wykorzystać. Na wyższym poziomie od razu są konsekwencje takiego błędu – mówi Mamrot.

Jeden gol przesądził o losie Górnika Łęczna. W finale Fortun...

Szkoleniowiec Górnika uważa, że szybko stracona bramka podcięła skrzydła jego zawodnikom. - Zespół czuł, że gra z bardzo mocnym przeciwnikiem i zabrakło trochę więcej wiary, że można wyrównać. Praktycznie pierwsza akcja zakończyła się bramką i Raków w drugiej połowie kontrolował już grę. Gdyby dłużej utrzymywał się wynik bezbramkowy, to byłoby to z korzyścią dla nas, ponieważ mielibyśmy więcej przestrzeni na kontrataki – przyznaje.

Kolejnym zdarzeniem, które wpłynęło na postawę gospodarzy była kontuzja Sergieja Krykuna. Skrzydłowy Górnika w 59. minucie został trafiony piłką w głowę. Uderzenie było bardzo mocne i Krykun musiał opuścić plac gry. - Mam nadzieję, że nic poważnego się nie stało, ale pierwsze sygnały mówiły o problemie z okiem. Wierzę, że wieści ze szpitala będą dobre i Sergiej będzie do dyspozycji w następnym meczu (11 kwietnia z ŁKS Łódź – red.), ponieważ jest ważnym zawodnikiem i jego brak byłby dla nas dużym problemem – podkreśla trener Górnika.

W miejsce Krykuna na boisko wszedł Damian Gąska. Wymuszona zmiana wpłynęła na grę zielono-czarnych. - Damian jest po kontuzji, dopiero od dwóch tygodni trenuje z zespołem. Poza tym jest „dziesiątką”. Później go przesunęliśmy, a na boku grał Szramowski. Ale Łukasz też nie jest typowym bocznym pomocnikiem, więc tutaj nam brakowało. Gra na skrzydle opierała się praktycznie tylko na Miłoszu Kozaku. Natomiast w pierwszej połowie dwa skrzydła napędzały zespół – zauważa Mamrot.

Gra w półfinale z Rakowem była największym sukcesem Górnika w historii występów w Pucharze Polski. Spotkanie obejrzało około 6 tysięcy kibiców, wspierając zielono-czarnych przez 90 minut. - Jakość piłkarska Rakowa była większa, niż nasza – przyznaje szczerze Ireneusz Mamrot.

Opiekun drużyny z Częstochowa przyznaje, że do potyczki w Łęcznej jego drużyna podeszła skupiona i zmobilizowana. - W piłce nie zawsze wygrywa lepszy na boisku, a mecze pucharowe pokazują, że słabszy teoretycznie może wygrać z lepszym. Jest to bowiem tylko jeden mecz i wiele rzeczy może się wydarzyć. Sędziowanie, pogoda, forma, czy przeciwnik, który może mieć swój dzień. My do tych meczów zawsze podchodzimy bardzo odpowiedzialnie, a drużyna jest dobrze przygotowana i skoncentrowana, bo ma ambicje i chce ten puchar wygrać – podkreśla Marek Papszun.

Raków zagrał w Łęcznej trzy dni po ligowej porażce w Warszawie z Legią 1:3. - Drużyna pokazała dojrzałość, odpowiedzialność, ale i sporo jakości. Stworzyliśmy sobie dużo sytuacji i zaprzeczyliśmy tym, którzy myśleli, że jest już po nas – mówi Mamrot.

Klubowi ze stolicy Raków będzie miał szansę zrewanżować się w finale Fortuna Pucharu Polski, 2 maja na PGE Narodowym. - Cieszę się, że Legia też tam dotarła (w półfinale wygrała z KKS 1925 Kalisz 1:0 – red.) i zapowiada się dobry mecz – dodaje Papszun.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gol24.pl Gol 24