O legendarnych finałach Mistrzostw Świata

Mariusz Wiśniewski/Gazeta Wrocławska
Polskapresse
Polskapresse Polskapresse
Każdy finał mistrzostw świata jest wyjątkowy. Ale są takie, które przez lata stały się legendami - Cicha Maracana, Złota Jedenastka i gol Hursta, to tylko niektóre wydarzenia towarzyszące największej piłkarskiej imprezie globu.

Już tylko siedem dni dzieli nas od meczu otwarcia piłkarskich mistrzostw świata w RPA. Później czeka nas maraton futbolu i w końcu 11 lipca na stadionie Soccer City w finale zagrają o Puchar Świata dwie najlepsze reprezentacje. Na pewno dla tych dwóch drużyn będzie to spotkanie historyczne. Ale czy będzie to finał, o którym będzie się mówiło jeszcze za 10 czy 20 lat? W historii mistrzostw świata są bowiem finały i finały. Ten drugi gatunek to mecze, które stały się pojedynkami niezwykłymi, a wręcz legendarnymi. Jak na przykład ten z 1950 roku...

Maracana we łzach

Pierwsze mistrzostwa świata po II wojnie światowej zostały rozegrane w Brazylii, gdzie z tej okazji w Rio de Janeiro wybudowano gigantyczny stadion - Maracanę. Jednym z głównych faworytów do złotego medalu byli gospodarze. Warto wspomnieć, że wówczas nie było finałowego meczu w takim sensie, jak to jest dzisiaj. Po fazie grupowej była tworzona czterozespołowa grupa finałowa. Jej zwycięzca zostawał mistrzem świata. Tak się złożyło, że ostatni pojedynek w tej fazie pomiędzy Brazylią a Urugwajem miał zadecydować, kto zostanie mistrzem świata, przy czym gospodarzom do złota wystarczał nawet remis.

W Rio wszyscy byli pewni swego. Na tyle pewni, że przed główną bramą Maracany na piłkarzy czekały już samochody-nagrody. Redakcja "Cruzeiro" drukowała jeszcze przed pierwszym gwizdkiem specjalne wydanie gazety z wielkim tytułem na pierwszej stronie: - Brazylia mistrzem świata. Kilka numerów podrzucono nawet do szatni Urugwajczyków.
Na Maracanie pojawiło się 200 tysięcy ludzi, co stanowi do dzisiaj rekord frekwencji na piłkarskim meczu. Na trybunach trwała fiesta, która wzmogła się zaraz po przerwie, kiedy do siatki trafił Friaca. Później jednak stało się coś niebywałego.

Urugwajczycy, którzy do tej pory się bronili, w 66. minucie doprowadzili do remisu. Maracana nieco przycichła. Minęło 13 minut i zamarła zupełnie, kiedy do siatki trafił Ghiggia. Pozostawało nieco ponad dziesięć minut do końcowego gwizdka, ale Canarinhos nie udało się już doprowadzić do remisu. Wypełniona po brzegi Maracana wyglądała dramatycznie smutno. Tysiące osób płakało, zanotowano wiele samobójstw. Do dzisiaj 16 lipca 1950 roku jest uznawany w Brazylii za jeden z najtragiczniejszych dni w historii kraju, gdzie piłka nożna jest religią.

Ciekawostką jest, że Brazylia zagrała w tym meczu w białych koszulkach. I był to ostatni mecz, w którym wystąpili w takich strojach. W kraju kawy uznano ten kolor za pechowy i postanowiono, że nigdy reprezentacja nie zagra w tego typu trykotach.

Śmierć Złotej Jedenastki

Podczas mistrzostw świata w 1954 roku w Szwajcarii faworyt był jeden - Węgry. Drużyna trenowana przez Gusztavá Sebesa od 14 maja 1950 roku nie przegrała meczu, odnosząc 32 zwycięstwa z rzędu. Węgierski zespół zyskał miano Złotej Jedenastki.
W Szwajcarii podopieczni Sebesa kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa. W fazie grupowej między innymi roznieśli 8:3 ekipę RFN, z którą, jak się okazało, mieli zmierzyć się ponownie w finale.

