Thriller na Bernabeu. Królewscy po emocjonującej końcówce pokonali Manchester City [ZDJĘCIA]

Daniel Kawczyński
Scenariusz rodem z dramatycznego horroru toczył się na Santiago Bernabeu. Real o mało nie doprowadził kibiców do zawału serca, ale dzięki bramkom Karima Benzemy i Cristiano Ronaldo wywalczył zwycięstwo w samej końcówce.

To był mecz dwóch wielkich drużyn, faworytów grupy, którym za cel postawiono zdobycie okazałego trofeum. U jednych i drugich nie działo się jednak za ciekawie. Manchester City tracił bardzo dużo bramek i stracił punkty z niżej notowanymi przeciwnikami. To był jednak pryszcz, w porównaniu sytuacją na Santiago Bernabeu. W czterech kolejkach Primera Division, Realu przegrali aż dwa mecze i tracą do Barcelony aż osiem punktów, co może wkrótce przekreślić szanse na mistrzowski tytuł.

Na domiar złego w szatni panuje nie najlepsza atmosfera, o czym dowiedzieliśmy się z ust Jose Mourinho. - Ja nie mam drużyny. Jest wielu piłkarzy, dla których są ważniejsze rzeczy niż futbol - grzmiał na konferencji prasowej po przegranym boju z Sevillą Portugalczyk.

Jak widać te słowa nie okazały się bezpodstawne. Na błyskawiczną reakcję nie trzeba było czekać. Wyjściowa jedenastka na Manchester City dla niektórych wydawała się czystym szaleństwem. Dotychczas prawie nietykalny Sergio Ramos usiadł na ławce rezerwowych, na rzecz 19-letniego Raphaela Varane, który w tym sezonie nie zagrał jeszcze ani razu. Miejsce w składzie stracił także Mesut Ozil, a szanse dostał sprowadzony w ostatniej chwili Michael Essien.

Niespodziewany wybryk "The Special One" bardzo szybko zaczął przynosić efekty. W pierwszej połowie rywale nie istnieli na boisku. Nie skonstruowali żadnej składnej i niebezpiecznej akcji ofensywnej. Dochodzili co najwyżej do 20.metra. Kto ich tak skołował? Defensywa Realu, która stanowiła naprawdę zgrany kolektyw i w zarodku neutralizowała wszelkie próby zaskoczenia.

Jednak "Królewscy" błyszczeli zwłaszcza w ofensywie. Przez większość czasu nękali City potężnie wysokim, dobrze zorganizowanym pressingiem. Nie odpuszczali ani na chwilę, co mogło imponować.

Najwięcej z siebie dawał Cristiano Ronaldo. Ostatnio nie miał łatwych dni. Od początku sezonu prezentował formę bardzo daleką od optymalnej. Na dodatek, z nie do końca jasnych powodów otwarcie uświadamiał, że nie jest w najlepszym nastroju psychicznym. Dzisiaj chyba postanowił wziąć się za siebie i powalczyć.

W całym spotkaniu to on był głównym kreatorem ofensywnej Realu. Uczestniczył w niemal każdej akcji. Już na samym początku sprawdził znakomicie broniącego Joe Harta dwoma bardzo groźnymi strzałami (pierwszy z pola karnego, drugi z dystansu). Za chwilę obsłużył zagrał nad obrońcami do Gonzalo Higuaina, który chybił z najbliżej odległości. Równie dobrą sytuację Argentyńczyka spaprał tuż przed przerwą, tym razem po wrzutce rodaka Angela di Marii.

Po zmianie stron, obraz nie uległ zmianie. Real ciągle miażdżył i nacierał z uporem maniaka i nadal brakowało mu skuteczności. Po strzałach z dystansu autorstwa Di Marii i Marcelo, futbolówka mijała światło bramki. Gol dla miejscowych wisiał w powietrzu i nikt nie spodziewał się innego scenariusza.

Tymczasem niewykorzystane sytuacje zemściły się niemiłosiernie. W 68.minucie świetny odbiór w środku boiska odnotował Yaya Toure i natychmiast ruszył naprzód z kontrą. Za nim natychmiast pomknął Edin Dżeko, szybko dostał piłkę i w pojedynku jeden na jeden z Ikerem Casillasem, rozpoczął thriller, pełen wielkiej dramaturgii.

Po chwili na 2:0 mógł podwyższyć Aleksandar Kolarov, gdyby kastylijski bramkarz nie obronił soczystego uderzenia z ostrego kąta. Santiago Bernabeu milczało, nikt nie mógł uwierzyć w to co sie dzieje. Jednak nadzieje szybko zostały przywrócone. W 76. minucie Marcelo fantastycznym, technicznym uderzeniem z 15. metrów w dalszy róg doprowadził do remisu.

Oczywiście ten rezultat nikogo nie zadowalał. Real nie ustępował, szukał gola na wagę zwycięstwa, nie pozwalał Anglikom na wyjście z własnej połowy. Co najważniejsze dochodził do okazji, lecz wrażenie niepokonanego sprawiał Hart. We wspaniały sposób sparował dwie potężne bomby Karima Benzemy i Luki Modricia.

Za chwilę świętował bramkę, a w Madrycie znów nastąpiło załamanie. Z prawej strony rzut wolny wykonywał Kolarov. Chciał chyba dośrodkowywać, lecz piłka odbiła się od murawy na 6. metrze i wpadła tuż przy prawym słupku.

Do końca pozostawało zaledwie pięć minut. Szanse drastycznie malały, Real nie poddawał się i zebrał tego obfite plony. W 87. minucie Di Maria zagrał przed pole karne do będącego pod naciskiem obrońców Benzemy. Francuz nie pozwolił się ograć - obrócił się z futbolówką i po profesorsku posłał w światło bramki.

Sen gości skończył się 180 sekund później. Znakomity występ uwieńczył bramką Cristiano Ronaldo. Portugalczyk poradził sobie na skrzydle z Pablo Zabaletą i z narożnika pola karnego zmusił do kapitulacji dotychczas bezbłędnego Harta. Tym samym zapewnił cenne trzy punkty i udowodnił, że wraca do wielkiej dyspozycji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24