Korespondencja z Kijowa: Ukraina ma złą twarz Błochina

Z Kijowa Rafał Musioł/Dziennik Zachodni
- Nie mamy powodu, żeby się za naszą drużynę wstydzić. Winnym naszej porażki jest sędzia - nie owijał w bawełnę w nocy z wtorku na środę selekcjoner Ukrainy Oleg Błochin. Były wielki piłkarz mówił to z twarzą wykrzywioną wściekłością, zresztą jego temperament dawał o sobie znać także w czasie meczu z Anglią. Meczu, który dla gospodarzy oznaczał pożegnanie z turniejem.

Nic się nie stało

Dzień po spotkaniu emocje stopniowo opadały. Telewizje do znudzenia pokazywały strzał Marko Devicia, po którym piłka minęła linię bramkową, cytowały też słowa Stevena Gerarda, że nieuznanie gola było niesprawiedliwe. Często pomijały jednak drugą część wypowiedzi, że dla Anglii to swoiste wyrównanie podobnej krzywdy z mistrzostw świata sprzed dwóch lat. Zazwyczaj nie pokazywano też początku akcji, gdzie widać, że jedno z pierwszych podań trafiło do zawodnika będącego na pozycji spalonej.

Generalnie jednak można było odnieść wrażenie, że pożegnanie Ukrainy z Euro było spodziewane. Nie ma też histerycznej nagonki, jaka miała miejsce w Polsce podczas Euro 2008, gdy Howard Webb podyktował dla Austriaków rzut karny, do czego miał pełne prawo. Węgier Viktor Kassai nie stał się wrogiem publicznym numer 1, raczej podkreśla się, że Euro 2012 jest kolejną imprezą, której najsłabszym elementem są sędziowie, chociaż UEFA posłała na każdy mecz po dwóch dodatkowych. Jej argumenty, że pomyłki są elementem tej gry nikogo już nie przekonują. A już Ukraińców w najmniejszym stopniu. Na obecnym poziomie jeden fałszywy gwizdek oznacza miliony euro strat, więc opór federacji przed elektroniką lub prawem do sprawdzenia zapisu wideo wybranej akcji staje się nie tylko archaiczny, ale i nieopłacalny. Tym bardziej, że kibice na stadionach i tak błyskawicznie dowiadują się, czy decyzja sędziego była prawidłowa. I dają temu wyraz.

Gospodarze sobie poszli

Ukraina podzieliła więc los Polski i gospodarze zgodnie opuścili organizowaną przez siebie imprezę. Temu właśnie aspektowi poświęcały sporo uwagi środowe gazety. Biznes jest przecież równie ważny jak sport, tymczasem kasa przestaje się zgadzać. Eksperci zastanawiają się, czy kibice pozbawieni swoich reprezentacji nadal będą chcieli się bawić i przerzucą swoje sympatie na warianty zastępcze, czy też zobojętnieją? Ukraińców martwi to szczególnie, bo w ich kraju większość fanów i tak pojawiała się tylko na meczach, a teraz nawet te fale mogą być mniejsze niż oczekiwano. Wczorajszy exodus Szwedów był tego najlepszym wyrazem.

- To wprost nie do wiary, ilu naszych kibiców przyjechało nas wspierać i ile pieniędzy musieli za to zapłacić - mówił Anders Svensson po zwycięskim pożegnalnym meczu z Francją.

Licząca blisko 20 tysięcy armia w żółtych koszulkach już jednak odpłynęła i nie wróci. Z czterech drużyn, które zagrają w ćwierćfinałach w Doniecku i w Kijowie liczbą fanów imponują tylko Anglicy. Francuzów jest niewielu, Włochów co najwyżej przeciętnie, Hiszpanów też. Ukraińcy liczą jednak, że faza pucharowa przyciągnie kolejnych kibiców, tym bardziej, że biletów i w oficjalnych punktach wymiany, i na ulicach, pojawia się coraz więcej. Wieści z lotnisk mówią o zbliżającym się natężeniu ruchu, ale wszystko zweryfikuje pewnie dopiero sobotnio-niedzielna frekwencja na stadionach.

Ten przeklęty Donieck

A propos stadionów. Kibice Sbornej od dawna już podkreślali, że ich reprezentacja nie powinna grać w Doniecku, bo jeszcze nigdy tam nie wygrała.

- To wszystko było bez sensu: wy z Czechami graliście we Wro-cławiu, my dwa mecze w Doniecku. Sami odebraliśmy sobie część atutów - mówił dziennikarz ukraińskiej gazety ekonomicznej, którego spotkałem w metrze wracając ze stadionu. - Ale to nie jest tak, że kazał im tam grać Rinat Achmetow, pan na Donbasie. Jemu na sercu leży tylko Szachtar. To władze podjęły taką decyzję, żeby zmniejszyć koszty funkcjonowania stadionu. I jak widać był to błąd, bo nawet, gdy zagraliśmy dobry mecz, to wygrać i tak się nie dało.

Donieck ma też inny problem: jest nim transport. Jak wyczerpująca jest taka eskapada pokazały nam miny Anglików, którzy po 36 godzinach wrócili do hotelu w Kijowie z wyprawy na mecz z Ukrainą. Połączenia między miastami nadal pozostają achillesową piętą mistrzostw.

Dobrze, że jest finał

Na Ukrainie, gdzie wciąż można odczuć zazdrość wobec Polski, że to u nas mieszka aż siedem z ośmiu pozostałych na placu boju reprezentacji i gigantyczna większość kibiców, podkreśla się, że Kijów będzie areną finału. Gdyby nie to, wrażenie nierównouprawnienia, zwłaszcza ekonomicznego, byłoby jeszcze bardziej dominujące.

Dziennik Zachodni

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24