Piłkarska ekstraklasa. ŁKS Łódź szuka wzmocnień

ŁKS jest wierny swojej filozofii, a właściwie trenera drużyny Kazimierza Moskala, że drużyna ma grać przyjemnie dla oka kibica. Założenie to, wielce słuszne, ma jedną zasadniczą wadę. Nie daje mianowicie oczekiwanych rezultatów, czyli ligowych punktów. Nie ma się zatem co dziwić, że chwalony za otwartość, chęć gry do przodu ŁKS, jest na przedostatnim miejscu w tabeli.

Pewnie w klubie z al. Unii już wiedzą, że w ekstraklasie nie dają punktów za wrażenia artystyczne, tu trzeba walczyć z żelazną konsekwencją.

Niedzielny mecz z Legią pokazał, że by grać pięknie i cały czas do przodu, trzeba mieć do tego wykonawców. Niestety, w ŁKS nie ma ich wielu, stąd drużyna musiała obejść się smakiem i uznać wyższość rezerw stołecznego zespołu. Nie wolno zapominać, że ŁKS prowadził 2:1, mógł pokonać Legię, ale zbyt mocno uwierzył w swoje możliwości. Zamiast przyczaić się i czekać, co wymyśli rywal, sam zaprosił stołecznych piłkarzy do strzelania goli. Dwie udane kontry sprawiły, że to goście cieszyli się po mecz. Zabrakło wyrachowania, cwaniactwa, a przede wszystkim ekstraklasowego doświadczenia.

Czwarta porażka z rzędu stała się faktem i w klubie powinno się już palić żółte światełko. Sytuacja ŁKS nie jest wesoła. Powoływanie się na poprzednie sezony i udowadnianie, że słaby start ligi to tylko wypadek przy pracy, bo później na pewno będzie znacznie lepiej, nie przekonuje mnie. Widać, że także w klubie z al. Unii uznali, że trzeba nieco wzmocnić ten zespół, bo dyrektor sportowy był w Rumunii, by ustalić warunki umowy z zawodnikiem, który gra na tzw. dziewiątce. To jasny sygnał, że do ŁKS dociera, że ekstraklasa to nie są przelewki i trzeba zatrudnić piłkarzy, którzy odnajdą się w wymagajcej stawce drużyn krajowej elity. Bo tanio, nigdy nie znaczy dobrze.