Adios Brazylia? Remis z Mołdawią jak porażka. Szanse na awans czysto matematyczne

msz, Daniel Kawczyński
W kiepskim stylu reprezentacja Polski pożegnała się z marzeniami o awansie do przyszłorocznych Mistrzostw Świata w Brazylii. Remis ze słabą Mołdawią odarł nas ze złudzeń o awansie na Mundial, chociaż ciągle zachowujemy matematyczne szanse.

Ruszyliśmy spokojnie, ale z każdą minutą rozkręcaliśmy się coraz bardziej. Szybkimi wymianami podań uwalnialiśmy się spod nacisku przeciwnika, druga linia wygrywała walkę w środku pola i natychmiast przerzucała piłkę na skrzydła, skąd zagraniami w pole karne doszukiwano się dogodnych sytuacji strzeleckich. W 5. minucie Maciej Rybus zawędrował na prawą stronę, dograł górą w polu karnym na drugą stronę do Eugena Polańskiego, który w momencie oddania strzału nadział się na nogę obrońcy.

Ale 120 sekund później Stanislav Namasco nie miał już tyle szczęścia, a duet Borussii Dortmund pokazał, że potrafi sprawnie funkcjonować nie tylko w Lidze Mistrzów czy Bundeslidze. Robert Lewandowski płaskim, prostopadłym podaniem ze środka wypuścił sam na sam nieupilnowanego Jakuba Błaszczykowskiego. Popularny Kuba nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce.

I chociaż "Biało-czerwonym" na tym jednym golu było mało i chcieli jak najszybciej podwyższyć prowadzenie, to dobre w tym meczu skończyło się w 7. minucie. Słynący z niezłej obrony Mołdawianie starali się na wszelkie sposoby uniemożliwić zdobycie kolejnych bramek. W wielu przypadkach nie dawali rady i tylko Polacy wiedzą, dlaczego nie wpakowali drugiego gola. Po wrzutce z kornera tuż nad poprzeczką główkował Bartosz Salamon, z dystansu swoich szans szukali Adrian Mierzejewski (na raty obronił bramkarz) i Polański (futbolówka odbiła się rykoszetem i przeleciała tuż obok słupka).

Bezapelacyjnie najlepszą sytuację na podwyższenie zmarnował Maciej Rybus. W 24. minucie nabity przez Victora Golovatenco znalazł się oko w oko z bramkarzem. Decyzję ze strzałem podjął bez większego przemyślenia, dzięki czemu Namasco zdołał obronić nogami. Doszedł jeszcze do dobitki, niestety piłka ugrzęzła w bocznej siatce.

W ostatnim kwadransie skupiliśmy się na pilnowaniu wyniku i utrzymaniu się w środku pola. Nie była to dobra taktyka, bo gospodarze mieli jeszcze dużo sił. W 37. minucie skarcili nas za niewykorzystane okazje. Pomogli im w tym Jakub Wawrzyniak i Marcin Komorowski. Pierwszy pozwolił rozwinąć skrzydła Vitaliemu Bordianowi, drugi nie zablokował, ani nie upilnował Eugena Sidorenki przed bramką. I tak po naszym błędzie i dwójkowej akcji i strzale z bliska, mimo rozpaczliwej interwencji Artura Boruca, wynik się wyrównał.

Strata bramki mocno nas zszokowało, jednak czasu na ogarnięcie nie było zbyt wiele, bo zaledwie parę sekund później Mołdawia mogła wyjść na prowadzenie. Mało brakowało, a Artur Boruc zaliczyłby klopsa z wielkimi konsekwencjami. W trakcie interwencji, źle złożył się do obrony uderzenia Bordiana. Piłka skozłowała przed nim, z chęcią dobitki natychmiast popędził Sidorenko, uprzedzony w ostatniej chwili zdecydowanym wejście Salamona, który był jednym z nielicznych jasnych punktów reprezentacji.

Dopiero drugi sygnał alarmowy pozwolił zrozumieć Polakom, że koniecznie muszą wziąć się do pracy, bo inaczej będą w poważnych opałach. Przed przerwą spokojnie powinniśmy jeszcze prowadzić. Najpierw nikt nie zamknął dogrania Polańskiego w pole karne, za chwilę petardę Błaszczykowskiego z ostrego kąta z 14. metrów ledwo co sparował golkiper. O wielkim pechu mógł mówić Robert Lewandowski. Tuż przed przerwą dostał idealne dośrodkowanie na głowę, wyskoczył do pojedynku powietrznego z Namasco i ucelował prosto w słupek!
Niewiele jednak brakowało, by ostatnie słowo przed przerwą należało do gospodarzy. W polu karnym niebezpiecznej straty dopuścił się Grzegorz Krychowiak, swoją szansę natychmiast chciał wykorzystać Sidorenko, na szczęście koniec końców przegrał walkę z naszym zawodnikiem. Nie bez kontrowersji, bo przewrócił się, lecz o jedenastce nikt nie myślał.

Mimo wszelkich kompromitacji i nieporadności, mieliśmy jeszcze cień nadziei, że w gronie naszych chłopaków są jednak poważni faceci, potrafiący zmobilizować się w decydujących o wszystkim momentach. Zawiedliśmy się. W drugiej połowie wprawdzie często obcowaliśmy z piłką, ale o jakichkolwiek czystych okazjach, tak jak w pierwszej połowie, nie było już po prostu mowy. Graliśmy chaotycznie, niedokładnie, nasze zapędy kończyły się na obrońcach, albo przelatywały nad poprzeczką. Na domiar złego Mołdawia nie składała broni i kilkakrotnie zapuszczała się w pole karne.

Zmiany potrzebne były od zaraz. Selekcjoner Fornalik nie czekał, oddelegował na ławkę Macieja Rybusa z Adrianem Mierzejewskim i wprowadził Piotra Zielińskiego z Jakubem Koseckim. Gracz Legii nie zachwycił, w przeciwieństwie do kolegi z Udinese. On pokazywał największe serce do walki. W 69. minucie potężnie huknął z ostrego kąta, ale na przeszkodzie stanął mu czujny Namasco. Reszta prób nie przynosiła lepszego rezultatu, o dogodnych sytuacjach strzeleckich kibice mogli pomarzyć, a kopnięcia z daleka wędrowały w trybuny.

Im bliżej końca, tym grze "biało-czerwonych" towarzyszyła większa nerwowość, co skutkowało błędami w defensywie, po których kiszyniowska kompromitacja była o krok. Długie wymiany, próby rajdów, rozgrywania kończyły się stratami i narażeniem na kontry. Choć nacisk trwał do ostatniego gwizdka, nie udało się strzelić zwycięskiego gola. Na Mistrzostwa Świata do Brazylii polecimy palcem po mapie.

Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24