Vuković: Za wcześnie jeszcze, by wariować

Hubert Zdankiewicz
- Do grudnia wszystko może się wywrócić do góry nogami. Oczywiście, jeśli uda nam się utrzymać taką pozycję do końca rundy, to można się będzie pokusić, by powalczyć o coś więcej - mówi lider Korony Kielce, Aleksandar Vuković.

Siedem meczów, 15 punktów Korony Kielce - w naszej ekstraklasie wyrasta nowa siła?
Wystartowaliśmy fantastycznie, ale za wcześnie jeszcze, by wariować. Postawiliśmy sobie za cel utrzymanie, i to się na razie nie zmieniło. W poprzednim sezonie Korona również na początku świetnie sobie radziła, ale później już tak pięknie nie było. Do grudnia wszystko może się wywrócić do góry nogami. Oczywiście, jeśli uda nam się utrzymać taką pozycję do końca rundy, to można się będzie pokusić, by powalczyć o coś więcej. Na razie jednak najlepsze, co możemy zrobić, to zachować spokój.

Może za bardzo się asekurujecie? Sam Pan niedawno powiedział, że w polskiej lidze podstawa to determinacja.
Bo to prawda. Weźmy na przykład mój dawny klub Legię Warszawa. Nikt przecież nie powie, że ten zespół nie ma potencjału. Udowodnił to, ogrywając w eliminacjach Ligi Europy Spartak Moskwa.
Za to ostatnio przegrał u siebie z Podbeskidziem Bielsko-Biała (wywiad został przeprowadzony przed meczem z Polonią - red). To pokazuje, że bez determinacji nie da się wygrywać nawet na krajowym podwórku. Liga jest bardzo wyrównana.

Kiedyś było chyba inaczej? Gdy Pan grał w Legii, wiele zespołów jechało na Łazienkowską jak na ścięcie.
Nie przesadzajmy, wtedy też trzeba się było nieźle nabiegać, bo nikt nam za darmo punktów nie oddawał. Niemniej mogę się zgodzić, że poziom jest dziś bardziej wyrównany, bo nikt nie odstaje wyraźnie od reszty. Nawet Wisła, Lech Poznań czy Legia nie są na tyle dobre, by wygrywać na stojąco.

To jak to jest z tą naszą ligą? Budżety najlepszych rosną, ale wciąż nie są to pieniądze, które gwarantują inną jakość - to też Pańskie słowa.
Mogę je powtórzyć, bo tak właśnie uważam. Pamiętam oczywiście o dobrej grze Lecha w Lidze Europy czy ostatnich wynikach Legii. Ale już do Ligi Mistrzów Wiśle awansować się nie udało. Nie jej pierwszej.

Czasem jednak pieniądze to nie wszystko. Przykłady Partizana Belgrad, Artmedii Petržalka czy BATE Borysów pokazują, że można awansować do Ligi Mistrzów, nie mając ogromnego budżetu.
Nie wyciągałbym z tego pochopnych wniosków. To są raczej wyjątki potwierdzające regułę, że bez dużych pieniędzy ciężko o sukcesy w Europie. Oczywiście trzeba umiejętnie te pieniądze wydać. Weźmy taki Szachtar Donieck. Jego właściciel Rinat Achmetow wpompował w klub pół miliarda euro, ale Ligi Mistrzów nie podbił, choć grywa w niej regularnie. Sukcesy odnosi tylko w Lidze Europy.

Niektórzy są zdania, że nasze kluby mają problem, gdy muszą rywalizować na dwóch frontach i grać mecze co trzy dni. Lech po świetnej grze w Lidze Europy nie zakwalifikował się w ubiegłym sezonie do pucharów. Teraz wpadki w lidze zalicza Legia.
Być może coś w tym jest. Nie wiem tylko, czy jest to kwestia gorszego przygotowania fizycznego, czy po prostu tego, że zespołom grającym w pucharach czasami brakuje poświęcenia i koncentracji, gdy muszą w międzyczasie rywalizować w polskiej lidze.

W Legii tworzy się na nowo serbska kolonia. Tyle że tym razem bez Pana.
Od razu kolonia... Chłopaki mówią tym samym językiem, więc to normalne, że trzymają się razem. Wiem zresztą, co tam się dzieje, bo jestem w stałym kontakcie z Miro Radoviciem.

