Królestwo futbolu umiera (KOMENTARZ)

Grzegorz Margulewicz
O problemach reprezentacji Brazylii wie każdy, kto choć trochę interesuje się futbolem. Od pamiętnego Mineirazo, 1:7 z Niemcami w półfinale mundialu na swojej ziemi, które przedzielało dwie klęski na Copa America, stało się jasne, że kraj, który oddycha futbolem, pilnie potrzebuje respiratora. Jednak zamiast terapii, brazylijska federacja funduje rozwiązania, które drugi najważniejszy towar eksportowy po kawie powoli zabijają.

Przez ogólnoświatowe, światowe media przewinęła się w przeciągu ostatniego tygodnia prawdziwa burza, dotycząca piłkarskiej degrengolady reprezentacji Brazylii. Sytuacja została zanalizowana z każdej niemalże strony – od korupcji, trawiącej futbol nad Amazonką (dziennik „Estadao” dotarł do słynnej informacji, według której skład reprezentacji wybierany jest nie przez kolejnych selekcjonerów, a zewnętrzną firmę, z siedzibą w Arabii Saudyjskiej), poprzez kryzys systemu szkolenia (praktycznie brak w tej chwili uznanych, szanowanych szkoleniowców z Kraju Kawy) czy zwyczajne przyznanie faktu, że czasy złotej generacji piłkarzy, takich jak Cafu, Roberto Carlos, Ronaldo lub nawet wcześniej – Romario czy Bebeto, czasy, w których kadra mogła bez większego żalu rezygnować z takich gigantów futbolu jak Giovane Elber czy Juninho (zaledwie 44 gry w kadrze) – bezpowrotnie minęły. Brazylijskie media wprost mówią, że okres mundialowej posuchy, 24 lata, dzielące zwycięstwa Selecciao na mundialu w Meksyku (1970) i USA (1994), może znów się powtórzyć, bo w chwili obecnej pomysłu na poprawę sytuacji brakuje.

Triumf w 2002 roku to już zamierzchłe czasy, a sukcesy na turniejach młodzieżowych, nie dość że przeplatane kompromitacjami (Brazylia w 2013 nie zakwalifikowała się na turniej, a w 2007 odpadła w ćwierćfinale) nie przynoszą dorosłej kadrze „Canarinhos” profitów – dość powiedzieć, że MVP turnieju w 2011 roku, Henrique, nigdy nie zadebiutował w dorosłej reprezentacji, a z całej kadry, która sięgnęła po mistrzostwo świata na tamtym turnieju, do dorosłej reprezentacji przebił się praktycznie tylko Oscar – epizodyczne role odgrywają w niej jeszcze Philippe Coutinho, Danilo, Alex Sandro czy Juan Jesus, ale kto z Państwa kojarzy takich piłkarzy jak Galhardo, Wilian Jose czy Bruno Uvini? To piłkarze, którzy byli podstawowymi graczami kadry młodzieżowych mistrzów świata, ale nie udało im się zrobić kariery na miarę tego osiągnięcia. Talenty w Brazylii marnują się jak nigdy dotąd, a na zakończony wczoraj turniej Copa America kadra 5-krotnych mistrzów świata była jedną z najstarszych w historii, ze średnią wieku prawie 27 lat. 2 miejsce na niedawno zakończonych MŚ U-20 w Nowej Zelandii jest promykiem nadziei, jednak brazylijscy działacze będą musieli się bardziej wysilić, by nie zmarnować kolejnego pokolenia. O mizerii brazylijskiej myśli szkoleniowej nawet nie ma co wspominać - podczas gdy Canarinhos oddają kadrę skompromitowanemu Dundze, wszyscy półfinaliści tegorocznego Copa America mają trenerów z Argentyńskim paszportem.

