Moskal przerywa milczenie: Zabrakło cierpliwości pracodawcom. Mam żal

Bartosz Karcz / Gazeta Krakowska
- Kiedyś powiedziałem, że z Wisły odejdę dopiero wtedy, kiedy mnie z niej wyrzucą. Chyba właśnie ten moment nadszedł. Nie dostałem żadnej propozycji pracy, pozostania przy Reymonta - mówi rozczarowany Kazimierz Moskal, były trener Wisły Kraków, legenda Białej Gwiazdy.

Przez ponad dwa miesiące od momentu zwolnienia z funkcji trenera Wisły nie wypowiadał się Pan w mediach. Jaki był tego powód?
Bardzo prosty. Mam taki charakter, że po moim zwolnieniu nie chciałem się nawet pokazywać na Wiśle. Mecze oglądałem w telewizji. Wisła grała o puchary, miała na to szanse, więc nie chciałem, żeby ktoś odebrał moje wypowiedzi czy nawet pokazywanie się w klubie, jako nietakt.

Dlaczego ten sezon tak wyglądał w wykonaniu Wisły? Dlaczego ten zespół pokazywał swój potencjał tylko w niektórych meczach?
W poprzednim sezonie przekonał się o tym Lech, a teraz my, że grając w europejskich pucharach i lidze trudno jest to pogodzić. To są dwa różne światy. Jakby na to nie patrzeć, byliśmy bardzo blisko awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Po tej porażce przyszedł moment, w którym zespół znalazł się w dołku. Przede wszystkim psychicznym. To było bardzo widoczne zaraz w następnym meczu ligowym, ale również w pierwszym spotkaniu Ligi Europy z Odense. Podobnie było po Standardzie. Nie byliśmy gorsi od Standardu. Musimy pamiętać, że większość tego dwumeczu graliśmy w osłabieniu. Odpadliśmy jednak i znów w lidze nie udało nam się wygrać. Moim zdaniem głównym powodem tego, że Wisła była tak nisko w tabeli, były słabe wyniki u siebie. Gdybyśmy wygrali te mecze na własnym stadionie, to dzisiaj Wisła nadal byłaby mistrzem Polski.

Największą bolączką Wisły była skuteczność. Skąd taka indolencja, skoro w drużynie było tyle indywidualności w przednich formacjach?
Trzeba się zgodzić, że to jedna z przyczyn słabego sezonu. Potencjał w ofensywie rzeczywiście był bardzo duży. Uważam jednak, że tej drużynie brakowało takiego typowego snajpera, łowcy bramek, jak kiedyś Tomek Frankowski, Maciek Żurawski czy nawet Paweł Brożek. Cwetan Genkow daje drużynie bardzo dużo, ale to nie jest typowy "killer", który wykorzysta najmniejszy błąd rywala. Dudu Biton miał świetny początek sezonu, ale to też nie jest taki poziom jak choćby "Franka".

Zgodzi się Pan, że Wisła miała indywidualności, ale brakowało zespołu?
Nie. Zagraliśmy kilka bardzo dobrych meczów. Tak było za trenera Maaskanta. Tak było również, gdy ja prowadziłem ten zespół. Również pod wodzą Michała Probierza Wisła potrafiła rozegrać bardzo dobre spotkanie z Ruchem w Pucharze Polski. Zespół był, ale brakowało regularności. Nie zgadzam się też, że nie było atmosfery. Jak są wyniki, to atmosfera sama się rodzi. Nawet jednak po porażkach nie było z nią tak źle, jak czytałem czasami w gazetach.

W tej drużynie przeważali obcokrajowcy. Nie było czasem tak, że część z nich nawet nie zdawała sobie do końca sprawy, w jakim klubie grają?
Z tym się zgadzam. Wiem zresztą, jak to wygląda, bo kiedyś, gdy wyjechałem do Izraela, też nie zdawałem sobie do końca sprawy, jakim klubem jest Hapoel Tel Awiw. Nie znałem języka i początkowo czułem się jak na wakacjach. Choć ja miałem taki charakter, że zawsze zostawiałem na boisku sto procent zdrowia, to muszę przyznać, że początkowo nie miałem pełnej świadomości, do jakiego klubu trafiłem. Myślę, że tutaj było podobnie. Ja też chciałbym, żeby w Wiśle grało więcej Polaków, a nawet takich zawodników, którzy wychowali się w Krakowie, w tym klubie.

Oni na pewno nie godziliby się z porażkami tak łatwo jak niektórzy obcokrajowcy...
Z tym również muszę się zgodzić, bo czasami gdy czytałem wypowiedzi niektórych zawodników, sam byłem mocno zaskoczony. Delikatnie mówiąc, były one dość niefortunne.

