To nie jest sportowa porażka, to zwykłe frajerstwo. Nie jest łatwo się z tym pogodzić.
Po rundzie jesiennej ełkaesiacy byli wszak w komfortowej sytuacji. Mieli pięć punktów przewagi nad najgroźniejszym rywalem – Finishparkietem i aż 12 nad Widzewem.
Jakim cudem udało im się roztrwonić ten kapitał, skoro zespół z Nowego Miasta pokonali dwa razy, a w łódzkich derbach dwa razy wywalczyli remis. Na dodatek stracili najmniej bramek w rozgrywkach, bo tylko 18. Inni nie mogli się pod twym względem równać z łodzianami.
Świt stracił 32 bramki, Finishparkiet – 33, a Widzew, Sokół, ŁKS Łomża – 34. Wszystkie atuty mieli po swojej stronie, a jednak nie podołali zadaniu. Dlaczego?
Ano dlatego, że wiosną tracili bezcenne punkty w starciach z przeciętniakami lub słabeuszami. Porażkę z rezerwami Jagiellonii Białystok da się wytłumaczy tym, że rywale posłali w bój siedmiu piłkarzy z kadry pierwszej drużyny.
Dlaczego jednak nie udało się łodzianom zdobyć wiosną punktów z MKS Ełk (11 miejsce) czy Ursusem Warszawa (13). Dlaczego tylko zremisowali z Huraganem Morąg (12). A wyjątkowo wymagającym przeciwnikiem okazał się grający w dziesiątkę spadkowicz – Concordia Elbląg, który wyrwał łodzianom remis w doliczonym czasie gry! ŁKS był jak kameleon. W końcówce ligi potrafił zagrać bardzo dobry mecz z Lechią Tomaszów, błysnąć taktyczną mądrością w starciu z imiennikami z Łomży i polec na całej linii po słabym występie w najważniejszym meczu sezonu z Ursusem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?