Bramkarze na wakacjach – podsumowanie 23. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

Jakub Królak
Jasmin Burić w meczu z Miedziowymi popełnił bramkarski "wielbłąd"
Jasmin Burić w meczu z Miedziowymi popełnił bramkarski "wielbłąd" T-Mobile Ekstraklasa/x-news
Choć zwykło się mawiać, ze Polska bramkarzami stoi, to jednak ostatnia kolejka dostarczyła dużej liczby kiksów popełnionych przez golkiperów. O miano najgorszego bramkarza kolejki rywalizowali Trela, Pareiko, Kaniecki, Burić i Kelemen, ale faworytami w walce o ten tytuł są zdecydowanie dwaj ostatni. Piłkarze z pola również starali się, żeby nie było nudno – sporo problemów miały Lech i Legia, ale ostatecznie oba te zespoły odniosły zwycięstwa. Zwolniła za to grupa pościgowa – drużyny od 3. do 8. miejsca pogubiły punkty i nie liczą się już w walce o mistrzostwo.

Widzew Łódź 1:1 Piast Gliwice – Robak znów strzela na Widzewie

Kolejka rozpoczęła się w Łodzi, gdzie raczej spokojny o utrzymanie Widzew podejmował walczącego o puchary Piasta. Przed meczem doszło do protestu nie tylko kibiców, którzy przed meczem opuścili na chwilę trybuny, ale też… piłkarzy, którzy wybiegli na murawę z parominutowym opóźnieniem. Miejmy nadzieję, że ten protest przyśpieszy sprawę, bo Łódź to jedno z nielicznych ekstraklasowych miast, które nowego stadionu nie ma i w najbliższym czasie mieć nie będzie. Co ciekawe, na własnym obiekcie łodzianie spisują się bardzo dobrze i pod tym względem punktów zdobytych na własnym boisku znajdują się w czołówce ligi – w tej chwili są na 6. miejscu. W piątek swojego bilansu specjalnie nie poprawili, bo z Piastem zdobyli tylko jedno oczko. Bramkę strzelił, a jakże, Bartłomiej Pawłowski, który na wiosnę imponuje formą i podobno wzbudził już zainteresowanie Legii.

Jedenastka 23. kolejki Ekstraklasa.net!

Piast, który przed tygodniem został rozbity przez Lecha, chciał powetować sobie tę porażkę w Łodzi. Celu nie udało się do końca zrealizować, bo gliwiczanie zdołali wywalczyć zaledwie punkt. Zawdzięczają go Marcinowi Robakowi, który w koszulce Widzewa strzelił 45 goli i wciąż jest miło wspominany przez kibiców z Alei Piłsudskiego. Mimo straty punktów z teoretycznie słabym rywalem, podopieczni Marcina Brosza mogą być zadowoleni, bo punkty stracił też Górnik i Śląsk. Dzięki temu Piast nadal poważnie liczy się w walce o europejskie puchary. Wiele wskazuje na to, że przepustkę do Europy da nawet czwarte miejsce, więc szanse na to, że kibice zobaczą w Gliwicach europejskie zespoły, są całkiem spore.

Korona Kielce 1:0 Górnik Zabrze – Sędziowie znów „błyszczą”, Górnik nie punktuje

O ile Korona w tym sezonie nie walczy już praktycznie o nic, o tyle cel Górnika jest jasny i od dłuższego czasu niezmienny – zajęcie miejsce na podium. Jednak w piątkowy wieczór zwyciężyła Korona i to ona dopisała do swojego dorobku kolejne trzy punkty. Trzeba jednak powiedzieć, że zwycięstwo zostało odniesione w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach. Jeszcze przy stanie 0:0 biegnącego na pustą bramkę Jelenia zatrzymał sędzia, który odgwizdał spalonego. Jak pokazały powtórki, o ofsajdzie nie mogło być mowy. W dodatku rzut rożny po którym zwycięską bramkę strzelił Piotr Malarczyk, był wykonany nieprawidłowo, dlatego gol nie powinien zostać uznany. O pomyłkach arbitrów w tym sezonie można by było napisać książkę i niestety po niemal każdej kolejce można dopisać nowy rozdział. Miejmy nadzieję, że limit błędów w tym sezonie został już wykorzystany.

