Rodzina, przyjaciele i sąsiedzi o Franciszku Smudzie. Czego nie wiesz o Franzu?

A. Górska, K. Kachel
Rodzina kibicuje Frankowi Smudzie: od lewej brat Janek, żona Małgorzata i kuzyn Jacek
Rodzina kibicuje Frankowi Smudzie: od lewej brat Janek, żona Małgorzata i kuzyn Jacek archiwum rodzinne
"Nie, żeby był zły, jeno tylko kopał tu na łąkach. Do nauki to on się za bardzo nie rwał" - pani Marta, mama Franciszka Smudy, otwiera nam drzwi dużego domu. Wszyscy dobrze wiedzą, że jest najsurowszym krytykiem każdego kroku selekcjonera. - Jak mi się nie podoba, to zaraz mu powiem. Że źle ustawił albo za późno zmienił zawodnika - tłumaczy mama trenera.

Choć ma ponad 80 lat, z pamięci wymieni wszystkich piłkarzy nie tylko polskich, ale i zagranicznych. Jedenastkę Manchester United wyrecytuje nawet w środku nocy. Potwierdza to Małgorzata Drewniak-Smuda, żona trenera. Śmieje się, że teściowa układa mężowi zawodników jak nikt inny. A ona przestała się już nawet złościć, gdy przez telefon wyłącznie analizują, kto jak zagrał. - Czy słucha jej? Nie ma wyboru - twierdzi żona.

Pierwszy telefon po meczu zawsze jest do mamy. Po Portugalii też zadzwonił. - Żałował, że nie strzelili gola, ale po chwili stwierdził, że to nawet dobrze, boby się chłopakom poprzewracało w głowie, ale lepiej poczekajcie na brata. Janek się na tym lepiej zna - mówi Krystyna Smuda, młodsza siostra selekcjonera.

Jan i Krystyna mieszkają z mamą w rodzinnym domu Smudów w Lubomi, tuż przy granicy czeskiej. Wszyscy ich tu znają i bez wahania podają nam adres. Siostra mówi, że patrzą na każdy mecz, czasem wspólnie, czasem nie. - Bo gdy mamę już poniesie i zaczyna głośno komentować każdy ruch Franka, bo jak zwykle wie lepiej, Janek ucieka na górę. On lubi w ciszy. Telewizorów w domu mają tyle, że mogą się rozdzielić.

Źle nie jest. Czy może być lepiej? Wyniki kadry Smudy

- Kłóciliśmy się o byle co jako dzieci, ale zawsze czuliśmy jego opiekuńczą rękę - wspomina siostra. Pani Krystyna jest w Lubomi znaną osobą. Trzy kadencje temu startowała w wyborach na wójta. Nie udało się, ale nie widać, by żałowała. Twarda kobieta. Elegancka i zadbana, nawet w domu zakłada biżuterię. Gościnna. - Nie ma telefonów w Krakowie? Przygotowałabym obiad, a tu tylko takie kupne ciastka mam. Nie wiem, czy dobre. Kawa? Herbata? A zresztą kawę wam dobrą zrobię.

- Skąd piłka w naszym życiu? Tata lubił sport, pasjami chodził z mamą na mecze miejscowej drużyny - wyjaśnia siostra. - Franek od małego lubił kopać. Do szkoły przygotował tyle, ile wymagano, a potem się urywał na łąki i tyle go było.

Krystyna do trenerki się nie wtrąca, choć doświadczenie ma spore. Gdy brat był trenerem Wisły, często przyjeżdżała na mecze. Siadała w loży vipowskiej i z zachwytem patrzyła. - Na ludzi, bo to jest jak teatr, choć czasem udawało mi się także rozróżnić spalonego - śmieje się. - Obserwowałam widownię, to było dla mnie zachwycające.
Pamięta jednego, dystyngowanego pana w płaszczu i kapeluszu. Przychodził, ściągał nakrycie głowy, zakładał kibicowski szalik i całkowicie się zmieniał: krzyczał, wstawał, śpiewał. Po meczu ubierał płaszcz i znów był eleganckim mężczyzną. Nie zawsze jednak było tak przyjemne. Na meczu Wisła - Legia nie wiedziała, gdzie się ma schować. - Bo czy można pod ławką? - pyta. - Tylu epitetów pod adresem naszego nazwiska jeszcze nie słyszałam - opowiada.

Alternatywna "jedenastka" na Euro 2012. O kim zapomniał Smuda?

- Zna pani zawodników Smudy?
- Nie wszystkich z nazwiska, ale raczej tak. Ten Boenisch jest całkiem fajny.
- A nie żal pani Boruca, że go brat wyrzucił?
- Nie, Boruca nie żałujemy. Mama też nie. To była słuszna decyzja, zgadzamy się: ja i Janek. Nie może być tak, by zawodnik miał do powiedzenia więcej niż Franek.
Bo trener jest jak Bóg - w tym rodzina zgadza się w stu procentach. Dyskusji z nim nie ma, to on podejmuje decyzje i to on dostaje za nie po głowie. Czy brat boi się krytyki? - Przyzwyczaił się.