Ważny dla tego drugiego pojedynku z RFN był fakt, iż w pojedynku grupowym groźnej kontuzji nabawił się najlepszy zawodnik Węgier - Ferenc Pus kas. Ostatecznie zagrał w finale, ale nie mógł zaprezentować pełni swoich umiejętności.
Mimo wszystko wydawało się, że i tak Węgrzy spokojnie sięgną po złoto. Po ośmiu minutach było już 2:0 dla Złotej Jedenastki Sebesa. I wtedy stało się coś niebywałego.

Minutę po stracie drugiego gola ekipa RFN zdobyła kontaktową bramkę. Minęło kolejnych osiem minut i było już 2:2. Dla wielu osób to właśnie ten gol był przełomowy. Węgrzy nie wiedzieli,co się dzieje. Miało być łatwo i przyjemnie, a nagle na ich drodze stanął rywal, który nie zamierzał się poddawać. Na sześć minut przed końcem meczu Złota Jedenastka przestała istnieć, bowiem do siatki po raz drugi trafił Rahn. To nie była sensacja, a megasensacja.

Był gol czy nie było

Na pewno finałem finałów był też pojedynek Anglii z RFN w 1966 roku na Wembley. Gospodarze prowadzili 2:1 i oczekiwali już na końcowy gwizdek, kiedy do remisu doprowadził Weber. O złotym medalu miała rozstrzygnąć dogrywka.
W 101 minucie na bramkę RFN uderzył Hurst. Piłka trafiła w poprzeczkę, odbiła się od ziemi i wyszła w pole. Sędzia główny Szwajcar Gottfried Dienst nie wiedział, czy przekroczyła linię bramkową. Zdecydował się skonsultować z arbitrem bocznym Tofikiem Bachramowem z ZSRR. Ten stwierdził, że piłka przekroczyła linię bramkową i gol był. Taka też zapadła decyzja. Anglicy szaleli ze szczęścia, a ekipa RFN protestowała.

Do dzisiaj jest to najbardziej dyskutowany gol w historii mistrzostw świata i do końca nie udało się wyjaśnić, czy był gol, czy nie. Większość osób skłania się ku tezie, że bramka została uznana słusznie, ale...
Warto jeszcze wspomnieć, że pod koniec pojedynku Hurst jeszcze raz trafił do siatki i Anglia po raz pierwszy i jak do tej pory ostatni mogła cieszyć się z miana najlepszej drużyny świata.

Brazylia po raz trzeci

W 1970 roku mistrzostwa zostały zorganizowane na stadionach w Meksyku i do dzisiaj uznaje się ten turniej za najlepszy w historii. Sam finał, w którym Brazylia zmierzyła się z Włochami, był niejako dopełnieniem doskonałości. Wcześniej kibice mogli obejrzeć między innymi pasjonujący pojedynek Anglii z RFN oraz RFN z Włochami.

W pierwszym Anglicy prowadzili już 2:0 i pewny swego trener Alf Ramsey chciał oszczędzić czołowych zawodników. Zdjął między innymi Bobby'ego Charltona i to był początek końca. Ekipa RFN szybko doprowadziła do remisu, a śmiertelny cios zadał Gerd Mueller.
W półfinale na zespół RFN czekali Włosi. Po pasjonującym pojedynku i dogrywce lepsi okazali się Włosi, wygrywając 4:3. W finale mieli się zmierzyć z fenomenalną Brazylią, którą od zwycięstwa do zwycięstwa prowadził Pele.
Canarinhos nie dali popisu gry i roznieśli Włochów 4:1. A mogło być jeszcze więcej, ale fantastycznie w bramce spisywał się Enrico Albertosi. Tym samym Brazylia jako pierwsza po raz trzeci sięgnęła po mistrzostwo. Do historii przeszedł też Pele, dla którego było to również trzecie mistrzostwo i nikt nie potrafił powtórzyć tego wyniku.

Złota Nike (tak nazywał się puchar za mistrzostwo) na zawsze trafiła w ręce Brazylijczyków. Ale nie na długo, bowiem wkrótce została skradziona, ale to już zupełnie inna historia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24