Łódź musi wreszcie mieć stadion na miarę czasów. Nie wiadomo tylko ile, gdzie i kiedy

Marek Kondraciuk/Dziennik Łódzki
Po majowym weekendzie prezydent Łodzi Hanna Zdanowska ogłosi decyzję w sprawie stadionów. Najpierw jednak skonsultuje się z wszystkimi siłami politycznymi w radzie miejskiej.

Robert Lewandowski czyli Polak, który posadzi Ronaldo przed telewizorem

- Sondaż przeprowadzony niedawno przez magistrat nie będzie mieć wpływu na decyzję - zapewnia prezydent miasta. W historii łódzkiego sportu nie było sprawy równie drażliwej, dzielącej społeczność miasta, ciągnącej się tak długo bez żadnych efektów i wywołującej porównywalną lawinę wielokierunkowych komentarzy. Nie było też jeszcze sprawy, w której osiągnięcie kompromisu i znalezienie optymalnego rozwiązania byłoby tak trudne. Na kwestie formalno-proceduralne mocno rzutują przecież zaszłości sportowe, które komplikują przyjęcie ostatecznych rozwiązań.

Akurat teraz, kiedy ważą się losy najważniejszego elementu panoramy sportu w mieście, kulminacyjny punkt osiągnął kryzys sportowy i organizacyjny w mającym 105-letnie tradycje ŁKS, który został wycofany z pierwszej ligi. Ci, którzy zapowiadają odbudowę marki mają na razie głównie dobre chęci, a to trochę mało.

Z drugiej strony Łodzi nie brakuje takich, którzy prężą muskuły i zacierają ręce, ale przecież gołym okiem widać, że Widzew to też nie jest zdrowy, czerstwy organizm, który szykuje się do wielkiego skoku na areny Europy. Klub znajduje się w stanie upadłości układowej, co dawniej nie zdarzało się. O zadłużeniu krążą legendy, rozpowszechniane nawet przez ludzi blisko związanych z klubem. Zespół telepie się na dole tabeli ekstraklasy, choć na szczęście wciąż nad kreską spadkową. Z zapowiedzi właściciela sprzed kilku lat, że będzie budować przy al. Piłsudskiego piłkarską potęgę, śmieją się już nie tylko antagoniści, ale nawet sympatycy Widzewa. Od dawna widać, że ściemnia i w żadną kosztowną budowę drużyny inwestować nie zamierza, zadowalając się jej względnie bezpieczną egzystencją

Jedyny pewnik, pod którym podpiszą się bez wahania zwolennicy wszystkich koncepcji stadionowych jest taki: Łódź musi wreszcie mieć stadion na miarę czasów. Zdają sobie z tego sprawę również gospodarze miasta, co wielokrotnie deklarowała prezydent Hanna Zdanowska. Spiskowej teorii najgłośniejszego w całej sprawie właściciela Widzewa Sylwestra Cacka brakuje więc chyba logiki. Spekuluje on bowiem, że miasto nie chce wybudować żadnego stadionu.

Sylwester Cacek pyta retorycznie, jaka jest prawdziwa intencja władz Łodzi? Szkoda, że przy okazji nie ujawnił, jakie są jego prawdziwe intencje. "Konia z rzędem" temu, dla kogo są one klarowne.

Fundamentalne w "sprawie stadionowej" jest pytanie: jeden stadion, czy dwa? Zwolennikom dwóch obiektów trudno odmówić racji kiedy mówią: nie da się połączyć wody z ogniem, tak samo jak interesów Widzewa i ŁKS. Każdy klub - abstrahując od historycznego zakrętu w którym znalazł się ŁKS - chciałby mieć miejsce, w którym będzie u siebie. Kibice na całym świecie oprócz kultu barw i symboli wyznają kult miejsca, a w Łodzi oba istniejące stadiony mają swoje legendy.

Ci, którzy twierdzą, że w mieście musi być jeden stadion też mają argumenty. Tradycje są po to, żeby je zmieniać, co zauważyli już bohaterowie kultowego "Misia" (nowa świecka tradycja). Wspólny stadion mógłby złagodzić animozje, a może nawet doprowadzić do zakopania toporów wojennych. Na rzeczy są też tezy natury ekonomicznej: jeden stadion to mniejsze koszty utrzymania i mniejsza uciążliwość dla mieszkańców "piłkarskich kwartałów" miasta, którzy w weekendy muszą znosić hałaśliwych fanów futbolu z ich trąbkami, grzechotkami i nie zawsze miłymi dla ucha okrzykami.

