Koniec jest bliski! (KOMENTARZ)

Łukasz Piekarski
My Polacy mamy to do siebie, że niemal zawsze wierzymy w końcowy sukces. Pamiętamy te zaciskane kciuki przed meczami z Koreą Południową podczas mundialu w 2002 roku, kiedy to po wielu latach przerwy awansowaliśmy na wielką imprezę czy przy oczekiwaniu na ostatni mecz fazy pucharowej Euro 2012 z reprezentacją Czech... Na październikowe pojedynki podejdziemy z podobnym nastawieniem. Napompujemy balon i... No właśnie! Co wtedy?

Do meczu z reprezentacją Czarnogóry pozostało jeszcze kilka dni. Cały kraj obiega informacja, że zgrupowanie naszej kadry opuszcza Arkadiusz Milik, a chwilę później w dodatkowej depeszy słyszymy, że i Artur Sobiech musi wracać do domu. Sztab szkoleniowy "biało-czerwonych" nabiera wody w usta. Media zaczynają spekulować, a kibice zaglądać do skarbów kibica. Cały ten proceder ma przynieść odpowiednie zastępstwo. Nie możemy przecież do dwóch ważnych spotkań przystąpić z samym Lewandowskim. Pojawia się pierwsza informacja, którą po chwili potwierdzają trenerzy. Kadrę w trybie awaryjnym uzupełni Paweł Brożek. Po niespełna pięciu minutach rozpoczyna się oficjalna nagonka na snajpera Wisły Kraków. Nagonka w zupełności zrozumiała. 30-letni napastnik podczas minionego okienka transferowego powrócił z podkulonym ogonem do Wisły. W Hiszpanii nawet nie rozpoczął swojej kariery.

Jak skończył się pobyt Pawła w drużynie narodowej? W spotkaniu z Czarnogórą nie zagrał i nie usiadł nawet na ławce rezerwowych. Na wczorajszą rywalizację z San Marino już wyjść musiał i to w podstawowym składzie (kontuzja Lewandowskiego i brak zmiennika). Starcia ze studentami, kelnerami czy pracownikami banku chluby snajperowi "Białej Gwiazdy" nie przyniosły. Zmiana w 56. minucie i koniec przygody z reprezentacją.

Ktoś słyszał o wyczynach reprezentacji Turks i Caicos? To właśnie ex aequo z tą drużyną ostatnie miejsce w rankingu FIFA okupuje nasz wczorajszy przeciwnik z San Marino. "La Serenissima" w całym swoim dorobku zaliczyli 20 bramek. Tę ostatnią strzelili wczoraj, uciekając z listy ekip, które w tych eliminacjach są bez choćby jednego trafienia. Każdy gol przyrównywany jest w tym niewielkim kraju do ogromnego święta. Prawie połowę z nich ustrzelił nieśmiertelny Andy Selva (8 bramek). "Nieśmiertelny", ponieważ od kiedy sięga się pamięcią to on zawsze w niej grał.

Od rana czytamy o wciąż możliwych szansach awansu naszej reprezentacji do przyszłorocznego mundialu w Brazylii. Owszem... matematycznie i bardzo iluzorycznie mamy jakieś tam opcje. Gdy jednak do sprawy podejdziemy bardziej realistycznie, to okaże się, że nawet najwięksi optymiści delikatnie zwątpią. Musimy wygrać na wyjeździe z Ukrainą i Anglią oraz liczyć na remis w starciu Synów Albionu z Czarnogórą. Niby proste. Wygranie na obcym terenie z "żółto-błękitnymi" przy wysokiej formie i łucie szczęścia jest osiągalne. Sukces na Wyspach to raczej mrzonki. Do tego Anglicy nie mogą wygrać w Podgoricy... Na pytanie o nasze szanse odpowiedzmy sobie sami, po cichu.

Nasza kadra to nasz ogólnospołeczny problem. Niby co raz więcej ludzi się z nią nie utożsamia i jej nie ogląda, ale gdy tylko bramkę strzeliło San Marino to niemal cały internet eksplodował od prześmiewczych tekstów. Teraz na wzmożoną falę krytyki, która w przeciągu kilkunastu godzin ucichnie będziemy musieli poczekać do października. To właśnie wtedy rozpęta się ostateczna bitwa o awans, pieniądze i być może - posadę selekcjonera, którego w uznaniu większości - powinniśmy wymienić zaraz po ostatnim gwizdku meczu z Anglią.

Obserwuj autora na Twitterze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24