W poprzednią środę pińczowianie wreszcie przełamali się. Na wyjeździe pokonali Lubrzankę Kajetanów i po raz pierwszy w rozgrywkach 2017/2018 zgarnęli trzy punkty. Miał to być znak, że teraz czas wszystko idzie w dobrym kierunku. W drużynie nastawiano się więc na kolejne zwycięstwo, tymczasem wróciły grzechy z przeszłości. Konkretnie, to wrócił jeden grzech – nieskuteczność. Gracze Nidy stworzyli sobie trzy stuprocentowe sytuacje, ale żadnej nie wykorzystali. Goście – w 72 minucie – tylko jedną i objęli prowadzenie, którego nie oddali do końca. W dodatku pińczowianie mieli pecha, bo tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego Łukasz Mika z rzutu wolnego strzelił w słupek.
- Może to brzmi banalnie, ale naprawdę zabrakło nam trochę szczęścia. To irytujące, kiedy przeciwnik ma jedną setkę i zamienia ją na gola, a my prawie cały czas atakujemy i nie możemy wepchnąć piłki do siatki. Ale cóż, takie mecze się zdarzają – komentuje Paweł Wijas, trener Nidy Pińczów. Nasza drużyna po sześciu gier zajmuje obecnie 13 miejsce z dorobkiem 4 punktów.
Teraz pińczowian znów czeka seria spotkań na wyjeździe. Na szczęście już nie trzech, jak ostatnio, ale dwóch. Najpierw w Staszowie zagrają z Olimpią Pogonią, a potem zmierzą się z Alitem w Ożarowie. Staszowski zespół jest ostatni w tabeli i ma tylko punkt, ale pojedynek szykuje się trudny – piłkarze Olimpii Pogoni będą chcieli się odkuć. – Na pewno będzie walka i zaangażowanie. To powinno przekuć się na punkty. Liczymy, że wreszcie szczęście nam dopisze – mówi Paweł Wijas.
Mecz Nidy w Staszowie w sobotę, 9 września, o godzinie 16.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?