Idealnego rozwiązania nie ma - to drugi pewnik. Sytuacja jest dynamiczna, więc i ewolucja poglądów uzasadniona. Przyznaję, że i ja jej uległem. Kiedy rodziła się idea budowy stadionów wydawało mi się oczywiste, że muszą być dwa. Później dostrzegałem jednak racje zwolenników jednego obiektu. W sytuacji, jaka jest dzisiaj wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem jest budowa dwóch 15-tysięcznych, a więc średniej wielkości stadionów: miejskiego na historycznych terenach ŁKS, w kompleksie Atlas Areny, w pobliżu Fali, świetnie skomunikowanego oraz drugiego na Widzewie, w miejscu które również po wsze czasy będzie kojarzyć się ze sportem, a futbolem w szczególności przy al. Piłsudskiego.

Przekonują mnie argumenty przeciwko jednemu stadionowi. Zwolennicy tej koncepcji powinni najpierw odpowiedzieć na dwa pytania: po pierwsze gdzie i po drugie, co zrobić ze starymi stadionami? Dopiero wówczas będzie można określić, czy jest to przedsięwzięcie tanie i w ogóle opłacalne.

W łódzkich realiach nie ma idealnej lokalizacji na tzw. neutralnym gruncie. Idealnej to znaczy takiej, w której nie trzeba będzie inwestować kosmicznych pieniędzy w stworzenie infrastruktury. A co ze staruszkami przy al. Unii i al. Piłsudskiego? Niech sobie stoją i pochłaniają coraz większe koszty utrzymania, stwarzając przy tym zagrożenie dla użytkowników? Przecież to absurd. Rozbiórka natomiast wyssie z budżetu ciężkie miliony drastycznie podnosząc koszty całej operacji "stadion dla Łodzi".

Ci, którzy uważają, że powinien powstać jeden stadion i to na Widzewie - jeśli nie są zaślepionymi fanatyzmem kibolami - muszą ulec po ciężarem argumentów choćby logistycznych. Przecież znacznie lepiej skomunikowana z lotniskiem, dworcem, arteriami przelotowymi jest zachodnia część miasta. Nie bez znaczenia jest i to, że tak jest potężna enklawa sportu łódzkiego, którą stadion tylko uzupełni. Jeśli więc jeden stadion, to prędzej przy al. Unii, jako obiekt dla miasta, a nie dla ŁKS, dla wszystkich którzy chcą tam grać. Każdy stereotyp myślowy można złamać, tworząc nową jakość.

Prezydent Hanna Zdanowska deklaruje, że miasto stać na wybudowanie dwóch 15-tysięcznych stadionów. Niezrozumiałe jest więc, że nie chcą podchwycić tej idei sternicy Widzewa, którzy z wielkopańską pychą upierają się przy 32-tysięczniku. W łódzkich realiach to byłby stadion gigant. Zanim na Widzew zacznie przyjeżdżać Barcelona na przemian z Realem, Milanem i Manchesterem United trzeba będzie tu rozegrać kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset, prozaicznych meczów ligowych. Doświadczenie i znajomość łódzkich realiów pozwalają rokować, że na ogół będzie je oglądać dwanaście, trzynaście tysięcy widzów. Ten wariant przerabiają już Gdańsk, Wrocław, a nawet Poznań, więc może warto skorzystać z ich doświadczeń.

Paradoksalne, ale taki łódzki gigantyzm mógłby się obrócić przeciwko drużynie. Siłą Widzewa zawsze byli jego kibice. Pod presją atmosfery trybun uginały się nogi piłkarzom wielu drużyn. Jak stworzyć "kocioł czarownic", jeśli połowa trybun będzie pusta? Czy "magia czerwonej armii" pozostanie magią przy łysych sektorach?

Współczesne technologie nie zamykają szansy na rozbudowę stadionów w przyszłości. Permanentnie rozbudowywane są np. Old Trafford i Signal Iduna Park. Jeśli Sylwestrowi Cackowi uda się stworzyć kiedyś drugą Borussię Dortmund, to i na rozbudowę 15-tysięcznego stadionu znajdą się w Łodzi pieniądze.

Zarówno do łódzkich marzeń, jak i do łódzkich problemów trzeba przykładać łódzką miarę. A ona dziś jest właśnie taka: dwa średniej wielkości stadiony, z nadzieją na lepszą przyszłość Widzewa i szybkie odrodzenie ŁKS. Taka jest dziś łódzka racja stanu w sporcie.

Dziennik Łódzki

Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24