– Każdy oczekiwał, że dalej będziemy niepokonani jako jedyna drużyna w lidze. Graliśmy u siebie, stąd oczekiwania były duże, ale nie wyszło – komentował Uryga po spotkaniu z "Wojskowymi". – Był moment, w którym myślałem, że zaczniemy stwarzać sobie lepsze okazje. Było kilka wrzutek ze skrzydeł - mimo niedokładności, powstawało jakieś zagrożenie. Kilka razy odrabialiśmy straty i pomyślałem, że i tym razem uda nam się strzelić gola. Myślę, że zawiodło to, że za bardzo chcieliśmy ruszyć do przodu.
Wiślacka obrona dwukrotnie skapitulowała w samej końcówce spotkania, już po roszadach trenera Franciszka Smudy, mających na celu przybliżyć "Białą Gwiazdę" do wyrównującego gola. – Na pewno spotkania przeciwko takim zawodnikom jak Vrdoljak i Jodłowiec to zbieranie doświadczenia. Po zejściu Maćka Jankowskiego niestety nie nadążałem w ogóle z łataniem dziur, które robiły się między formacjami. Kiedy przegrywaliśmy, zamiast konsekwentnie trzymać się ustawienia i szukać okazji, zaświtało nam w głowach, że jeżeli przegrywamy, to rzucimy się na "hurra" i dlatego cały blok, który trzymaliśmy w pierwszej połowie się zburzył i Legia łatwo dochodziła do sytuacji – zaznaczył Uryga.
Teraz krakowian czeka trudny pucharowy mecz w Poznaniu, a potem spotkanie o prestiżu porównywalnym do dzisiejszego - rywalem Wisły o ligowe punkty i prymat w mieście będzie Cracovia. – Trzeba jak najszybciej zapomnieć o tym meczu i myśleć o tym, co będzie w środę, a potem o derbach. Nie tyle nie będziemy mieć nawet czasu na rozpamiętywanie tego spotkania, co zwyczajnie nie powinniśmy tego robić – podsumował.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?