Legia Warszawa w europejskich pucharach [RECENZJA]

Grzegorz Ignatowski
Legia Warszawa
Legia Warszawa Legia Warszawa
W 2013 roku na polskim rynku ukazała się książka pod tytułem "Legia Warszawa w europejskich pucharach", wydana przez księgarnię Sendsport. Kamil Wójkowski na niemal 400 stronicowej pozycji opisał szczegółowo każdy pucharowy występ legionistów, pomijając jedynie Puchar Intertoto, którego właściwie nie należy zaliczać do tej kategorii. Czy warto sięgnąć po tę pozycję i poświęcić czas na lekturę?

Przede wszystkim trzeba wspomnieć o jednym bardzo ważnym fakcie - "Legia Warszawa w europejskich pucharach" została wydana w formie albumowej. W tej pozycji treść ma równie duże znaczenie jak i zdjęcia, a te stoją na bardzo wysokim poziomie. I nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ autorem tej książki jest Kamil Wójkowski, będący na co dzień fotografem, więc można mu w tej kwestii zaufać, bo zwyczajnie zna się na rzeczy. Autor wie też jak napisać i jak wydać pozycję albumową, czego dowodem jest książka "Mistrzostwa Europy 2012. Kronika".

Jak wygląda stosunek jakości treści do wartości estetycznej? Gruba okładka, duży format, wyrazista czcionka, przejrzyste tabele statystyczne robią świetne wrażenie, natomiast treść niestety nie osiągnęła bardzo wysoko zawieszonej poprzeczki. Pomimo szczegółowo opisanych meczów, popartych wypowiedziami w mediach, potencjał nie został w pełni wykorzystany. Można jednak natknąć się na ciekawe anegdoty. Na przykład na taką, która wiąże się z reklamami na koszulkach Legii w meczu z Bayernem w drugiej połowie lat 80-tych.

− Oto na murawę Olympiastadion wyszła w trykotach ozdobionych hasłem Kalinka Kefir. Za całą sprawą stał Andrzej Grajewski, w przyszłości znany menedżer i właściciel łódzkiego Widzewa. Wtedy pracował w Niemczech jako jedna z najważniejszych osób zajmujących się marketingiem w firmie Mueller Milch, sprzedającej produkty mleczne. Zadzwonił do mnie z Polski Henryk Loska i zapytał, czy bym nie pomógł Legii i nie załatwił jakiejś reklamy na koszulki. Miałem takie możliwości i tym sposobem pojawił się Kalinka Kefir. Ta reklama mojej firmie nic nie dała, to była spontaniczna akcja. Zawieźliśmy szybko koszulki do Szwajcarii, bo musiała je zatwierdzić UEFA i legioniści mogli w nich zagrać. Po prostu warszawski klub jednorazowo na tym zarobił konkretną sumę niemieckich marek i tyle − wspomina Grajewski i dodaje w swoim stylu. − Kalinka to było w sumie zsiadłe mleko, a jako kefir to się w Niemczech cholernie dobrze sprzedawało... A co miał na koszulkach Bayern? Reklamę komputerowej firmy Commodore, której produkty robiły kiedyś furorę, również na polskim rynku. Nowoczesna technika kontra zsiadłe mleko. Dwa różne światy. Na boisku było podobnie.

Takich anegdot w pozycji wydanej przez Sendsport jest więcej i przysłaniają one literówki, błędy składniowe, czy innego rodzaju pomyłki, które można w książce znaleźć. Ot choćby zły wynik w meczu Legia - Nantes; wpisany jest remis 1:1, choć było 2:2, do czego można dojść, dzięki przeczytaniu kto strzelał bramki. Albo mecz z Vikingiem Stavanger, gdzie mamy podany wynik 1:0 dla Legii, choć było 1:1, co również można wywnioskować po strzelcach bramek. Tego typu błędy się zdarzają, ale nie wpływają na całokształt. W końcu błędów nie popełnia tylko ten, kto nie robi nic.

Oprócz potężnej dawki historii ściśle piłkarskiej w książce "Legia Warszawa w europejskich pucharach" jest coś jeszcze. Chodzi o coś, co zwłaszcza kibice mogą potraktować jako potężny bonus. Ostatnie 30 stron to historia występów Legii w pucharach widziana okiem zagorzałego kibica − Marcina Bodziachowskiego. Tego nie da się opowiedzieć, to trzeba po prostu przeczytać. Jako przedsmak przedstawiamy wam pewien fragment.

− Wyjazd do włoskiej Vicenzy był jednym z najciekawszych, jeśli chodzi o trasę i przygody z nią związane. Grupa autokarowa miała "przyjemność" podróżowania z niezbyt przyjaźnie nastawionym kierowcą. W trakcie podróży weseli pasażerowie doprowadzili go do ostateczności. W pewnym momencie zatrzymał autokar i bezpowrotnie uciekł w Alpy. To jednak nie koniec przygód. Autokar legionistów się popsuł i nie dało się dalej jechać, a do początku meczu zostało niewiele czasu. Fani postanowili więc wziąć sprawy w swoje ręce. By zmusić policję do szybkiego przyjazdu, kibice zablokowali autostradę i w ten sposób osiągnęli swój cel. Gdy policjanci poznali przyczynę "strajku" warszawiaków i widząc ich zdeterminowanie, pomogli zorganizować autokar zastępczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24