Całą wiosnę w ŁKS zaklinano rzeczywistość. Szefowie klubu starali się zarazić swoim optymizmem piłkarzy, a trener Piotr Świerczewski, który najpierw mówił, że utrzymanie w ekstraklasie będzie cudem i jeśli mu się to uda powinien zostać selekcjonerem reprezentacji, nagle też zaczął wierzyć. Nawet, gdy na dwie kolejki przed końcem sezonu sytuacja była już krytyczna, Świerczewski proponował zakłady, że jego zespół utrzyma się w gronie najlepszych. Na jego szczęście, pewnie z sympatii, nikt zakładu nie przyjął.
Jedno trzeba ełkaesiakom oddać - nie odpuścili ekstraklasy bez walki. I można przypuszczać, że gdyby od początku wiosny walczyli tak, jak wczoraj w meczu z GKS Bełchatów, czy w poprzednim meczu z Ruchem w Chorzowie, to pewnie z tej ligi by nie spadli. Ambicja Saganowskiego, Macieja Iwańskiego, Grzegorza Bonina, Seweryna Gancarczyka i większości ełkaesiaków była wczoraj imponująca. Szkoda, że było już za późno.
Niestety, łodzianom brakowało wczoraj tego, czego i we wcześniejszych meczach, bo w niemal każdej akcji pojawiał się słaby punkt - a to dośrodkowanie było za głębokie, a to za płytkie, a to jeden drybling za dużo, a to strzał niedokładny... Również uderzenia z dystansu nie wychodziły łodzianom. W efekcie spotkanie zakończyło się remisem, jednak nawet gdyby ŁKS wygrał, to przy zwycięstwie Lechii i tak opuszczałby Ekstraklasę.
Jeszcze w niedzielę ełkaesiacy dokończą ligę meczem w Białymstoku, a później się rozjadą na wakacje. Większość z nich już pewnie w al. Unii już nie wróci.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?