Górnik na wiosnę prezentuje się fatalnie i nic nie wskazuje na to, by miało się to szybko zmienić. Gdyby nie koszmarna nieporadność rywali, zabrzanie już dawno wypadliby z walki o podium, tymczasem mimo zdobycia zaledwie 3 punktów w 5 ostatnich meczach, wciąż plasują się tuż za czołową trójką. Trener Nawałka próbuje nowych rozwiązań – w piątek na pozycji środkowego pomocnika wystąpił nominalny stoper, Oleksandr Szeweluchin. Spisał się przyzwoicie, ale nie jest to roszada, która mogłaby odmienić oblicze pogrążonego w głębokiej zapaści zespołu. Ciężko byłoby znaleźć wielu chętnych na oglądanie tak grającej drużyny, dlatego Górnik może się cieszyć, że otwarcie nowego, ponad 30-tysięcznego obiektu, dość znacznie się opóźni. Największe wyzwanie stoi przed działaczami, bo szkoleniowiec Górnika i tak wyciska z drużyny ponad 100% możliwości. Jeżeli marzy im się wypełniony stadion, muszą głęboko sięgnąć do kieszeni w następnym okienku transferowym.

Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:1 GKS Bełchatów – Bitwa o utrzymanie na remis

To był jeden z tych meczów, w których obie drużyny są zainteresowane tylko i wyłącznie zdobyciem trzech punktów. W przypadku zwycięstwa Podbeskidzie mogło być prawie pewne tego, że doskoczy do Pogoni na zaledwie 2 oczka, gdyż ta była praktycznie bez szans w wyjazdowym pojedynku z Legią. Górale nie potrafili się jednak uporać z czerwoną latarnią ligi i choć teoretycznie udało się odrobić jeden punkt do Portowców, to w tych okolicznościach trzeba to uznać za ich porażkę. Gdyby przy stanie 1:1 Damian Chmiel z odległości trzech metrów wpakował piłkę do siatki zamiast na poprzeczkę, Górale byliby w zupełnie innym położeniu. Wiele wyjaśni się w 29. kolejce, podczas której w Bielsku-Białej dojdzie do bezpośredniego pojedynku tych zespołów. Do tego czasu bielszczanie nie mogą jednak pozwolić sobie na stratę zbyt wielu punktów, bo w aktualnej sytuacji muszą liczyć przynajmniej na jedno potknięcie Pogoni.

Trener Kamil Kiereś może cieszyć się tylko z tego, że jego zespół wreszcie strzelił gola z akcji. W poprzednich siedmiu spotkaniach bełchatowianie trafili do siatki rywala tylko raz, i to z rzutu karnego. Ten pierwszy wiosenny gol z gry nie ma jednak dla Brunatnych prawie żadnej wartości – nie udała się pogoń ani za Podbeskidziem, ani za… Pogonią. W dodatku w następnych dwóch meczach ekipa z Bełchatowa zmierzy się z dwoma niewygodnymi rywalami: Górnikiem i Polonią. W tych spotkaniach o punkty na pewno będzie jeszcze trudniej, niż z Góralami, a margines błędu dla bełchatowian z tygodnia na tydzień maleje. Ciężko powiedzieć, w czym mogą pokładać swoje nadzieje kibice Brunatnych, bo drużynie, która strzela dwa gole w ośmiu spotkaniach, ciężko będzie odrobić 9 punktów straty do bezpiecznej lokaty.

Jagiellonia Białystok 2:2 Wisła Kraków – Błysk Sarkiego, Wisła ratuje remis

Dosyć niepostrzeżenie Jagiellonia z typowego średniaka przerodziła się w kandydata do gry w europejskich pucharach. Gdyby prowadzenie z Wisłą udało się dowieźć do ostatniego gwizdka, podopieczni Tomasza Hajty, jeszcze niedawno będącego na wylocie z klubu, traciliby do podium zaledwie dwa oczka. Jednak dzięki potknięciom Piasta, Górnika, Śląska i Polonii, szanse białostoczan na wywalczenie pucharów są zaskakująco duże. To na pewno spora niespodzianka, bo Jaga przez długi czas tułała się w dolnych rejonach tabeli i nie musiała się co prawda obawiać spadku, ale też nie miała co marzyć o walce o wyższe cele. Teraz okazuje się, że wskazanie dwóch zespołów, które oprócz Lecha i Legii będą nas reprezentować w Europie, jest prawie niemożliwe – teoretycznie nie bez szans jest nawet 13. aktualnie Wisła.

Wiślacy jednak raczej nie biorą takiej możliwości na poważnie, bo powiedzieć, że ten sezon jest dla nich słaby i rozczarowujący, to nic nie powiedzieć. Inna sprawa, że akurat za sobotni mecz należą im się pochwały, bo mało kto się spodziewał, że tak sponiewierana przez los drużyna będzie w stanie odrobić dwie bramki w meczu wyjazdowym. Architektem sukcesu Wisły był bez dwóch zdań Emmanuel Sarki, który niemal z miejsca stał się nowym liderem Białej Gwiazdy. Choć Nigeryjczyk wystąpił w zaledwie kilku spotkaniach, już jest porównywany do Meliksona i Uche. Do takich haseł trzeba podchodzić ostrożnie, aczkolwiek były zawodnik Chelsea potwierdza, że nie jest piłkarzem przypadkowym. Wiele wskazuje na to, że będzie on fundamentem, na którym nowy trener Białej Gwiazdy (Smuda? Nawałka?) będzie budował nową, wielką Wisłę.

