Rudnevs postraszy Juventus

Maciej Lehmann/Głos Wielkopolski
Z siedmioma bramkami na koncie, Artjoms Rudnevs jest najskuteczniejszym zawodnikiem Lecha Poznań. Zyskał sławę w Europie dzięki hat-trickowi w Turynie. Po lekkim kryzysie Łotysz znowu zaczął strzelać w lidze, a w środę na rewanż do Poznania przyjeżdża Juventus.

Do swoich rodaków, łotewskich dziennikarzy mówi... po rosyjsku. Do Węgrów i żurnalistów znad Dunaju starał się mówić po... angielsku. Widocznie nie za bardzo to wychodziło, bo z dziennikarzami polskimi w ogóle nie chce rozmawiać.

Wyjątek zrobił tylko po meczu z Juventusem. Wtedy, 16 września Artjoms Rudnevs był na ustach całej piłkarskiej Europy. Człowiek z futbolowej prowincji strzelił trzy gole jednemu z największych klubów świata. To był dzień, w którym w ciągu 90 minut całkowicie zmieniło się życie tego niemal anonimowego do tego spotkania 22-latka. Po dwóch i pół miesiąca Juventus przyjeżdża do Poznania na rewanż. Stawką środowego meczu jest awans do fazy pucharowej Ligi Europy. Aby dostać bilet na ten mecz, trzeba stać w kolejce, której nie powstydziłyby się czasy PRL-u. Czy skromny blondyn z Dyneburga znów rzuci na kolana słynną "Starą Damę"?

Na rozmowę z Rudnevsem o Juventusie próbowaliśmy się umówić przez cały tydzień. Kiedy rzeczniczka prasowa Lecha Joanna Dzios mówiła, że "Rudi" nie odbiera telefonów, nie daliśmy za wygraną. Poprosiliśmy jego najlepszego przyjaciela w Lechu Siergieja Kriwca, by przekonał Artjomsa do chociaż krótkiej rozmowy. - Do końca rundy Rudnevs nie będzie rozmawiał z mediami - usłyszeliśmy z ust jego kolegów i działaczy z Bułgarskiej.

Albo temu młodemu człowiekowi po tym wyczynie uderzyła woda sodowa do głowy, albo mamy do czynienia ze sportowcem, który jest absolutnym zaprzeczeniem kandydata na gwiazdę. - To zupełnie normalny chłopak - zdradza trener napastników Lecha Andrzej Juskowiak, król strzelców turnieju olimpijskiego w Barcelonie, który ma za sobą wspaniałą karierę w klubach portugalskich, greckich i niemieckich.

- Najprostszą i najszybszą metodą, by zdobyć sobie pozycję w drużynie i zyskać szacunek kibiców są gole - uśmiecha się były reprezentant Polski. Dzięki bramkom Rudnevsa i premiom za zwycięstwa, konta bankowe jego kolegów z drużyny powiększyły się o znaczące sumy.

- Jak strzelam gole? Sekret - mówił Rudnevs po meczu z Juve, pytany o swój sposób na zdobywanie bramek. Najchętniej wszystko trzymałby schowane w tajemnicy. - Nie lubię wywiadów, wolę grać, a nie mówić. Nie cierpię, jak wchodzi się w moje życie prywatne. No, ale czasem muszę się otworzyć. Na przykład dzisiaj - mówił Łotysz tuż po pojedynku z Turynie.

Wtedy też dowiedzieliśmy się, że nie lubi imprez, na dyskotekę wychodzi może raz do roku i że jest zajęty, bo od roku jego żoną jest Santa, z którą chodzili razem do szkoły, a ostatnią książką, jaką przeczytał, był poradnik o tym, jak stworzyć szczęśliwą rodzinę.

Niewiele brakowało, byśmy Rudnevsa nie oklaskiwali w Lechu. Wcześniej grał w węgierskim Zalaegerszeg TE. Na celowniku skautów Kolejorza znalazł się pod koniec ubiegłego sezonu. Do drużyny mistrzów Polski miał trafić już pod koniec czerwca. Zagrał nawet w sparingu z Rosenborgiem Trondheim. Później pojawił się problem jego przynależności klubowej. W Poznaniu podczas meczu z najbardziej znaną norweską drużyną towarzyszyło mu bodaj czterech menedżerów. Jednym z nich był dawny kierownik krakowskiej Wisły. Rudnevs był identycznie traktowany jak... Polacy, których próbuje się opchnąć w podrzędnych klubach niemieckich czy angielskich. Jak dziś nie wyjdzie tu, to może jutro wyjdzie tam.

Z Poznania Łotysz został zawieziony do Niemiec, gdzie miał go testować klub z drugiej ligi, a potem wywieziono go na Ukrainę. Przed meczem z Salzburgiem, trener mistrzów Austrii Huub Stevens przyznał, że Rudnevs był też przymierzany do ich drużyny. Zadecydowano jednak, że jest zbyt słaby i odesłano na Węgry.

