Wołąkiewicz: Nie będę kierował się sentymentami

Głos Wielkopolski
Hubert Wołąkiewicz jeszcze jesienią grał w Lechii, dziś zagra przeciw swojej byłej drużynie
Hubert Wołąkiewicz jeszcze jesienią grał w Lechii, dziś zagra przeciw swojej byłej drużynie Marek Zakrzewski
- Na boisku musimy walczyć na całego o ligowe punkty. Zobaczymy, jak przyjmie mnie publiczność. Jestem przekonany, że żadna reakcja kibiców nie wpłynie na mnie demobilizująco - zapowiada były piłkarz Lechii, obecnie obrońca Lecha, Hubert Wołąkiewicz, przed dzisiejszym spotkaniem obu zespołów.

Ostatnie tygodnie są dla Pana udane. Chyba na dobre włączył się Pan do rywalizacji o miejsce na środku obrony.
Przychodząc do Lecha mówiłem, że bardzo mi zależy na regularnej grze. Przecież nie po to opuszczałem Gdańsk, żeby w Poznaniu siedzieć na ławce rezerwowych. Trener Bakero widzi moją pracę i ją docenia, z czego jestem bardzo zadowolony. Jak widać warto ciężko trenować, bo to przynosi rezultaty - coraz częściej wychodzę w pierwszej jedenastce. Czy to dla mnie zaskoczenie? Niekoniecznie, po prostu staram się realizować konsekwentnie mój plan.

W niedzielę zmierzycie się z Lechią w Gdańsku. Dla Pana pojedynek z tą drużyną to wyjątkowa chwila. Jak wspomina Pan czas spędzony w poprzednim klubie?
To był dobry okres. W końcu do Lechii przysłano moje pierwsze powołanie do drużyny narodowej. Wciąż mam tam przyjaciół. Najczęstszy kontakt utrzymuję z Piotrem Wiśniewskim i Pawłem Nowakiem, którzy wciąż bronią barw Lechii. Z kolei Paweł Buzała i Marcin Kaczmarek już odeszli z klubu, ale też do siebie dzwonimy i rozmawiamy. Oczywiście nie tylko o lidze (śmiech).

Jakie ma Pan doświadczenia z pracy z trenerem Tomaszem Kafarskim?
Moim zdaniem to jeden z najlepszych młodych szkoleniowców. Widać, że potrafi poukładać zespół. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Zresztą trener Kafarski chciał, żebym został w Lechii na dłużej. Niestety, inna wtedy była polityka władz klubu…

To żadna tajemnica, że rozstawał się Pan z klubem w niezbyt dobrej atmosferze. Boi się Pan przyjęcia na stadionie przy ulicy Tragutta?
To prawda, okoliczności zmiany barw klubowych mogły być lepsze. Niestety, z niektórymi osobami zarządzającymi klubem nie było mi po drodze. Nie wszystko zależało ode mnie. Nadal mam przyjaciół wśród piłkarzy Lechii. Cieszę się, że będę mógł znowu ich spotkać. Ale na pewno nie będę kierował się sentymentami. Na boisku musimy walczyć na całego o ligowe punkty. Zobaczymy, jak przyjmie mnie publiczność. Jestem przekonany, że żadna reakcja kibiców nie wpłynie na mnie demobilizująco.

Znając trenera Kafarskiego, jaki scenariusz meczu Pan przewiduje? Lechię stać na to, żeby mocno zaatakować od pierwszych minut?
Nie spodziewałbym się szturmu od pierwszego gwizdka. Gdańszczanie na pewno nie będą chcieli przegrać. Porażka w tym meczu mogłaby pogrzebać ich szanse na zajęcie miejsca na podium. Z kolei Lech nie może sobie pozwolić na takie kalkulacje. Nie chcemy się zastanawiać nad ruchami przeciwnika. Musimy zaatakować i wygrać to spotkanie. Tylko zwycięstwo pozwoli myśleć o dobrym wyniku na koniec sezonu.

Zna Pan Lechię Gdańsk jak nikt w Lechu. Tę drużynę stać na udział w europejskich pucharach?
Nie wiadomo do końca, czego można się spodziewać po Lechii. Z jednej strony walczą o wysoką lokatę, a z drugiej wiosną radzą sobie naprawdę przeciętnie. Moim zdaniem o wyniku może zadecydować dyspozycja dnia, jedna strzelona bramka. Bardzo wiele zależy od tego, jak my się zaprezentujemy i czy dobrze wejdziemy w ten mecz.

Czy grając w Lechii, mobilizowaliście się specjalnie na mecze z takimi rywalami jak Lech?
Oczywiście, że tak. Występując w klubie, który jest uważany za słabszy, chcesz zawsze udowodnić swoje umiejętności. Tak było, kiedy grałem w Gdańsku. Rywalizacja z czołówką ekstraklasy dostarcza mnóstwo emocji. W takim spotkaniu każdy chce się pokazać. Myślę, że nasi rywale mogą zaprezentować podobne podejście.

Mecze wyjazdowe to w tym sezonie zmora Lecha. Tylko dwukrotnie udawało się wygrywać na obcych boiskach. Tymczasem przed Wami dwa mecze, które trzeba wygrać. Jak tego dokonać?
Najwyższy czas zmienić tę niechlubną statystykę. Bardzo potrzebujemy teraz punktów i to będzie najlepsza mobilizacja, żeby przerwać niemoc. Nie mamy wyjścia - chcąc grać w pucharach, musimy pokonać najpierw Lechię, a potem Polonię Bytom. Te dwa najbliższe spotkania już wiele nam wyjaśnią. W końcu nasz niedzielny rywal też chce się załapać do pucharów. Z kolei bytomianie walczą o życie. Oba te mecze mogą być tak samo trudne. Przecież presję związaną z walką o utrzymanie można porównać do tej ciążącej na zespole z czołówki. Każdy ma swoje cele. Brak osiągnięcia jednego lub drugiego oznacza wielką porażkę. Dlatego uważam, że po Lechii wcale nie czeka nas łatwiejszy przeciwnik.

Przychodząc do Poznania, brał Pan w ogóle pod uwagę scenariusz, że Lechia może być wyżej w tabeli?
Miałem świadomość tego, że jest to zespół z ambicjami. Co prawda to gdańszczanie są teraz wyżej w tabeli, ale mam nadzieję, że na koniec rozgrywek Lech zdoła się zakwalifikować do europejskich pucharów. Uprzedzając następne pytanie, nawet gdyby Lech nie zagrał w eliminacjach Ligi Europejskiej, nie uznałbym transferu za krok w tył. W dłuższej perspektywie w poznańskim klubie na pewno się rozwinę. Prędzej czy później i tak znowu wywalczymy sobie miejsce w rozgrywkach europejskich. Wierzę, że po tym sezonie, a nie dopiero następnym.

Rozmawiał Hubert Maćkowiak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24