Legia Warszawa 3:1 Pogoń Szczecin – Problemy Legii, Pogoń wciąż zagrożona

Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że dla Pogoni większe znaczenie miał mecz Podbeskidzia z GKS-em, niż jej własne spotkanie. Porażka z Legią w Warszawie była bowiem wkalkulowana w plany, natomiast ewentualne zwycięstwo Górali byłoby dla szczecinian fatalnym rozstrzygnięciem. Na murawę stadionu przy ul. Łazienkowskiej Portowcy wychodzili już ze świadomością, że bielszczanie swego celu nie zrealizowali, dlatego presja była znacznie niższa. Mecz z Legią długo układał się po myśli podopiecznych Dariusza Wdowczyka, którzy w pierwszej części zaskoczyli Wojskowych i do szatni schodzili z jednobramkowym prowadzeniem. Jednak po zamianie stron Pogoń cofnęła się do głębokiej defensywy i bramki dla Legii zaczęły wisieć w powietrzu. Po zaledwie piętnastu minutach drugiej odsłony Legia odwróciła losy meczu i stało się jasne, że Portowcy będą jednak musieli pogodzić się z kolejną wiosenną porażką.

Podopieczni Jana Urbana najedli się w sobotę sporo strachu, bo nieskuteczna ostatnio Pogoń postawiła niespodziewanie ciężkie warunki. O pierwszej części Legioniści chcieliby pewnie jak najszybciej zapomnieć, bo zagrali bardzo słabo i byli bliscy stracenia jeszcze jednej bramki, ale w 200 procentowej sytuacji pomylił się Frączczak. W drugiej połowie Wojskowi wrócili już jednak na swój normalny poziom i bez większym problemów odprawili przeciwnika, ale trener Urban musi popracować nad przestojami, które dość często zdarzają się Legii. Drużyna walcząca o mistrzostwo Polski musi grać pełne 90 minut na wysokim poziomie, a aktualny lider ma z tym jeszcze spore problemy. W sobotę nie miało to co prawda żadnych przykrych konsekwencji, ale w meczu z lepszym rywalem, choćby w europejskich pucharach, taka nierówna forma może się zemścić.

Śląsk Wrocław 1:1 Lechia Gdańsk – Bramkarze znów w rolach głównych

Z Warszawy przenosimy się do Wrocławia, by rzucić okiem na to, co działo się tam w niedzielne popołudnie. Jeden rzut oka właściwie w zupełności by wystarczył, bo o emocje postanowili się postarać tylko bramkarze. Lechia zagrała przeciętnie, mimo to była bliska pokonania aktualnego mistrza kraju na jego obiekcie. Gdańszczanie dowieźliby prowadzenie do końca, gdyby nie fatalny błąd golkipera przyjezdnych, który niezbyt mocny strzał Ćwielonga przepuścił między nogami do siatki. Zaskakująco zachował się Bogusław Kaczmarek, który przez cały mecz nie dokonał ani jednej zmiany. Nie zaskoczył za to Adam Duda, który znów wystąpił w pierwszym składzie i znów należy mu się więcej krytyki niż pochwał. Wydaje się, że poszukiwania następcy Traore potrwają jeszcze długo.

Śląsk po wywalczeniu jednego punktu powinien skakać z radości, bo w meczu z przyjaciółmi z Gdańska nie zasłużył nawet na tak skromną zdobycz. W osiągnięciu lepszego wyniku nie pomógł im na pewno Marian Kelemen, który w geście przyjaźni postanowił podarować gola Lechii, ale trzeba też powiedzieć, że jego koledzy z pola nie robili zbyt w wiele, by doprowadzić choćby do remisu. Po meczu wrocławianie tłumaczyli, że byli zmęczeni pucharowym meczem z Wisłą i w związku z tym rezultat niedzielnego meczu przyjmują z zadowoleniem. To kolejny argument dla zwolenników reformy, która od przyszłego sezonu zwiększy liczbę rozgrywanych meczów w ekstraklasie. Jeżeli mistrz kraju cieszy się z remisu u siebie, wywalczonego z 8. drużyną w tabeli, bo jest zmęczony meczem sprzed czterech dni, to wiedz, że coś się dzieje…