Zanim Łotysz na początku sierpnia podpisał kontrakt z Lechem, zdążył wystąpić w meczu kwalifikacyjnym Ligi Europy Zalaegerszeg z Dinamo Tirana, przez co nie mógł pomóc Lechowi ani w meczach ze Spartą Praga, ani z Dnipro Dniepropietrowsk. Gdy natomiast stało się już jasne, że Rudnevs wyląduje w Poznaniu, upomniała się o niego FC Daugava, macierzysty klub "Rudiego". Sprawą musiała zająć się FIFA, a to przedłużyło negocjacje transferowe. Nic więc dziwnego, że w spotkaniu inaugurującym rozgrywki Ekstraklasy w Łodzi, jego pojawienie się po przerwie w barwach Lecha wywołało złośliwe uwagi komentatora Canal+ Grzegorza Mielcarskiego. Były piłkarz Olimpii i Lecha uznał, że wystawienie kompletnie niezgranego z zespołem piłkarza to farsa. Tymczasem wystarczył mu niespełna kwadrans, by zdobyć swoją pierwszą bramkę w barwach Kolejorza. Wkrótce dołożył kolejne dwa trafienia w starciu lechitów z Cracovią. Start w Poznaniu miał więc znakomity.

Kiedy jednak wrzawa wokół jego trzech goli z Juve ucichła i zaczęła się proza życia, okazało się, iż polscy obrońcy nie są kompletnymi łamagami, których Artjoms może objeżdżać niczym slalomowe tyczki. W sześciu kolejnych spotkaniach Rudnevs nie potrafił trafić do siatki. Był nieskuteczny zarówno w klubie, jak i reprezentacji Łotwy.

Jego kryzys dotknął też cały zespół Lecha, który był krytykowany za nieskuteczność w pojedynkach ze znacznie niżej notowanymi rywalami. Mistrzowie Polski przegrywali mecz za meczem, w efekcie pracę stracił trener Jacek Zieliński, a kibice szybko zapomnieli o jego golach na początku rozgrywek i zaczęli się zastanawiać, czy kupiony za 500 tysięcy euro Łotysz, to rzeczywiście godny następca, sprzedanego za prawie dziesięć razy więcej do Borussii Dortmund Roberta Lewandowskiego.

- Problemem jest gra całego zespołu. Przecież ten biedny Artjoms nie wybije piłki z piątego metra, a potem nie przebiegnie całego boiska i nie przedrybluje wszystkich rywali, by na końcu zdobyć bramkę. Gdzie są boczni pomocnicy, gdzie ofensywny pomocnik? To oni muszą pracować na Rudnevsa. Musi dostać dobre podanie. Rzadko sam jest w stanie wyrobić sobie pozycję strzelecką - analizował jego grę Jarosław Araszkiewicz.

"Strzelba Lecha" odblokowała się w pucharowym boju z Cracovią. Oprócz tego "Rudi" strzelał gole w trzech ostatnich meczach ligowych na Bułgarskiej i znacznie przyczynił się do zdobycia przez Kolejorza siedmiu punktów i awansu z przedostatniego na dziesiąte miejsce w tabeli. - Strzelił ważnego gola Polonii Bytom, który dał nam zwycięstwo. Ale od tego tutaj jest. Dobry napastnik ma pociągnąć drużynę, gdy jej nie idzie - mówi Juskowiak.

- Ma jeszcze rezerwy, powinien być bardziej widoczny, gdy zespół rozgrywa piłkę. Lech gra jednym napastnikiem, więc gdy dostanie podanie, musi utrzymać się przy piłce, tak by partnerzy z ataku zdążyli podejść pod pole karne rywali. Musi spełniać taką rolę ściany, od której nasi skrzydłowi będą odbijać piłkę - twierdzi trener napastników Lecha.

- Musi biegać po boisku bardziej racjonalnie - dodaje pierwszy trener Kolejorza Jose Bakero. Dla Juskowiak Artjoms to najpoważniejszy kandydat do przejęcia po Lewandowskim korony króla strzelców ekstraklasy.

- 7 bramek w pierwszej rundzie to bardzo dobry wynik. Najgroźniejszymi rywalami Artjomsa są Andrzej Niedzielan i Tomasz Frankowski. Ten pierwszy bazuje na szybkości, drugi jest znacznie wolniejszy, wiele goli zdobywa dzięki swojemu doświadczeniu. "Rudi" jest z tej trójki najbardziej wszechstronny - analizuje Juskowiak

Statystyki ma znakomite. W 19 oficjalnych spotkaniach dla Lecha zdobył 12 goli - dokładnie tyle samo, co w tym samym okresie w ubiegłym roku Lewandowski. Wiedzą też o tym menedżerowie, którzy już sygnalizują zainteresowanie jego osobą bogatszych klubów. - W poprzednim sezonie w przypadku Roberta też było widać, że nie zawsze był obecny myślami na boisku. Trudno się temu dziwić, bo jak w tak młodym wieku dostaje się propozycję odejścia do lepszej ligi i zarobienia milionów, to rzeczywiście może "zabulgotać" się w głowie - tłumaczy słabszą postawę swojego podopiecznego po meczu z Juve Juskowiak.

Artjoms znów zaczął strzelać, kiedy zarząd Lecha dał mu jasny sygnał, że ma spędzić przy Bułgarskiej przynajmniej dwa lata i do 2012 roku nie jest na sprzedaż. - Jest bardzo pozytywnie nastawiony do tego, co tu zastał. To skromny i poukładany chłopak. Wie, czego chce i dlatego w Lechu jeszcze się rozwinie i strzeli mnóstwo goli - zachwala Łotysza jego trener.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24