Benitez: Dżerzi, nie miej już żalu

Maciej Stolarczyk
- Zawsze uważałem, że Dudek to bardzo dobry zawodnik, profesjonalista i przy okazji świetny człowiek. Jeśli będziesz się z nim widział, proszę przekaż mu to ode mnie - mówi w rozmowie z nami słynny trener Rafael Benitez. POLECAMY!

Co się dzieje z trenerem Rafaelem Benitezem? Od czasu zwolnienia z Interu Mediolan słuch po Panu zaginął. Wziął Pan rok wolnego?
Nie ma mowy o wolnym, staram się ciągle mieć zajęcie. Ruszyła moja strona internetowa, wraz żoną prowadzimy fundację charytatywną. Niedawno zostałem też ekspertem Eurosportu. To mnie pochłania, ale nie ukrywam, że chcę wrócić na ławkę trenerską. Miałem kilka ofert. Trzy z ligi hiszpańskiej, dwie z niemieckiej. Był temat drużyn narodowych z Azji i Afryki. To jednak nie jest to, na co czekam. Przynajmniej w obecnej sytuacji mogę spokojnie oglądać mecze i analizować je na mojej stronie.

Na Euro 2012 się Pan wybiera? Będzie sporo materiałów do analizy.
Chciałbym. Taka impreza w Polsce i na Ukrainie to dla wszystkich nowe doświadczenie. Każdy na tym zyska. My poznamy lepiej wasze kraje, wam zostaną stadiony i infrastruktura. Mam nadzieję, że wykonacie dobrą robotę z przygotowaniami.

W Polsce stawiamy sobie cel, by wyjść z grupy. Możemy marzyć o czymkolwiek więcej?
Będzie trudno, ale przynajmniej macie tę przewagę, że nie musieliście grać w eliminacjach. Wasz trener miał dużo czasu, by spokojnie przygotować drużynę do turnieju.

To jest nasza przewaga? W Polsce panuje przekonanie, że grając same mecze towarzyskie nie można w pełni przygotować się do Euro.
To tylko część prawdy. Każdy trener marzy o tym, by mieć kilka lat komfortowej pracy. Wy mogliście przeprowadzić dokładną selekcję. Do znudzenia pracować nad taktyką i zgraniem formacji. Gdy nie ma presji wyniku, można myśleć długofalowo. Moim zdaniem to duży atut i komfort dla trenera. Ale i tak Euro będzie dla polskiej drużyny bardzo trudną próbą.

Nie mamy szans nawiązać do greckiego cudu z 2004 roku?
Bardzo małe. Pamiętajmy, kto weźmie udział w turnieju. Niemcy, Hiszpania, Holandia, Włochy. Zwłaszcza te dwie pierwsze drużyny w 2004 roku nie były tak wspaniałe, jak dzisiaj. Ale nie możecie tracić wiary. Bez wiary i pewności siebie nie będziecie mieć żadnych szans.

Czy to możliwe, by Rafa Benitez kiedykolwiek pracował z polską reprezentacją?
Na razie nie chcę podejmować pracy nie tylko z Polską, ale też z żadną inną reprezentacją. Jestem jeszcze młody i chcę mieć stały kontakt z drużyną. A to daje tylko praca w klubie. Ale nie wykluczam, że kiedyś zainteresuję się reprezentacjami, a wtedy mogę się też zastanowić nad ofertą waszej federacji. Zanim podejmę pracę w jakimkolwiek kraju, muszę poznać mentalność, styl i oczekiwania. W przypadku Polski miałbym dużo do nadrobienia. Ale nigdy nie mówię nigdy.

Pana kariera to pasmo sukcesów z Valencią, później Liverpoolem. A nagle z Interem - klapa. Co się stało?
Od początku nie wszystko było takie, jak się umawiałem z zarządem. Postawiono przede mną zadanie, by utrzymać jakość drużyny, która wygrała Ligę Mistrzów, ale wprowadzać też młodych zawodników. Jednak fakty były inne. Sprzedano wartościowych piłkarzy, a żadnego nie sprowadzono. Mimo wszystko spełniliśmy cel, na jakim bardzo zależało działaczom - wygraliśmy klubowe mistrzostwo świata. Nawet trudno sobie wyobrazić co byśmy osiągnęli z pełnym wsparciem zarządu. Tifosi z Curva Nord, widzieli, że staramy się coś zmienić, grać atrakcyjny futbol. Zawsze miałem wsparcie fanów, ale zarząd nie dał mi dokończyć zadania.

Chciałby Pan dostać drugą szansę?
Gdyby ponownie zaoferowano mi pracę w Interze, zapewne bym ją przyjął. Mimo pewnych różnic, ze wszystkimi w klubie rozstawałem się w dobrych stosunkach.

Co takiego powiedział Pan piłkarzom Liverpoolu w przerwie finału Ligi Mistrzów, że drużyna poderwała się od stanu 0:3 do 3:3?
Szczerze mówiąc, po pierwszym roku w Liverpoolu nie mówiłem zbyt dobrze po angielsku, więc wielkiej mowy w szatni nie było. W ogóle, kiedy masz niespełna piętnaście minut w przerwie meczu, nie jest łatwo zmobilizować piłkarzy. Na pewno kładłem wtedy nacisk, by strzelić gola i wrócić do gry. Resztę motywacyjnej roboty wykonali nasi kibice. Byli fantastyczni. Chociaż przegrywaliśmy 0:3, ani na chwilę nie stracili wiary i wspierali nas z całych sił. To była wielka inspiracja.

