Basałaj chciał zmieniać Wisłę, ale nie wszystko mu się udało

Bartosz Karcz / Gazeta Krakowska
Od 7 czerwca 2010 do 13 marca 2012 roku Bogdan Basałaj sprawował funkcję prezesa Wisły Kraków. Gdy zasiadał w prezesowskim fotelu przedstawił swoją wizję budowy klubu. Dzisiaj, gdy odchodzi z ul. Reymonta po blisko dwóch latach pracy, warto sprawdzić, ile z tych planów zostało wcielonych w życie, a ile pozostało jedynie na papierze.

Basałaj przedstawił swój plan w czerwcu 2010 roku, w kilku punktach. Składały się na niego m.in. wynik sportowy, marketing czy polityka historyczna, do której w Wiśle chciał przykładać szczególną wagę. - Najważniejszy jest wynik sportowy - nie ukrywał jednak w 2010 roku Bogdan Basałaj. - Wisła jest skazana na mistrzostwo Polski i walkę w Lidze Europy lub Mistrzów.

Niespełniony sen o Lidze Mistrzów

Trzeba przyznać, że pierwszy rok działalności w tym względzie zakończył się dla ekipy Basałaja i jego samego sukcesem. Wisła co prawda w kompromitującym stylu odpadła z europejskich pucharów po meczach z Karabachem Agdam, ale ponieważ Basałaj był wtedy w klubie bardzo krótko, przy dobrej woli można nie zapisywać tej klęski na jego konto.

Zwłaszcza że kolejne kroki przyniosły sukcesy, bo Wisła zasiadła na mistrzowskim tronie. Potem prezes razem z Holendrami, których sprowadził do Krakowa (trenerem Robertem Maaskantem i dyrektorem sportowym Stanem Valcksem) postawił wszystko na jedną kartę. W lecie 2011 roku zbudowano zespół do zadania specjalnego, którym miała być Liga Mistrzów. Pieniądze z niej płynące miały zapewnić Wiśle dostatnie życie na lata. Dzisiaj trudno zastanawiać się, co stałoby się gdyby krakowianie w Nikozji utrzymali do końca korzystny wynik. Z jednej strony mistrzowie Polski byli tam wyraźnie słabsi. Z drugiej zabrakło paru minut do awansu i to był tak naprawdę początek końca holenderskiej Wisły. Nie było pieniędzy z Ligi Mistrzów, a piłkarzom trzeba płacić. Oczywiście trzeba sprawiedliwie ocenić, że "Biała Gwiazda" w tym sezonie w Europie odniosła sukces, wychodząc z grupy Ligi Europy. Fatalna jednak postawa w ekstraklasie kładzie się bardzo długim cieniem na wyniku sportowym w drugim roku pracy Basałaja.

Niespełnione obietnice

Nie udało mu się też stworzyć ani centrum treningowego z prawdziwego zdarzenia, ani akademii dla młodzieży, która w przyszłości miała dostarczać talenty do pierwszej drużyny. Owszem, pewne kroki w tym kierunku zostały poczynione (zatrudnienie koordynatora grup młodzieżowych), ale finalnego efektu jak nie było blisko dwa lata temu, tak nie ma i dzisiaj. Działa natomiast dział skautingu, choć na razie nie znaleziono drugiego Jakuba Błaszczykowskiego.

Połowiczny sukces odniósł też Basałaj w zakresie polityki historycznej. To, co trzeba docenić, to akcja "Powrót legend", w której honorowani są byli piłkarze Wisły. Ciągle nie ma jednak klubowego muzeum, które w połączeniu z organizowaniem wycieczek po stadionie, miało przynosić klubowi dodatkowe dochody.

Basałaj rozbudował marketing, który miał być jego "oczkiem w głowie". Efekty pracy tego działu oceniane są jednak przez kibiców często negatywnie. A to oni, jako adresaci wszelkich inicjatyw, są tutaj siłą rzeczy najlepszym recenzentem. Owszem, prowadzony jest szereg ciekawych i oryginalnych akcji, jak np. ostatnio "Kobieca eskorta", gdy z okazji Dnia Kobiet panie wyprowadzały piłkarzy na boisko. Klub przez wiele miesięcy nie był jednak w stanie wprowadzić np. internetowej sprzedaży biletów. To w jakimś stopniu wpływa na frekwencję, która dla Basałaja okazała się największą porażką. Zapowiadał minimum 23 tysiące na każdym meczu. Tymczasem taki wynik udało się osiągnąć raptem kilka razy.

Przepychanki ze stadionem

Sprawa stadionu to kolejna rzecz, której Basałajowi nie udało się doprowadzić do końca. Już na pierwszej swojej konferencji prasowej twierdził, że rozmowy z miastem na temat warunków zarządzania obiektem przy ul. Reymonta to dla klubu jedna z kluczowych spraw. Minęły jednak prawie dwa lata, a fakty są takie, że umowa nadal nie jest podpisana.

To, a także kiepski wynik sportowy w tym sezonie w lidze oraz sytuacja finansowa, która nie jest najlepsza (m.in. z powodu zablokowania pieniędzy z pucharów przez UEFA), sprawiły, że w klubie było coraz bardziej nerwowo. Bogdan Basałaj musiał zdawać sobie sprawę z tego, że będzie rozliczony również z wyniku finansowego. Jego pozycja od dłuższego czasu w związku z tym słabła. Już bardzo konkretnym sygnałem, że tak jest, było zatrudnienie Jacka Bednarza w roli wiceprezesa ds. sportowych. Klub ogłosił swoją decyzję w tym samym dniu, w którym Basałaj w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" określił spekulacje na temat powrotu Bednarza do Wisły faktem medialnym. W takiej sytuacji było jasne, że druga przygoda Basałaja z krakowskim klubem dobiega końca.

Zapewne wkrótce dobiegnie końca również praca Stana Valcksa, którego zatrudniał w roli dyrektora sportowego właśnie Basałaj. W ten sposób kończy się pewien etap w historii Wisły. Kto stanie na czele klubu jako stały prezes i rozpocznie nowy, w tym momencie nie wiadomo. Na razie zaproponowano członkowi zarządu Rafałowi Smalcerzowi, by ten pełnił obowiązki prezesa. Nie wiadomo jednak, czy Smalcerz na to się zgodzi.

Gazeta Krakowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24