Były prezes Stali: Najłatwiej jest stwierdzić, że miasto nie chciało pomóc [WYWIAD, ZDJĘCIA, WIDEO]

Bartosz Michalak
Marek Jarecki jest pomysłodawcą projektu 'Piramida'
Marek Jarecki jest pomysłodawcą projektu 'Piramida' Bartosz Michalak
Marek Jarecki – wieloletni koszykarz i kapitan „Stalówki” w szczerej rozmowie opowiedział nam o kulisach jego kontrowersyjnego zwolnienia z funkcji prezesa klubu Stal Stalowa Wola, wielu latach gry dla Stali i pracy w „Kuźni Koszykówki”, w której razem z Romanem Prawicą, Jerzym Szambelanem oraz Robertem Bełczowskim szkoli najmłodszych adeptów basketu z całego regionu.

Skąd pomysł na młodzieżowy klub „Kuźnia Koszykówki”?
Pasja i miłość do koszykówki nigdy mnie nie opuszczą. Dlatego kiedy zostałem wyrzucony z klubu Stal Stalowa Wola w głowie pojawił mi się między innymi pomysł na projekt szkoleniowy pod nazwą „Piramida”. Projekt szkolenia koszykarskiego obejmuje dużą grupę chłopców z 13 ośrodków w województwie podkarpackim. Ponadto w każdej szkole podstawowej w naszym mieście mamy współpracujących nauczycieli – pasjonatów, którzy dwa razy w tygodniu prowadzą treningi. Na bazie tego szkolenia po przeprowadzeniu turniejów dokonujemy naboru chłopaków do najmłodszych grup „Kuźni Koszykówki”, którzy następnie mają możliwość podnoszenia swoich kwalifikacji koszykarskich przez okres gimnazjum i liceum. (Szkoła Mistrzostwa Sportowego w gimnazjum nr 4 i Samorządowym Liceum Ogólnokształcącym – red.) Mogą u nas liczyć na ukierunkowane, regularne treningi pod okiem najlepszych fachowców. Chłopcy z poza miasta są zakwaterowani w stalowowolskiej bursie. Wszyscy uczniowie w szkole otrzymują darmowe dożywianie. Stworzone warunki i poziom szkoleniowy powoduje że nasze szkoły cieszą się dobrą marką, nie brakuje u nas sportowców z Lublina, Tarnowa, Krosna, Rzeszowa czy Leska. Poza tym szanse mają również uczniowie z mniejszych miejscowości z naszego powiatu. Cieszy mnie, że „Piramida” powoli zaczyna ogarniać coraz większy obszar, bo bardzo zależy nam na optymalnym doborze do koszykówki, która jest dyscypliną o specyficznych wymaganiach.

Pytanie tylko, czy jest sens trenować koszykówkę w mieście, w którym nie ma nawet drużyny na poziomie II-ligowym?
Zawsze jest sens uprawiać sport. On uczy człowieka pokory, dyscypliny i uodparnia na porażki. Dlatego dla tych młodych chłopców jest to naprawdę spora szansa na rozwój. Nie każdy z nich zostanie znakomitym koszykarzem, ponieważ to zależy od indywidualnych predyspozycji, ale każdemu z nich będzie kiedyś łatwiej w przyszłości. Czy to szukając pracy, bądź zakładając rodzinę. Okres gimnazjum i liceum nie jest łatwym czasem dla młodzieży. Szczególnie dzisiaj, kiedy na wyciągnięcie ręki są różnego rodzaju pokusy. Młody człowiek bez pasji może się kompletnie zagubić. Projekt „Piramida” posiada jednocześnie walory zdrowotne, wychowawcze i pożądanego sposobu spędzania czasu wolnego uczniów, dzięki czemu młodzi po prostu nie mają czasu na głupoty. A jeśli już widzimy z trenerami talent to nasza w tym głowa, żeby każdego chłopaka rozwinąć i dać mu możliwości dalszego rozwoju. Z kolei rekomendacje Jurka Szambelana, Romka Prawicy czy moje otwierają im wiele drzwi i dodatkowe możliwości. Poza tym bierzemy udział w dużej ilości turniejów i meczów ligowych w ramach rozgrywek w woj. podkarpackim, lubelskim + dodatkowe pojedynki podczas turniejów oraz rozgrywek gimnazjady i licealiady. Ponieważ nasi uczniowie przeważnie awansują do rozgrywek centralnych to maja również możliwość konfrontacji z najlepszymi w Polsce. Wszędzie tam można zarówno rozwijać, jak również zaprezentować swoje umiejętności.