Jednym z największych problemów futbolu nad Amazonką jest rozrośnięty do rozmiarów nowotworu system ligowy. Osobom narzekającym na kształt Ekstraklasy z reformą ESA 37 można pokazać to, co dzieje się w Brazylii – efekt opadniętej szczęki gwarantowany. Ogarnięcie rozumem brazylijskiego systemu ligowego to zadanie, nad którym można przysłowiowo połamać zęby. Dość powiedzieć, że większość klubów gra w 2 rozgrywkach jednocześnie – Krajowych i Stanowych. Liga krajowa zwyczajowo trwa od maja do końca roku, a rozgrywki stanowe zazwyczaj trwają od stycznia do maja (ligi stanowe) i w drugiej połowie roku (puchary stanów). W rozgrywkach stanowych gra się o udział w lidze narodowej lub Copa do Brasil, krajowym pucharze, który w latach 2001-2012 kolidował z rozgrywkami Copa Libertadores (południowoamerykańskiej ligi mistrzów) w taki sposób, że najlepsze zespoły w kraju były z niego wykreślane. Drużyna, która zwycięży rozgrywki stanowe, może wziąć udział w meczach 4. Ligi (Serie D), w której gra 40 zespołów. Może, bowiem w rozgrywkach stanowych grają również kluby wyższych lig. W Serie D grają zatem najlepsze z tych zespołów sezonu stanowego, które nie grają jednocześnie w wyższych ligach. Żeby nie było zbyt łatwo, rozgrywki stanowe składają się z serii rozgrywek, ligowych i pucharowych, w których największe kluby regionu, grające w Serie A, są uprzywilejowane (np. w 2008 Botafogo, Flamengo, Fluminense i Vasco da Gama wszystkie mecze rozgrywały u siebie, żeby móc lepiej radzić sobie w rozgrywanych jednocześnie meczach ligi Narodowej).

Niejednokrotnie zdarzało się, że reguły mistrzostw zmieniano tak, by ratować przed spadkiem utytułowane kluby. Praktycznie co sezon zmieniała się ilość drużyn w 1. Lidze (w latach 1996-2003 co roku o mistrzostwo walczyła inna liczba zespołów!), która dopiero w 2006 roku ustabilizowała się na liczbie 20. Absolutnym ewenementem był jednak sezon 2000, który… nie odbył się. Powodem był spór sądowy między CFB (federacją) a klubem Gama, który został pokrzywdzony sezon wcześniej walkowerami, których słuszność zakwestionował Sąd, dając Gamie prawo do pozostania w najwyższej klasie rozgrywkowej. Doszło do absurdalnej sytuacji, w której zewnętrzna organizacja, poproszona o zorganizowanie rozgrywek (CFB jako strona w sądzie nie została dopuszczona do organizacji), włączyła do ligi… 116 zespołów. Podzielono je na 4 grupy (moduły), o przyjęciu do których decydowali… organizatorzy (bez podania kryteriów), z których do finałowej fazy awansowało 12 zespołów z grupy niebieskiej, 3 z żółtej oraz 1 z grupy Białej i żaden z grupy zielonej (Biała i zielona grupa grały baraż o wejście do fazy finałowej). W efekcie, w ciągu sezonu niektóre zespoły kończyły rozgrywki po 12 spotkaniach, a inne miały na koncie ponad 50 gier. 16 drużyn rundy finałowej podzielono na drabinkę (od 1/8 finału), a mistrzem zostało Vasco da Gama (32 spotkania), przed grającym wcześniej w niższej lidze Sao Caetano (34 mecze, w nagrodę za 2. miejsce drużyna została włączona do następnego, normalnego sezonu). Istny cyrk, który nie przeszkodził jednak w zdobyciu mistrzostwa świata 2 lata później – tyle tylko, że kadra Luisa Felipe Scolariego w większości opierała się na graczach z Europy.

Jak widać powyżej, piłkarskie rozgrywki w Brazylii tworzą chyba najbardziej skomplikowany i eksperymentalny system na świecie. Niejednokrotnie zdarzają się sytuacje, w których niektóre zespoły rozgrywają o 30-40 spotkań więcej od swoich rywali. Co więcej, rozgrywki w Brazylii cierpią poza tym na wszystkie inne choroby nowoczesnego futbolu, chociażby karuzele transferowe, dotyczące menadżerów. W sezonie 2012, na 20. Zepołów Serie A przypadło… 19 zmian trenera w ciągu sezonu. Rekordzistą był tu klub Atlético Goianiense, który aż trzykrotnie zmieniał szkoleniowca, przy czym szkoleniowiec Hélio dos Anjos pracował w klubie raptem przez 5 tygodni. Sytuacje, w których jeden szkoleniowiec prowadzi 3-4 zespoły w ciągu jednego sezonu nie należą do rzadkości. W takich właśnie, chaotycznych i pozbawionych transparentności warunkach, umiera symbol futbolu XX wieku. Bez głęboko idących zmian wygląda na to, że wielka Brazylia może stać się melodią przeszłości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24