"U nas to nie do pomyślenia" - reportaż naszego korespondenta z hitu Bundesligi!

Tomasz Dębek
Spotkanie Bayernu z Borussią było najważniejszym wydarzeniem piłkarskim tego sezonu w Niemczech. Zobacz reportaż zza kulis tego hitowego spotkania!

- Piłkarze z Dortmundu będą wspominać porażkę z nami do końca życia. Przepędzimy ich na kopach z naszego stadionu - mówił przed poprzednim meczem Borussii z Bayernem Manoachium kapitan Bawarczyków, Philip Lahm. - Jedziemy ograć Bayern i ośmieszyć go przed własnymi kibicami - odgryzał się Kevin Grosskreutz.

Ostatecznie klub z Dortmundu wygrał wtedy 3:1 i był to milowy krok w drodze do tytułu. Sobotni hit Bundesligi miał podobną otoczkę. Tym razem wypowiedzi zawodników były nieco bardziej ostrożne, ale nikt nie miał wątpliwości, że gra toczyła się o najwyższą stawkę.

Zwycięstwo Bayernu dałoby Bawarczykom osiem punktów przewagi nad Borussią. Wygrana drużyny Jurgena Kloppa oznaczała zniwelowanie różnicy w tabeli do dwóch "oczek". Mecze Bayern - Borussia urastają do miana jednego z największych wydarzeń piłkarskiej Europy. - Zdziwisz się, ale nie jestem kibicem żadnej z drużyn. Nie jestem nawet Niemcem, przyjechałem tu z Belgii. Prowadzę tam firmę i zabieram na mecze ludzi, z którymi robię interesy. W tamtym sezonie byliśmy na Camp Nou, kiedy Barcelona grała w Realem. Tym razem wybraliśmy się tutaj. Po prostu chcemy obejrzeć najlepszy futbol na pięknym stadionie - mówi Frank, którego zaczepiłem na koronie stadionu w Monachium.

Kibice zaczęli wypełniać stadion już około dwie godziny przed rozpoczęciem spotkania. Zaskakujące dla Polaka może być to, że fani Borussii nie byli specjalnie eskortowani przed policję. Zmierzali w stronę Allianz-Areny razem z kibicami Bayernu.

Zdarzało się nawet, że dwie osoby idące razem miały szaliki i koszulki przeciwnych drużyn. Tak było w przypadku Kathy i Steffi, nastoletnich dziewczyn, które spotkałem pod stadionem. - Jesteśmy za innymi klubami, ale to żaden problem. Możemy siedzieć obok siebie, czasem sobie docinać, jednak najważniejsza jest przyjaźń. Dlatego szkoda mi Steffi, bo dziś wygra Bayern - twierdziła Kathy. - Na pewno nie. My mamy Mario Goetze i Matta Humelsa, nie możemy przegrać - odgryza się Steffi. - Polacy? Tak, Robert, Łukasz i Kuba to bardzo dobrzy piłkarze. Na pewno pomogą nam dziś zdobyć trzy punkty.

Dziewczyny zgodne są tylko w jednym: mecz Bayern - Borussia to najważniejsze spotkanie sezonu. - To najlepsze zespoły w Niemczech. Zajmują dwa pierwsze miejsca w tabeli. Mistrzowski tytuł BVB z poprzedniego sezonu bardzo zabolał faworyzowany Bayern, więc to będzie naprawdę zacięte spotkanie - mówią.

Żegnamy się, bo pierwszy gwizdek sędziego zbliża się nieubłaganie. Na Allianz-Arenie oprawa meczu jest naprawdę imponująca. Na telebimach pokazywane są przebitki z szatni. Piłkarzom przygotowującym się do wyjścia na murawę towarzyszą odgłosy bębnów, przypominające bicie serca. Wypełniony po brzegi stadion zaczyna żyć własnym życiem. Czerwone podświetlenie jeszcze potęguje ten efekt.

Sam obiekt robi ogromne wrażenie. Pomyślano tu dosłownie o wszystkim. Na koronie stadionu są miejsca przeznaczone dla widzów na wózkach inwalidzkich. Niby to oczywiste, ale w naszym kraju niepełnosprawni często są traktowani jako kibice gorszej kategorii. Stewardzi są pomocni, mili, można z nimi porozmawiać po angielsku. Każdy z nich nosi klubową kurtkę i charakterystyczną czerwoną czapeczkę, łatwo ich więc znaleźć. Mamy się od kogo uczyć w perspektywie przyszłorocznego Euro.

Na nasze stadiony moglibyśmy też przenieść niemiecką tolerancję. Wspomniane wcześniej przyjaciółki idące razem na mecz, mimo że kibicują wrogim klubom nie były chlubnym wyjątkiem. Miejscem dla fanów z Dortmundu była trybuna za jedną z bramek, ale obserwując resztę stadionu można było dostrzec kilkadziesiąt żółto-czarnych wysepek w morzu ubranych na czerwono-biało kibiców gospodarzy. Nikt nie robił z tego problemu. Nawet, gdy z udanego zagrania piłkarzy Borussii głośno cieszyła się tylko jedna osoba na sektorze. U nas - nie do pomyślenia.

Żeby nie było tak cukierkowo, niemiecka telewizja po meczu pokazywała również osoby z szalikami "Scheis Borussia". Jednak w ich przypadku agresja miała jedynie wymiar słowny. Niezbyt imponujący był też doping kibiców obu drużyn. Śpiewy były, ale po 69-tysięcznym stadionie można było oczekiwać czegoś więcej. Dość powiedzieć, że na trybunie dla najzagorzalszych kibiców Bayernu dopingował… jeden sektor, czyli 15, może 20 proc. zgromadzonych tam kibiców. Lepiej zorganizowani byli goście, ale większość klubów ekstraklasy ma na co dzień większe wsparcie z trybun niż Borussia w meczu z Bawarczykami.

Na murawie niestety nie pojawił się Jakub Błaszczykowski, za to do rozpaczy kibiców Bayernu dwukrotnie doprowadził Robert Lewandowski. W drugiej połowie najpierw miał udział w akcji bramkowej (gola strzelił Goetze), a następnie sam skierował piłkę do siatki. W tej drugiej sytuacji sędzia trafienia jednak nie uznał. Powtórki potwierdziły, że Polski napastnik był na minimalnym spalonym.

- Pierwsza połowa rozczarowała, ale po przerwie każdy kibic mógł być zadowolony. Także Polacy, bo Robert Lewandowski należał do najlepszych na boisku, Łukasz Piszczek też zagrał bardzo dobre spotkanie. Dzięki temu zwycięstwu walka o mistrzostwo Niemiec rozpoczyna się na nowo, strata dwóch punktów do Bayernu jest jak najbardziej do odrobienia - twierdzi Rafał Sak, komentator stacji Eurosport 2. Miejmy nadzieję, że faktycznie walka o tytuł nabierze teraz tempa. Oby przy jak największym udziale naszych rodaków z Borussii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24