W czerwcu 2013 roku w Gorlicach drużyna koszykarzy SLO zdobyła Mistrzostwo Polski na turnieju szkół ponadgimnazjalnych z całej Polski. Czy któryś z pańskich koszykarzy zasilił szeregi silnej drużyny seniorskiej?
Część z nich wciąż uczy się w liceum, natomiast np. Michał Sadło trafił do I-ligowej ekipy z Krosna. Wielu chłopaków zasiliło drugoligowe drużyny. Wyszkoliliśmy wcześniej kilku naprawdę niezłych zawodników. Grzesiek Grochowski (zawodnik I-ligowego MOSiR-u Krosno – red.), który jest jedną z większych nadziei polskiego basketu trenował u nas ponad 5 lat. Nieco krócej był pod naszymi skrzydłami Piotrek Pamuła (obecnie Anwil Włocławek – red.). Ponadto Osiakowski, Bołd, Pandura, Zgłobicki, Stępak, Borówka, Pyszniak i inni to młodzi ludzie którzy mają już kontakt z „dorosłą” koszykówką. Myślę, że teraz również mamy kilku bardzo zdolnych chłopaków, przed którymi moim zdaniem drzwi do sportowej kariery stoją otworem. Wszystko jest teraz w ich rękach, ale przede wszystkim w głowach. Skoro jesteśmy „przy głowie” to muszę powiedzieć że wychowywanie i nauka jest przez nas traktowana równorzędnie ze szkoleniem sportowym. Ambicja, dyscyplina, odpowiedzialność współpraca są potrzebne wszędzie.

Z funkcji prezesa Stali Stalowa Wola zwolniono Pana w 2008 roku. Jak dużo czasu potrzebował Pan, żeby ułożyć sobie życie zawodowe na nowo?
Gdyby mnie zwolniono, a nie wyrzucono i oszkalowano nie byłoby żadnego tematu - nie wszyscy muszą być prezesami. Pół roku. Przez ten okres kompletnie „zaszyłem się” w domu. Zresztą do dzisiaj zrezygnowałem chociażby z codziennej prasy lokalnej, ponieważ „kilka” kłamstw na swój temat przeczytałem i w zupełności mi to wystarcza. Jeśli tracisz pracę w wieku 23 lat, to mimo kiepskiej sytuacji jeszcze powinieneś dość szybko odreagować. Gorzej kiedy masz 53 lata i w perfidny sposób wyrzucają cię z miejsca, które pokochałeś jeszcze w młodości! Jestem trochę idealistą, co jak sam rozumiesz nie ułatwiało mi zdystansowania się do tego wszystkiego. Jest takie przysłowie, o miękkim sercu… Mimo to swoje odcierpiałem. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że do bycia prezesem nie był mi potrzebny tytuł magistra ekonomii, ani wychowania fizycznego, które kiedyś udało mi się zdobyć, a raczej charakter zimnego, wyrafinowanego człowieka, dla którego to nie sport w mieście na wysokim poziomie, a własne zarobki są najważniejsze. Problem w tym, że takowym nigdy nie byłem, nie jestem i nie będę.

Pytanie czysto hipotetyczne: czy dzisiaj po tych doświadczeniach zdecydowałby się Pan na objęcie prezesury w Stali Stalowa Wola?
Niczego w swoim życiu nie żałuję. Z każdej życiowej lekcji człowiek wychodzi silniejszy i mądrzejszy. Nawet tej najbardziej bolesnej. Aktualnie w końcu prowadzę nieco spokojniejszy tryb życia. Praca dla młodzieży sprawia mi ogromną satysfakcję, ale przyznaję również, że daje mi komfort. Ten psychiczny. W końcu mam wolną głowę o tysięcy myśli związanych z dogodzeniem każdemu! Mam żonę, dom, dwóch dorosłych i poukładanych synów, więc czego chcieć więcej? No może przydałoby się czasami trochę więcej czasu na pracę w ogródku (śmiech).

Zgodzi się Pan z tezą, że awans koszykarzy Stali Stalowa Wola do Ekstraklasy w 2009 roku okazał się przysłowiowym „gwoździem do trumny” koszykówki w mieście?
Nie chciałbym w tej sprawie zbyt wiele mówić, ponieważ wówczas prezesem klubu już nie byłem. Na pewno nie jest tak, jak to zostało przyjęte, że to prezydent Szlęzak nie dając pieniędzy pozbawił miasta koszykówki. Bzdura! Będąc jeszcze w klubie sam z nim dogadywałem kwoty wsparcia dla koszykarzy, z których prezydent się wywiązał! Najpierw dostaliśmy pieniądze z miasta potrzebne w celu wywalczenia awansu, następnie okrągły milion złotych po jego zdobyciu. Problem zaczął się kiedy kilka wpływowych osób doszło do wniosku, że cały ciężar finansowy gry „Stalówki” w Ekstraklasie ma spoczywać na barkach miasta. A Pan Szlęzak nie będąc zwolennikiem „studni bez dna” tylko i wyłącznie na swoim utrzymaniu w końcu odmówił. Następnie najłatwiej było wycofać drużynę z rozgrywek, pozbyć się kolejnej sekcji sportowej w klubie i stwierdzić: „Miasto nie chciało pomóc”. Wiesz jak to jest: dużo sportu – dużo problemów, mało sportu – mało problemów za to o wiele bliżej do konfitur.

