Pogoń Szczecin: wewnętrzny biznesowy kompas nie pozwoli prezesowi zrobić tego najważniejszego kroku [FELIETON]

Michał Elmerych
Michał Elmerych
Otwarcie nowego Stadionu Pogoni Szczecin. Baloniki wypuszczali (od lewej): Piotr Krzystek, Zbigniew Boniek i Jarosław Mroczek
Otwarcie nowego Stadionu Pogoni Szczecin. Baloniki wypuszczali (od lewej): Piotr Krzystek, Zbigniew Boniek i Jarosław Mroczek Andrzej Szkocki
Od swojego ostatniego felietonu poświęconego Pogoni (pisanego jeszcze dla Radia Szczecin) obserwowałem to co się dzieje w i wokół Pogoni. Zgodnie z nowotestamentowym przesłaniem należy co boskie oddać Bogu, a co cesarskie cesarzowi.

Przez te dwa lata prezes Jarosław Mroczek mocno ograniczył swą aktywność medialną i skupił się na tym co wydaje się jest jego żywiołem. Na przeprowadzeniu firmy jak najbardziej suchą stopą przez bardzo trudny czas. W pandemicznej duchocie nie zaczynało się najlepiej. Był list do pracowników, polityczne wycieczki, ale z każdym kolejnym tygodniem było coraz lepiej. Pogoń dwa razy z rzędu zakończyła sezon na trzecim miejscu, możemy cieszyć się nowym stadionem, a Kacper Kozłowski sprzedany został za horrendalne pieniądze. Wszystko to jest zasługą władz klubu i nikt nie powinien im tego odbierać.

Przeciąganie Niemca

W tym co się stało, widzę nieco więcej działań również innych osób niż tylko samego prezesa. Nie byłoby bowiem dwóch trzecich miejsc, gdyby nie Kosta Runjaic. Niemiec sprowadzony, aby ratować ligowy byt, nie tylko to zrobił, ale też swoją determinacją wprowadził klub na poziom organizacyjny, na który, jak mniemam, bez niego nie udałoby się dotrzeć. Trenersko nie jest to jakiś wybitny fachowiec. Gdyby był wybitnym, przynajmniej jeden z sezonów skończyłby wyżej niż na trzecim miejscu.

Ma jednak zaletę, bo wie, jak powinien być zorganizowany klub. I przez wiele miesięcy potrafił nie tylko o tym mówić, ale też przekonać do zmian prezesa i jego świtę do konkretnych działań. Był też jednak dowodem na to, że z tą ekipą u steru, bez wsparcia kogoś z innym spojrzeniem nie zawiniemy do portu, w którym zrabować można będzie jakieś trofea. Kręciliśmy się więc na redzie portu Sukces przynajmniej o rok za długo. Tak. Z całą moją nieukrywaną sympatią dla Kosty uważam, że trzeba było pożegnać go zaraz po wywalczeniu trzeciego miejsca w sezonie 2020/21. Wszystko, co działo się od wyprodukowania koszulek „Medalista” i fety na Odrze było już pudrowaniem trupa. Pisałem o tym już rok temu, po porażce z Wisłą w Płocku. Liga w sezonie 2021/22 była tak słaba, że nawet Runjaic ze swoją nieumiejętnością wygrywania ważnych meczów doczłapał się do pudła.

I znowu większość była zadowolona. Stadion piął się do góry, coraz bliżej było otwarcia, a drużyna - można było mieć nadzieję - zadomowiła się w czołówce. Tylko że wówczas rozpoczął się powrót do koszmarnych decyzji. I koszmarnej komunikacji. Bo pierwszy raz od dwóch lat konieczna była komunikacja kryzysowa. O tym, że Niemiec podjął negocjacje z Legią, wiadomo było od zimy. Jeszcze przed startem rundy wiosennej. Wiedzieli o tym we Włoszech (stamtąd dotarła do mnie pierwsza informacja), więc trudno przypuszczać, że nie wiedzieli w trójkącie ulic Karłowicza – Twardowskiego - Witkiewicza.

Zamiast jednak ugasić ten pożar od razu, zaczęło się dolewanie oliwy do ognia. Prezes w mediach podawał kolejne terminy przekazania informacji o dalszych losach Runjaicia, aż w końcu wpadł we własną pułapkę. Czas się skończył i trzeba było ogłosić komunikat. Przed najważniejszymi meczami w sezonie. W najgorszym z możliwych momencie.