Później wygraną w rzutach karnych zapewnił Wam Jerzy Dudek...
Dudek spisał się rewelacyjnie, to oczywiste. Ale pamiętajmy, że sztab szkoleniowy też wykonał świetną robotę z analizą przeciwnika. Wiedzieliśmy, w które sektory bramki poszczególni zawodnicy najczęściej posyłają piłki z rzutów karnych. To się potwierdziło na przykład w przypadku Szewczenki. Ta analiza pomogła Dudkowi, co nie zmienia faktu, że potrafił wywrzeć na przeciwnikach presję swoim zachowaniem i w ogóle wykonał znakomitą robotę.

"Niewiele osób w Liverpoolu dobrze wspomina Beniteza. Zostawił po sobie rozbitą drużynę". Domyśla się Pan, czyje to słowa?
Nie mam pojęcia. Kto tak powiedział?

Dudek oczywiście.
To na pewno prawdziwy cytat?

Napisał tak na swoim blogu więc nie ma mowy o przekłamaniu. Zresztą, to nie jedyne jego krytyczne słowa na Pana temat.
Poniekąd go rozumiem. Dudek miał prawo powiedzieć: "Hej, byłem częścią tej drużyny, zostałem bohaterem finału Ligi Mistrzów, a teraz broni Pepe Reina". To było dla niego trudne, jak dla każdego innego bramkarza, który siedzi na ławce. Zaznaczam, że bramkarze mają najgorzej, bo nie wchodzą nawet na końcówki meczów. Dudek mówił mi, że chce odejść, bo chce grać i dzięki temu wrócić do reprezentacji Polski. Ale koniec końców wybrał ofertę Realu, gdzie też nie bronił.

Ponoć prosił Pan Dudka by został, a później i tak nie dawał mu szans na grę...
Byłem zadowolony z Dżerziego, był częścią zespołu, nawet jako rezerwowy. Nie zamknąłem mu drogi do bramki, mógł walczyć z Pepe Reiną o miejsce w składzie. Ale Pepe był lepszy. Ja zawsze uważałem, że Dudek to bardzo dobry zawodnik, profesjonalista i przy okazji świetny człowiek. Jeśli będziesz się z nim widział, proszę przekaż mu to ode mnie. Nie chciałbym, by wciąż miał do mnie żal.

Nie tylko Dudek, ale też kilka innych osób uważa, że jest Pan człowiekiem, z którym trudno się współpracuje.
Na pewnym poziomie rywalizacji trzeba wymagać od siebie i innych bardzo dużo. Lubię ciężko pracować i lubię, gdy drużyna też ciężko pracuje. Jeżeli piłkarze nie narzekają na swojego trenera, to zespół zajmie miejsce najwyżej w środku tabeli. Taka jest moja filozofia. Nigdy nie zauważyłem, by Dudek miał z tym problem. Był profesjonalistą i ciężko pracował. Ceniłem go za to. Ale miałem innego świetnego bramkarza, z którym Dżerzi po prostu przegrywał.

Co Pan sądzi o dzisiejszym zespole Liverpoolu?
Powoli tworzy się tam bardzo dobry skład. Dużo pieniędzy wydano na transfery. 115 mln funtów w zeszłym roku, 55 mln tego lata. Wydaje mi się, że działacze chcą zrobić drużynę o bardziej brytyjskim charakterze, opartą na fizycznych atrybutach. W Premier League to może przynieść dobre efekty.

Pochodzi Pan z Madrytu. Co Pan czuje, gdy widzi rosnącą agresję między Realem i Barceloną?
Kiedy pracowałem w Valencii liga była bardziej różnorodna. Teraz dominuje Barca, Real stara się ją gonić i to rodzi konflikty. Dziś to nie jest moja sprawa, więc nie muszę tego brać do siebie. Jestem skupiony na swoich zadaniach. Real i Barca też mogłyby skupić się na piłce.

Za eskalację konfliktu można winić Jose Mourinho?
Staram się nie oceniać innych trenerów, ale wiem, że w tym przypadku trudno tego uniknąć. Na pewno Mourinho wzbudza wiele emocji, co jeszcze pogłębia podziały. To niekorzystna sytuacja, powinniśmy raczej pracować nad dobrym wizerunkiem piłki nożnej.

Real w tym sezonie ma szansę zdetronizować Barcelonę?
Barca jeszcze się wzmocniła. Nie tylko Fabregasem, ale też Alexisem Sanchezem, którego starałem się ściągnąć do Interu. Był wtedy wart dwa razy mniej pieniędzy, ale wiedziałem, że zasługuje na grę na najwyższym poziomie. Uważam, że Barca wciąż jest krok przed Realem i Mourinho musi to jakość rozgryźć.

Napisze Pan o tym na swojej stronie internetowej?
Być może. Na razie zamieściłem wpis o tym, czy lepsza jest Premier League, czy Primera Division. Mam doświadczenia z obu lig. Lubię opierać się na faktach, więc przytoczyłem liczby, które pochodzą z naszych analiz. Najważniejszy wniosek jest taki, że w Anglii jest więcej wślizgów, walki w powietrzu i odbiorów piłki, a jednocześnie mniej żółtych kartek. Premier League wygrywa więc swoją fizycznością.

Rozmawiał Maciej Stolarczyk / Polska The Times

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24