Komu w takim razie Pan nie pasował?
Pamiętam czasy, gdy huta i miasto przekazywały majątek na funkcjonowanie Stali Stalowa Wola, które jasno wskazywały, że beneficjentem ma być sport. Pamiętam czasy gdy większość członków klubu to byli ludzie autentycznie kochający sport. Zawsze uważałem że klubu nie wolno przed nikim zamykać. Wręcz odwrotnie powinno się jak najszerzej otwierać: na społeczeństwo naszego miasta, na środowisko sponsorów, na środowisko kibicowskie. Aby to zrobić trzeba wszystkim, którzy kochają sport dać reprezentację w organach klubu. Osobiście uważam że nie można oczekiwać na wsparcie od kogokolwiek nie oferując nic w zamian. Te moje tezy jednak nie wszystkich przekonywały... zawsze są jacyś „mali” ludzie.

To znaczy?
Żeby było jasne: ja nie mam do nikogo żalu, że nie jestem już prezesem. Nie tędy droga. Chodzi mi tylko o sposób rozstania, które było nie fair. Zresztą o czym my w ogóle dyskutujemy? (śmiech) Sam wiesz w jaki sposób z klubu pozbyto się takich wybitnych jednostek jak np. Roman Prawica, Jurek Szambelan czy Mietek Ożóg. To są ludzie, którzy powinni w Stali mieć dzisiaj poważne funkcje! Ale cóż, mieli swoje zdanie, dlatego zostali wyautowani. Widzisz, chcąc być profesjonalnym! sportowcem nie można być słabym, ale w życiu codziennym niestety już tak. Dlatego kocham sport, bo jego zasady są proste. Jesteś dobry – grasz, jesteś słabszy – siedzisz na ławce, źle się prowadzisz – nie masz co marzyć o sportowej karierze. Tymczasem w życiu codziennym „sukcesy” mogą odnosić ludzie, którzy są i słabi i przede wszystkim nie znają zasad fair play…

Nie mogę od Pana wyciągnąć konkretów…
Nie chcę od początku zaczynać tego wszystkiego. Dziennikarze też w tamtym okresie zachowali się, delikatnie mówiąc, nieobiektywnie. Zresztą zobacz. Twoje środowisko nie dokonuje retrospekcji i oceny ostatnich lat, nie jest takie skrupulatne i krytyczne w stosunku do moich następców. Wszystko jest OK. Po co znów płynąć pod prąd? Tamta sytuacja wiele mnie kosztowała, co nierzadko w rozmowach zauważała też moja żona, która podkreślała, że tak naprawdę za śmieszne pieniądze niszczyłem sobie zdrowie. Dzisiaj osiągnąłem już wewnętrzny spokój, który niezwykle sobie cenię. „Walkę z wiatrakami” zostawiam innym. Pod warunkiem oczywiście, że takową ktoś w tym w klubie będzie jeszcze zainteresowany…

Kiedy dzwoniłem do Pana, żeby umówić się na wywiad, był Pan w Radomiu. Można wiedzieć w jakim celu?
(śmiech) Coroczne spotkanie byłych zawodników Budowlanych Radom, których jestem wychowankiem. Od ponad 20 lat organizowane są takie zjazdy, co niezmiernie mnie cieszy. Nie dlatego, że lubię wspominać czasy gry w koszykówkę, ale przede wszystkim dlatego, że widzę, że są jeszcze ludzie, którzy potrafią nawzajem darzyć się szacunkiem. Wyjątkowa sprawa. Starym składem rozgrywamy w trakcie memoriału Alfonsa Wicherka pokazowy mecz. Może ma on coraz mniej wspólnego z koszykówką (śmiech), lecz sama inicjatywa oraz atmosfera jest bardzo pozytywna. Potrafimy siedzieć ze znajomymi całą noc i gadać o wszystkim. Bez żadnego wywyższania się, kto co ma, albo jakim autem jeździ, ale tak po ludzku. Mimo, że dla Budowalnych zdobyłem paradoksalnie mniej sukcesów niż dla „Stalówki”, to właśnie w tym klubie mogę liczyć na zdrowe relacje z pozostałymi i jak sam widzisz replikę koszulki.