Kiedy Kosta Runjaic definitywnie zapowiadał pożegnanie z Pogonią, dla mnie oznaczało to wywieszenie białej flagi w wyścigu o mistrzostwo. Tak też się stało. Zamiast więc pożegnać się z twórcą dwóch brązowych medali w atmosferze sympatycznej, żegnano się z zaciśniętymi zębami. Ciśnienia nie trzymał już chyba nikt. Ani zarząd, ani trener. Nie wytrzymali też zawodnicy. Raz, o rok za późno. Dwa, w marnym mimo wszystko stylu. Niemiec z pewnością nie był łatwym partnerem, ale również z pewnością jest mu za co dziękować.

To kiedy, dyrektorze?

Kolejny kryzys wywołał dyrektor sportowy. To on stwierdził, że chce mieć nowych zawodników już na początku okresu przygotowawczego do nowego sezonu. Nowych, którzy mieli podnieść jakość jedenastki i sprawić, że sportowo Pogoń zrobi krok do przodu. Nic z tego nie wyszło. Nawet jeżeli nie jest to wina Dariusza Adamczuka, to jednak on musiał spijać pianę z piwa, którego sam swoim gadulstwem nawarzył.

Zawodników nie było, trener też pojawił się nieco później. Wszystko jednak było jakieś takie hurra optymistyczne. W końcu było lato. Sportowo, chociaż coraz więcej osób podkreślało, że efekt Grosickiego z poprzedniego sezonu może przestać działać (tutaj kolejne ukłony dla prezesa Mroczka za niespotykane ryzyko zatrudnienia zawodnika za niebagatelne pieniądze), a kadra jest źle zbilansowana, jakoś mogło to się bronić. Za to przestało marketingowo.

Tutaj Pogoń niestety leży. Klub nie zdecydował się na sprzedaż karnetów, skazując kibiców na walkę o bilety praktycznie na każdy mecz. To zresztą taki paradoks, że hołubi się karnetowiczów z poprzednich sezonów, organizując dla nich przedsprzedaże i nie szanuje tych, którzy chcieliby jednorazowo te kilkaset złotych wydać i mieć pewność, że będą mogli być na każdym meczu. Tak nie wygląda szanowanie kibica.

Przykład koszulek meczowych to kolejny element, który pokazuje, że marketingowo Pogoń nie umie. Nie ma żadnego wytłumaczenia, dlaczego kibic w trakcie sezonu nie może kupić meczowej koszulki swojego zespołu. Absolutnie żadnego. Zwłaszcza że po raz kolejny modele są po prostu bardzo ciekawe. Tracą na tym wszyscy. Klub też. Wydawać by się mogło, że oddanie do użytku stadionu ukoi kibicowskie nerwy. Naiwnie można było na to liczyć, tymczasem… Okazało się, że kiedy stadion w końcu ma mieć cztery czynne trybuny, to jest w trzech czwartych stadionem VIP. Z jednej strony loże i świetna widoczność, z drugiej tylko dobra widoczność, ale i tu VIP i tam VIP. Sektor rodzinny ograniczamy (tam przecież bilety muszą być tańsze). Generalnie chodzi o to, żeby zarobić. Zmienić dostawcę piwa, podnieść ceny. Zarobić. Kibic znowu niebezpiecznie zaczął przypominać bankomat. Takich błędów popełniono zresztą więcej.

Niebawem gotowa będzie analiza tego jak nie powinno się robić tego, co robi się w Pogoni. Można rozpisywać się też o błędach w sportowej działalności, ale nie czas i nie miejsce tutaj na to. Zresztą one są częścią całokształtu, a dla tego tekstu nie ma znaczenia konkretny zawodnik. Prezes Jarosław Mroczek nie lubi krytyki, a jednak zdecydował się odpowiedzieć na pytania kibiców. Nie wiem, czego się spodziewał, ale swoimi odpowiedziami dał po raz kolejny popis, ujmijmy to eufemistycznie, arogancji. Każde praktycznie pytanie będące nie po jego myśli, było przez niego zbywane. Ich autorów nazywał anonimowymi hejterami. Tylko że to w dużej mierze właśnie ci anonimowi hejterzy w dniu meczowym wpłacają pieniądze do klubowej kasy, a ich rodziny brały udział w finansowaniu obiektu, na którym funkcjonuje, było nie było, prywatna firma pana Mroczka. Tutaj też trzeba być sprawiedliwym: innego chętnego do robienia biznesu na Pogoni na razie nie widać.