Lech Poznań 3:1 Zagłębie Lubin – Piekło Buricia, niebo Reissa

Kiedy po niegroźnej wydawałoby się sytuacji Jasmin Burić przepuścił piłkę do siatki, serca wszystkich sympatyków Kolejorza zadrżały. Lech bowiem od 2010 roku przegrywał wszystkie mecze, w których tracił jako pierwszy bramkę. Okazało się jednak, że poznaniacy w końcu wyciągnęli wnioski, bo z Zagłębiem przegrywali zaledwie 11 minut, a remisowali tylko przez następnych 16. Wydawało się, że podopieczni Mariusza Rumaka będą systematycznie powiększać swoją przewagę w drugiej połowie, tymczasem po zmianie stron… kompletnie stanęli. Przez większość drugiej odsłony to Zagłębie było bliższe wyrównania, niż Lech podwyższenia rezultatu. Jednak, jako że piłka bywa przewrotna, to poznaniacy strzelili gola, i to za sprawą Piotra Reissa, który po raz 109. cieszył się z bramki w barwach ukochanego klubu. Ciekawe, czy 40-letni snajper nie zaskoczy jeszcze jakimiś golami.

Zagłębie może mieć do siebie spore pretensje, bo dla wicelidera tabeli było równorzędnym rywalem, a mimo to musieli uznać jego wyższość. Miedziowym należą się jednak duże brawa, bo mało która drużyna potrafi grać tak ofensywnie i ładnie dla oka na stadionie przy ulicy Bułgarskiej. Nie bez znaczenia był na pewno powrót do zdrowia Szymona Pawłowskiego, który znów prowadził grę swojego zespołu i stanowił niemałe zagrożenie. Choć jeszcze niedawno wydawało się to nieprawdopodobne, podopieczni Pavla Hapala nadal liczą się w walce o puchary. W tym kontekście kluczowy będzie następny mecz, w którym lubinianie zmierzą się ze Śląskiem. Ewentualne zwycięstwo zredukowałoby stratę do trzecich aktualnie wrocławian do raptem pięciu punktów. Biorąc pod uwagę formę zespołów walczących o podium, Zagłębie nie stoi na straconej pozycji.

Ruch Chorzów 2:1 Polonia Warszawa – Ruch coraz bezpieczniejszy, Polonia w dołku

Gdyby ten sezon rozpoczął się od rundy jesiennej, Czarne Koszule byłyby teraz na nizinach ligowej tabeli. W tym roku zdobyli zaledwie 5 punktów (na 24 możliwe), co plasuje ich nawet za drużynami ze strefy spadkowej – Bełchatowem i Podbeskidziem. Na zwycięstwo podopieczni Piotra Stokowca czekają od 1 marca, w poniedziałek nie udało im się wygrać po raz szósty z rzędu. Dużą szansę na zwycięstwo poloniści będą mieli już za tydzień, kiedy to zagrają u siebie z GKS-em. Patrząc na jesienny mecz (zakończył się zwycięstwem Czarnych Koszul 5:0) teoretycznie nie trudno wskazać faworyta, choć może być to mylne. Warto pamiętać, że w tamtym spotkaniu zagrało siedmiu piłkarzy, których na Konwiktorskiej już nie ma i aż trzy gole były ich autorstwa. Może się więc okazać, że nawet najsłabsza drużyna ligi nie da się pokonać, a wtedy Polonię czekałby zapewne kolejny spadek w tabeli.

W ostatnich pięciu spotkaniach Niebiescy zdołali uzbierać 9 oczek, dzięki czemu ich sytuacja z tygodnia na tydzień staje się coraz lepsza. Oczywiście podopieczni Jacka Zielińskiego wciąż muszą zachowywać czujność, bo dopóki będzie istniała choćby matematyczna szansa na utrzymanie, dopóty Brunatni i Górale będą walczyli. Wydaje się jednak, że roztrwonienie 9-punktowej przewagi jest prawie niemożliwe. Niepokój może wzbudzać jedynie terminarz, bo przed chorzowianami kilka ciężkich meczów. Do końca sezonu pozostało siedem kolejek, a w nich Ruch rozegra aż pięć spotkań z drużynami z górnej połowy tabeli, w tym derby z Górnikiem i mecz z Legią. Dlatego też Niebiescy nie mogą za wcześnie zaczynać świętować utrzymania, bo o powiększanie swego dorobku punktowego wcale nie będzie łatwo.

Statystyki 23. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

  • Liczba goli – 22
  • Średnia goli na mecz – 2,75
  • Zwycięstwa gospodarzy – 4
  • Remisy – 4
  • Zwycięstwa gości – 0
  • Żółte kartki – 26
  • Czerwone kartki – 1
  • Liczba widzów – ok 89 tys.
  • Średnia frekwencja – ok. 11 tys.


Zapowiedź 24. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

W niedzielę zobaczymy dwa derbowe mecze: najpierw w Lubinie Zagłębie zmierzy się ze Śląskiem, a następnie Górnik podejmie u siebie Ruch. Dzień wcześniej Legia zawalczy o utrzymanie fotela lidera w Gliwicach, zaś na zamknięcie kolejki Jagiellonia spróbuje sprawić niespodziankę w meczu z Lechem.

Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24