W Stalowej Woli odbyły się ostatnio obchody 75-lecia klubu Stal.
Nie dostałem żadnego zaproszenia, więc na ten temat raczej nie pogadamy (śmiech). Na pewno zaoszczędziłem sobie kilku niezręcznych sytuacji. Dziwię się natomiast jak to możliwe, że na te obchody nie został zaproszony Jurek Szambelan, który wydawało mi się, że nie jest aż tak zły jak Jarecki (śmiech). W Stalowej Woli mieszkam już ponad 30 lat, Jurek około 40 lat, od kiedy trafił tutaj z Łodzi. Ciągle mam jednak wrażenie, że w oczach niektórych ludzi jesteśmy osobami „z zewnątrz”. Z jednej strony chce mi się z tego śmiać, a z drugiej trochę działa mi to momentami na nerwy.

To prawda, że jako nastolatek nie mógł się Pan zdecydować na trenowanie konkretnej dyscypliny sportowej?
W Czarnych Radom mogłem trenować siatkówkę, natomiast we wcześniej wspomnianych Budowlanych koszykówkę. Paradoksalnie regularne treningi związane z basketem rozpocząłem dopiero w wieku 16 lat. To bardzo późno, ale możliwe, że dzięki temu mogłem grać aż 20 lat! Jacek (były koszykarz Stali Stalowa Wola, obecnie SIDEn Toruń – red.) już w wieku 25 lat ciągle narzeka na bóle w kościach (śmiech). Z tym, że on regularne treningi rozpoczął od 9 roku życia, stąd może wychodzi momentami pewne wyeksploatowanie materiału. Mimo, że Jacek grał już w klubach ekstraklasowych w Polsce, życzę mu jednak żeby tak jak jego ojciec osobiście poznał smak awansu z drużyną do elity. Z doświadczenia wiem, że są to wyjątkowe przeżycia, które dają napęd na wiele późniejszych działań.

Wspomina Pan jeszcze czasami lata gry w Ekstraklasie i na jej zapleczu w barwach „Stalówki”?
Nawet jeśli czegoś się zapomni, dzięki mojej żonie mam masę zdjęć z tamtego okresu i książkę Bereniki Teper-Szeleszczuk „Stalówka Kosz!”. Jestem pełen uznania dla Bereniki! Na prawie 400 stronach zamieściła ona całą historię sekcji koszykówki klubu Stal w latach 1963-2010. Czasami człowiek wraca myślami do tych setek zwycięstw w barwach „Stalówki”, kibiców którzy do ostatniego miejsca wypełniali naszą halę i całej tej fajnej atmosfery.

Szkoda, że są to dzisiaj jedyne pozytywne wspomnienia związane ze Stalą Stalowa Wola…

Trochę smutna puenta tej naszej rozmowy…
Wiesz co, sam się dziwię że może tak trochę za bardzo refleksyjna i smutna ta nasza dyskusja (śmiech). Chyba można by powiedzieć posługując się słowami wybitnego polskiego poety i satyryka Jonasza Kofty: „Ja się zastanawiam, czy świat bardzo się zmieni wtedy, gdy z młodych gniewnych wyrosną starzy, wku...?” W młodości i jeszcze niedawno byłem człowiekiem niepokornym, przez pewien etap trochę nerwowym, a teraz mam w końcu więcej spokoju. Chociaż w „cywilu” trochę przeszkadza to wyniesione z boiska nadmierne przywiązanie do zasad fair play. A na koniec żeby było trochę weselej to życzę klubowi, bo w końcu ma rocznicę, aby mimo 75 lat nie czuł się emerytem, i aby było w nim znowu miejsce dla ludzi z własnym zdaniem, dla takich którzy nie muszą jak legendarny trener drugiej klasy Jarząbek wierszem mówić do szafy…

Metryka:

Marek Jarecki (1956) – wychowanek Budowlanych Radom; legendarny koszykarz i kapitan Stali Stalowa Wola, z którą m.in. wywalczył wiosną 1987 roku historyczny awans do I ligi; były zawodnik m.in. Startu Lublin; były trener m.in. „Stalówki” i Resovii Rzeszów; w latach 2003-2008 pełnił funkcję prezesa klubu ze Stalowej Woli; obecnie trener/koordynator klubu Kuźnia Koszykówki oraz twórca programu „Piramida”, promującego koszykówkę na Podkarpaciu; żona Barbara; dzieci: Jacek (1988 – były koszykarz Stali Stalowa Wola i młodzieżowy reprezentant Polski w koszykówce) i Maciej (1982).

Rozmawiał:Bartosz Michalak

Archiwum prywatne

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24