Co mówił o Danijelu Ljuboji?
Proszę wybaczyć, ale to są nasze prywatne rozmowy.

Chodzi nam o to, co sądzicie o nim jako o człowieku. Ljuboja, zwłaszcza w Niemczech, nie cieszy się najlepszą opinią.
Nie znam go osobiście. Wiem tyle, co powiedział mi Radović i co przeczytałem w gazetach, bo w Serbii Ljuboja to znana postać. Powiem tak: ja bardzo pozytywnie przyjąłem wiadomość o jego przyjściu do Legii. Byłem pewien, że piłkarz tej klasy może się tam przydać, i to się na razie potwierdza.

Od lat mieszka Pan w Polsce, więc na pewno wie Pan, co dzieje się w naszej reprezentacji. Mam na myśli kolejne naturalizacje.
Nie pan pierwszy mnie o to pyta.

Uchodzi Pan za przeciwnika takich praktyk.
To trudny temat. Z jednej strony, trzeba się zastanowić, co mogą dać Polsce tacy piłkarze. Jeśli dzięki nim wasza reprezentacja dobrze wypadnie na Euro 2012, to chyba warto. Weźmy przykład z innej dyscypliny sportu. Na trwających właśnie mistrzostwach Europy w koszykówce świetnie radzi sobie Macedonia. Nie byłoby to możliwe, gdyby w ich reprezentacji nie grał naturalizowany Amerykanin Bo McCalebb, którego, notabene znam, bo grał w Partizanie. No to zastanówmy się, czy dla Macedonii byłoby lepiej przegrać bez McCalebba?

Są w Polsce ludzie, którzy właśnie tak powiedzą.
Mają prawo. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie chcę nikogo pouczać, mówię tylko to, co myślę. Macedonia zyskała na naturalizacji McCalebba. Bez niego wielu ludzi nie miałoby pojęcia, że tam się w ogóle gra w koszykówkę. On pomógł rozsławić ten kraj na cały świat. Kibice są dumni ze swojej drużyny. Czy to źle?

Mówiłby Pan to samo, gdyby chodziło o kadrę Serbii?
Oczywiście. Chodzi o to, by nie przesadzać. Zachować umiar. Poza tym dla mnie jest jednak różnica pomiędzy Perquisem, Obraniakiem czy Boenischem a Manuelem Arboledą. Oni mają jednak z waszym krajem coś wspólnego.
Niektórzy nawet nie mówią dobrze po polsku, ale chcą grać dla was. My mieliśmy podobny przypadek. Kilka lat temu nasza federacja próbowała namówić na grę w reprezentacji Serbii Bojana Krkicia z Barcelony [dziś gra we włoskiej Romie - red.]. Odmówił i ja go rozumiem. Jego ojciec jest Serbem, zresztą też grał w piłkę, ale matka Katalonką. Urodził się i wychował w Hiszpanii, więc to normalne, że więcej ma wspólnego z tamtym krajem. Gdyby jednak podjął wtedy inną decyzję, to nie miałbym z tym żadnego problemu.

Nie zastanawiałby się Pan, czy ta jego nagła tęsknota za krajem przodków nie jest przypadkiem kalkulacją, bo nie widzi dla siebie szans w rywalizacji z Villą i Torresem?
Nie, bo to jest przecież Serb. Co prawda tylko w połowie, ale jednak Serb.

Zmieńmy na koniec temat. Podobno w Serbii jest sport, który dorównuje dziś popularnością piłce nożnej i koszykówce - tenis.
Nie wiem, czy dorównuje, ale faktycznie - od ładnych paru lat jest w naszym kraju bardzo popularny dzięki sukcesom Novaka Djokovicia, Any Ivanović, Jeleny Janković i innych.

Po tym, co wyprawia w tym roku Djoković, stał się chyba jeszcze popularniejszy?
Na pewno. Trudno opisać słowami, jak bardzo wszyscy jesteśmy z niego dumni. Dziękuję Bogu, że Novak jest Serbem.

Rozmawiał Hubert Zdankiewicz / Polska The Times

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24