Poza tym - twierdzą- on to lubi. To, czyli presję, adrenalinę i stres. I nawet przy świątecznym stole w Lubomi nie ucieka się od takich rozmów. Piłka, zawodnicy i Euro jest głównym tematem. - Pan mu coś doradza czy poucza? - pytamy Janka, najmłodszego syna pani Smudowej. - Gdzieżbym śmiał. Brata nie można pouczać. Zapewniam panie: skład reprezentacji nie powstawał tu, w Lubomi.

Janek to amator archiwista. Ma nagrania ze wszystkich meczów, w których na ławce trenerskiej zasiada brat. Zasiada to za dużo powiedziane. Skoki, okrzyki, machanie rękami, podnoszenie nóg - to tylko niektóre z wielu zachowań trenera.

Czasami Franek wpada i prosi go: pokaż mi to albo tamto spotkanie, bo chcę coś sprawdzić. - Nawet on nie ma tak chronologicznie i dokładnie uporządkowanych płyt z meczami różnych reprezentacji i klubów - mówi z dumą Krystyna.

Od największej do najmniejszej - reprezentacja Polski w liczbach

Bo Janek nie opuszcza prawie żadnego meczu. Zagraniczne ogląda i nagrywa przed telewizorem, na krajowe jeździ z kuzynem Jackiem. Też Smudą. Tak będzie i podczas Euro. W przeciwieństwie do brata to cichy, spokojny mężczyzna. Nawet podczas meczu ostatniej szansy potrafi zachować stoicki spokój.
- Kopaliście razem piłkę? Janek: - Nie było szans, bo jestem od Franka młodszy 16 lat. Ale pasję to chyba załapałem po nim.
Śledził od zawsze jego karierę: początki w lidze polskiej i niemieckiej, potem pracę szkoleniową, aż po reprezentację. Janek to absolwent AGH, zna Kraków jak własną kieszeń albo Lubomię. Kiedyś przez rok próbował trenować, ale stwierdził, że to nie dla niego. - Jeden w rodzinie wystarczy - śmieje się. - To zbyt stresujące dla mnie.
Pracuje z samymi facetami. Czasami bywa to zmorą. - Po meczu zwłaszcza. Przekrzykują się, robią uwagi: dlaczego obsadził tego, a nie innego na tej pozycji? Oczywiście wiedzą najlepiej, co zrobić, by Polska wygrała. A ja przecież nie jestem rzecznikiem Smudy - mówi Janek.
- Ale skład na Euro się panu podoba? - Tak, jest optymalny.
Mówią, że jak jest dobrze i drużyna Smudy wygrywa, wszyscy w Lubomi klepią ich po ramieniu z uznaniem. Jak jest źle, suchej nitki nie zostawią. Przed Euro każdy też ma interes do rodziny selekcjonera - bilety. - Dzwonią do nas chyba z całej Polski. Jakbyśmy PZPN-em byli - rozkłada ręce pani Krystyna.

Koledzy z boiska tylko jedno mają Smudzie za złe: że nie przyjeżdża do Lubomi na spotkania klasowe. - Choć trzeba przyznać, że zawsze honorowo wyśle pieniądze, byśmy się pobawili - opowiada Arkadiusz Staniek, kolego z boiska i szkoły. Bo na spotkaniu takim, prócz wspomnień i mszy w kościele św. Magdaleny, jest także wielka potańcówka. Przy orkiestrze na żywo. A jak!
- Ale proszę napisać. Franku, my ubolewamy, że cię z nami wtedy nie ma. Może na kolejny jubileusz przyjedziesz?
- A jak Franek grał?
- Gorszy niż ja był w tym fusbolu - śmieje się pan Arkadiusz, którego spotykamy w restauracji Pod Grodziskiem.
- Nie za dobry, nie za zły. Grali "A" na "B" na całe boisko.
- Mieliśmy kondycję. A na B, czyli dwie klasy podstawówki. - Ja byłem w "A", Francek w "B". Po szkole zaś szli na łąki, gdzie walczyła Grabówka z Paprotnikiem i Lubomią.
- Francek, pierun, grał w Paprotniku, bo to jego dzielnica była - uściśla. I średnio się uczył. Tylko fusbol i dziewczyny. - Tak, za dziewczynami latał jak żaden z nas - mówi i ciągnie nas do gablotki klubu Lubomia tuż pod kościołem. - Musimy tu sobie zdjęcie zrobić. Tylko żeby mi napis było widać. I napisać mi koniecznie w artykule, że rzeźnik nasz klub sponsorował!

Na koniec najważniejsze pytanie: Wyjdziemy z grupy?
Krystyna: - Musi tak być! Choć grupa jest bardzo wyrównana, prawda Janku?[
- A kto wygra?
Janek: - To będzie wielka niespodzianka!
- Brat zapewnia, że po Euro koniec z trenerką.
Janek: - A tego to już bym nie był taki pewien. Gdzie by on bez tego żył?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24