"Marcin Budziński to nowy Radosław Sobolewski, tylko lepszy"

Maciej Kmita/Gazeta Krakowska
Marcin Budziński (z lewej) w meczu z Podbeskidziem strzelił swoją pierwszą bramkę dla Cracovii
Marcin Budziński (z lewej) w meczu z Podbeskidziem strzelił swoją pierwszą bramkę dla Cracovii Andrzej Banaś/Polskapresse
Dla ekstraklasy odkrył go trener Czesław Michniewicz. W 2008 roku wyciągnął 18-latka z juniorów Arki Gdynia i ochrzcił "polskim Stevenem Gerrardem". - Ma świetne: odbiór, wprowadzenie piłki i przegląd pola. Jak zacznie strzelać bramki, będzie można powiedzieć, że jest kompletny - ocenia Michniewicz.

- Pamiętam go jako bardzo skromnego chłopaka. Pierwszy raz w szatni siadł gdzieś z boczku - wspomina były gracz Cracovii i Arki Krzysztof Przytuła. - Ale pamiętam też jego pierwsze zgrupowanie z Arką w Turcji. W sparingu ograł pięciu rywali i zagrał kapitalną prostopadłą piłkę. Od tej chwili wiedzieliśmy, że ten gość potrafi grać. W szatni się nie odzywał, ale przemawiał, kiedy dostawał piłkę do nogi.

Michniewicz nazwał "Budzika" również polskim Lancem Amstrongiem. Gracz "Pasów", podobnie jak ten wybitny kolarz, wygrał walkę z chorobą nowotworową, po której wrócił do wyczynowego sportu. W wieku 17 lat wykryto u niego nowotwór złośliwy jelita cienkiego. Pierwszą chemioterapię dostał w "prezencie" na 17. urodziny, a już 14 miesięcy później zadebiutował w ekstraklasie!

- Pomyślałem, że to jest kolejny etap, który trzeba przejść i szybko wrócić do piłki. Tak myślałem podczas leczenia i doszedłem do tego miejsca, w którym jestem teraz. Lekarze odradzali mi wyczynowe uprawianie sportu, bo to wiąże się z dużym wysiłkiem, przez który może spaść odporność, ale oni swoje, ja swoje i wyszło na moje. Gerrard? Amstrong? To jest miłe, że ktoś mnie porównuje do takich postaci, ale wolałbym, żeby kiedyś mówiono o mnie po prostu Marcin Budziński - mówi piłkarz "Pasów".

W rodzinnym Giżycku ukończył szkołę muzyczną I stopnia, gra na trąbce, pianinie i gitarze, komponuje, a latem od plaży w ciepłych krajach woli mazurskie jeziora. Nie kręcą go szybkie samochody i wymyślne ubrania, za to sam kręci etiudy filmowe i pisze scenariusze, a na zgrupowania zabiera książki. Nie chce jednak o tym mówić. Po jednym z ostatnich wywiadów o swoich pozasportowych pasjach stał się nieufny. Przyznał w nim, że może nie ma talentu ani do piłki, ani do muzyki i za tę szczerość spadła na niego lawina krytyki.

- Ta rozmowa miała miejsce, kiedy nikomu z nas nie było do śmiechu i brylowania w mediach. "Budzik" mówił ironicznie, dziennikarz nie zrozumiał aluzji i odebrano go jako ponuraka, pesymistę, który przeprasza, że żyje. Zapewniam, że nie jest taki. To wesoły chłopak - mówi Mateusz Żytko, który podczas zimowych zgrupowań dzielił z nim pokój. - Ucieszyłem się, kiedy zobaczyłem, że wyciąga z torby książki. Obaj lubimy czytać, więc jeśli w pokoju była cisza, to nie była ona męcząca i niezręczna. Ostatnio widziałem u niego coś Waldemara Łysiaka. Ja wolę fantasy, a on chyba coś "na bieżąco".

Kilka miesięcy temu po nieudanym meczu z Lechem Żytko również poddał się ostrej samokrytyce. - Ludzie po tych wywiadach myślą, że pewnie leżymy na łóżkach, gapimy się w sufit i szukamy jakiejś lampy, żeby... (śmiech). Lubimy spędzać wolny czas na swój sposób. Nie jest tak, że "zamulamy" w pokoju - tłumaczy obrońca "Pasów".

"Budzik" umie rozpieścić kolegów nie tylko idealnym podaniem, jak w Poznaniu do Koena van der Biezena czy z Podbeskidziem do Saidiego Ntibazonkizy. Legendy krążą o tym, jak dzieli się z zespołem swoim talentem muzycznym i na zgrupowaniach po prostu daje koncerty na pianinie.

- To nie jest ani trochę podkolorowane - zapewnia Przytuła. - Graliśmy gdzieś na Śląsku i w ośrodku, w którym spaliśmy, było pianino. Zjedliśmy kolację, poszliśmy na balkon i cały czas towarzyszyła nam taka fajna muzyczka. Później zeszliśmy na dół, a tam - "Budzik" za pianinem. Stanęliśmy jak wryci, bo nikt nie znał go od tej strony. Marcin przecież nie wszedł do szatni i nie powiedział, że kończył szkołę muzyczną (śmiech). Naprawdę fajnie się tego słuchało. Potrafi zagrać wszystko bez nut. Mówiliśmy mu, co chcemy usłyszeć, a on to po prostu grał.

Budziński miał duży udział w pierwszym wiosennym zwycięstwie "Pasów". Zdobył gola na 1:0 i wykonał ogrom pracy w środku pola. Po spotkaniu w końcu się uśmiechnął, ale swoją grę nazwał "poprawną".

- O tym golu mogę powiedzieć: "cały Marcin". Ma niesamowity ciąg na bramkę, z piłką jest szybszy niż bez niej. Mocno stoi na nogach, rozpycha się i gra bez kompleksów. To jest materiał na dobrego ligowca. Czy na coś więcej? Czas pokaże - mówi Przytuła.

Michniewicz ma konkretną wizję: - Wiem, gdzie przy odpowiednim prowadzeniu może być za rok, dwa - to przyszły reprezentant Polski. Nowy Radosław Sobolewski, tylko lepszy.

Gazeta Krakowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24