Już w pierwszych minutach na boisku zaczął szaleć "huragan". Red Bull Salzburg ruszył na rywala z siłą żywiołu, który zamierza zrównać z ziemią wszystko co stanie mu na przeszkodzie. Basel dzielnie się bronił, choć trzeba przyznać, że Austriacy nie potrafili wykończyć żadnej akcji w sposób, który sprawiłby Yannowi Sommerowi kłopoty. Sytuacja Szwajcarów jeszcze bardziej się skomplikowała, kiedy w 9. minucie sędzia pokazał czerwoną kartkę Markowi Suchemu za wślizg od tyłu. Teraz huragan miał zacząć zbierać żniwa.
− Red Bull przypomina żołnierza, który wyciągnął zawleczkę, ale wciąż trzyma granat. Jeśli zaraz nie wyrzuci tego granatu, to może eksplodować mu w rękach − mówił jeden z komentator telewizji nsport.
Salzburczycy w przewadze liczebnej zaczęli grać spokojniej. Wyglądało to, jakby ów żołnierz wsadził zawleczkę na swoje miejsce i czekał na lepszy moment, żeby użyć granatu. I niewiele brakowało, żeby ten granat eksplodował już chwilę po czerwonej kartce dla Suchego. Po znakomitej akcji zespołowej Kampl miał przed sobą pustą bramkę, ale mimo tego nie zdołał wepchnąć piłki do siatki. Przez pewien czas Red Bull grał wolniej, starał się wyciągać obrońców Basel na swoją połowę, by napastnicy mieli trochę miejsca, a potem błyskawicznie atakowali prawym bądź lewym skrzydłem. Po jednej z takich akcji Kampl popisał się znakomitym dośrodkowaniem do Jonathana Soriano, a ten bez większych problemów dopełnił formalności.
Czerwona kartka i strata bramki źle wpłynęła na kibiców gości. W pewnym momencie zaczęli oni rzucać różnymi przedmiotami z trybun, uniemożliwiając gospodarzom wykonanie rzutu rożnego. Sędzia przerwał spotkanie i zawodnicy obu drużyn udali się do szatni. Na szczęście po 10 minutach wszystko wróciło do normy. Podczas przerwy kibice gospodarzy bawili się wyśmienicie, ale na piłkarzy krótki odpoczynek nie wpłynął najlepiej. W końcówce spotkania Basel miał dwie doskonałe okazje do zdobycia bramki i jedną z nich nawet wykorzystał, tyle że Streller faulował przy tym obrońcę Red Bulla i sędzia bramki nie uznał.
W drugiej połowie stało się coś, czego Jonathan Soriano i spółka długo nie będą potrafili zrozumieć. Tuż po wznowieniu gry Hiszpan miał wyśmienitą sytuację, strzelał z dwóch metrów do pustej bramki i... nie trafił! To musiało się zemścić i kilka chwil później było 1:1. Piłka po dośrodkowaniu z rzutu rożnego trafiła do Strellera a ten wykazał się znacznie większą skutecznością niż Soriano. Dziesięć minut później kibice w Salzburgu przecierali oczy ze zdumienia, bo po strzale Gastona Sauro goście prowadzili 2:1, a trzeba wspomnieć, że chwilę później Streller mógł podwyższyć wynik spotkania.
Red Bull nie miał wyjścia - musiał zaatakować. Efekty mogły przyjść bardzo szybko, ale w 70. minucie Soriano, który stanął oko w oko z Sommerem uderzył piłkę tak lekko, że golkiper gości mógł najpierw spokojnie ziewnąć zanim sięgnął po piłkę. Jonathan Soriano to najlepszy snajper mistrza Austrii, grał wcześniej w Espanyolu i w Barcelonie B, zawsze imponował skutecznością, lecz to co stało się w czwartkowy wieczór było jego najgorszym koszmarem. Jego indolencja strzelecka wpłynęła na kolegów z drużyny, którzy grali coraz bardziej nerwowo i w efekcie partner Hiszpana z linii ataku, Alan, obejrzał drugą żółtą i w następstwie czerwoną kartkę. Red Bull, który zaczął to spotkanie niczym huragan, był w tym momencie zupełnie bezbronny. Murat Yakin i jego żołnierze opanowali żywioł, a następnie sami dokonali dzieła zniszczenia i to właśnie oni zagrają w ćwierćfinale Ligi Europy.
Salzburg - FC Basel 2:1
Pierwszy mecz: 0:0
Bramki:
1 - 0 Soriano
1 -1 M. Streller
1 - 2 G. Sauro
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?