Proszę powiedzieć, czy po pierwsze dzisiaj, z perspektywy tych kilku miesięcy, coś zrobiłby Pan inaczej, a po drugie, czy nie ma Pan poczucia, że coś przerwano Panu w połowie drogi?
Długo do mnie nie docierało to, co się stało. Nie mogłem i nadal do końca nie mogę się z tym pogodzić. Ten mój ostatni mecz z Koroną oglądałem kilka razy i nadal uważam, że tak powinniśmy grać. Oczywiście, nie stworzyliśmy w tym spotkaniu za wiele sytuacji, ale co do wizji, to uważam, że ten zespół był stworzony do takiej właśnie gry. Po długim czasie dotarło do mnie, że zabrakło cierpliwości pracodawcom. Mam żal, czy może raczej odczuwam niedosyt, że tak się stało. Wierzyłem w ten zespół, wierzyłem, że to jest dobra droga i że jesteśmy w stanie coś osiągnąć. Wierzyłem wreszcie, że dostanę więcej czasu na realizację mojej wizji.

Wpływ na decyzję klubu miały na pewno w dużym stopniu mecze ze Standardem. Czy gdyby mógł Pan cofnąć czas, w Liege zrobiłby Pan wszystko dokładnie tak samo?
Już po meczu powiedziałem, że chciałem zmienić Nuneza, ale zabrakło nam dosłownie kilku sekund. W przerwie powiedziałem zawodnikom, w jaki sposób możemy strzelić bramkę. Później znów jednak przyszła ta nieszczęsna czerwona kartka.

Gdyby Andraż Kirm wykorzystał w końcówce tego meczu dobrą sytuację, byłby Pan teraz w innym miejscu?
Nie myślę w ten sposób, choć ludzie czasami nie mają pojęcia, dlaczego zespół czy trener są w danym miejscu i od czego to może zależeć.

Co poradziłby Pan Wiśle przed nowym sezonem, żeby był on lepszy?
Nie chcę się wymądrzać. Ktoś takie rady może źle odebrać. Jedno, co mogę powiedzieć, to, że nie mogą grać sami Polacy czy sami obcokrajowcy. Muszą grać dobrzy piłkarze, którzy sprostają oczekiwaniom właściciela i kibiców.

A co będzie z Panem? Prezes Bogdan Basałaj twierdził, że dla Kazimierza Moskala miejsce w Wiśle znajdzie się zawsze.
Prawda wygląda tak, że 31 maja kończy mi się okres wypowiedzenia i będę musiał sobie poszukać innego klubu. Kiedyś powiedziałem, że z Wisły odejdę dopiero wtedy, kiedy mnie z niej wyrzucą. Chyba właśnie ten moment nadszedł. Nie dostałem żadnej propozycji pracy, pozostania przy Reymonta. Dla mnie to jest równoznaczne z tym, że muszę szukać innego miejsca, gdzie będę się realizował.

Po zwolnieniu dostał Pan w ogóle jakieś wsparcie od ludzi związanych z Wisłą?
Dostałem wiele SMS-ów i telefonów. Jednak nie od działaczy. Wsparcie od ludzi, związanych z piłką jednak dostałem. Usłyszałem wiele ciepłych słów na temat mojej wizji piłki nożnej. To dodawało mi wiary, że wybrałem dobrą drogę.

Może będzie tak, jak w Pańskiej karierze piłkarskiej, kiedy po pierwsze prawdziwe sukcesy sięgnął Pan po odejściu z Wisły, a później Pan do niej wrócił i zdobył dwa razy mistrzostwo Polski.
Dla mnie ten klub zawsze był wyjątkowy. Z wielu rzeczy rezygnowałem, żeby w nim być. Nigdy nie mówiłem i nie powiem, że do Wisły nie wrócę. Może to kiedyś nastąpi, a może trzeba będzie pracować gdzie indziej.

Jakieś propozycje już Pan ma?
Na razie nic w tym temacie się nie dzieje. Być może dlatego, że te zapowiedzi prezesa Basałaja była takie, a nie inne. Mam jednak nadzieję, że długo bez pracy nie pozostanę.

Myśli Pan o dużej piłce czy jest gotowy na pracę również w niższych ligach?
Mnie cieszy praca trenerska bez względu na to, czy są to juniorzy, Młoda Ekstraklasa, czy pierwszy zespół. Oczywiście, w ekstraklasie są lepsze warunki do pracy. Nie mam jednak przesadnie wygórowanych ambicji. Nie powiem, że będę pracował tylko w ekstraklasie. Bez względu na to, gdzie trafię, będę pracował z pełnym zaangażowaniem.

Gazeta Krakowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24