Kop Bońka

Wizerunkowym błędem było też to, że pierwsze kopnięcie piłki na nowym stadionie wykonał Zbigniew Boniek. Jeśli już uznamy, że rzeczywiście trójca Boniek, Piotr Krzystek i Mroczek mogła przecinać balonowe wstęgi, to pierwsze zagranie na nowym obiekcie powinno należeć do legendy Pogoni. A tak się składa, że człowiek, który tę piłkę powinien kopnąć był na stadionie. Marian Kielec. Nazywany Czarną Perłą z Wielgowa, co przy tym jak kibice nazywają stadion, dodawałoby kolejnego smaczku. Pierwszy król strzelców w barwach Pogoni. Człowiek, którego kojarzą chyba wszystkie pokolenia granatowo-bordowych kibiców, ambasador 70-lecia klubu. Historia Pogoni warta jest by ją znać i propagować. Nie zaczęła się w 2011 roku od objęcia funkcji prezesa przez Jarosława Mroczka. Błędów, jak już pisałem, jest więcej, ale jeden i to podstawowy jest taki, że brakuje w działaniach zarządu wizji. Wizji osiągnięcia czegoś więcej niż święty ligowy spokój. Wizji czegoś większego niż handlowanie zawodnikami. Wizji, z którą utożsamiać się będzie mógł kibic, a nie tylko tabelka w Excelu. Ja wiem, że prezes tak samo jak kibice marzy o tym, żeby Pogoń była wielka.

Potrzeba wizji, ale jego wewnętrzny biznesowy kompas nie pozwoli mu zrobić tego najważniejszego kroku. Do tego potrzeba, by miał obok siebie człowieka, będącego dobrym biznesowym sternikiem. Kogoś, kto mógłby wspomóc w wykonaniu tego kroku. Dopóki kogoś takiego nie ma, to działanie prezesa jest zachowawcze, ale nie przyniesie żadnych efektów poza byciem średniakiem. Kibice śpiewają: „Wiara jest w nas, mistrza Polski nadejdzie czas”. Wszyscy gorąco w to wierzą. Jarosław Mroczek również, pozostaje jedynie skompletowanie odpowiedniej załogi, którą jako kapitan mógłby pokierować. Ryzyko niestety wpisane jest w osiąganie sukcesów. Wie to każdy. Także Jarosław Mroczek. Ale widać jest dobrze, jak jest.

Mistrzostwo Polski mogłoby być tylko kłopotem. Puchar będzie mniejszym, więc całe szczęście, że udało się w karnych wyeliminować trzecioligowca. Prawdziwy sprawdzian w meczu z Rakowem. Prawda jest jednak taka, że coraz więcej kibiców jest Pogonią zmęczonych. Nie tylko zmęczonych tą grającą, ale także tą zarządzaną przez Jarosława Mroczka. Kibice w Szczecinie szybko wyłapują fałsz i bylejakość. I słabo ją tolerują. Dzwony na trwogę już dzwonią. Może, nie z pewnością, już czas zacząć działać. Jeśli nie podejmie się działań teraz, zmarnowane zostanie wszystko, co udało się zbudować wokół Pogoni w ostatnich latach.

W Szczecinie zapanowała moda na klub (chociaż niektórzy twierdzą, że to tylko zalążek mody), stadion dodatkowo ją podsycił. Ludzie wierzą, że zawodnicy są w stanie dawać im nie tylko emocje, ale również chwile radości po osiągniętych sukcesach. Dla zwykłego kibica liczy się wynik. Mało interesuje go familiarna atmosfera wśród klubowych możnowładców, to czy w szatni młodzież jest tłamszona przez tłuste, najedzone koty. Chce mieć zespół gotowy do walki o najwyższe cele. Bo tylko za oglądanie takiego zespołu zapłaci. Na stadionie premium chce mieć premium rezultaty.

Naprawdę mało go interesuje, że polityka kadrowa doprowadziła do tego, że zawodnicy, którzy osiągnęli swój pik, blokują miejsce młodym gniewnym i zdolnym. I czy trener spełnia wizje swoje czy zarządu. Wizją kibica są sukcesy, a z tej drogi nie ma już odwrotu. No może jest. Skorzystanie z niego oznaczało będzie postradanie wszystkiego, na co tak uparcie udało się zapracować.

Jarosław Mroczek nie musi odchodzić z Pogoni. Musi zrozumieć, że doprowadził klub do momentu, kiedy nie da się zarządzać prowizorycznie. Do momentu, w którym trzeba włączyć marzenia. I po prostu je spełnić.

Mecz Legia - Pogoń dostarczył widzom wielu emocji.

Kibice na meczu Legia Warszawa - Pogoń Szczecin. Tysiąc fanó...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Pogoń Szczecin: wewnętrzny biznesowy kompas nie pozwoli prezesowi zrobić tego najważniejszego kroku [FELIETON] - Głos Szczeciński

Wróć na gol24.pl Gol 24