Co się stało, że się boimy Irlandii Płn. i Słowenii?

Piotr Gumulec
Polska 10:0 San Marino
Polska 10:0 San Marino Piotr Werewka
Jeszcze rok temu drużyny Słowacji, Słowenii, Irlandii Płn. czy nawet Czech nie budziły niepokoju o awans kadry na mundial w RPA. Czemu więc do meczu z Irlandczykami podchodzimy z duszą na ramieniu?

Dwa lata temu w analogicznym okresie przed decydującymi meczami o awans na Euro 2008, byliśmy w zupełnie innych nastrojach. Kadra grała dobrze, miała swoje ikony: Boruca, Krzynówka, a przede wszystkim Smolarka; atmosfera wokół niej była świetna – chyba najlepsza od 20 lat , a Leo kochała cała Polska. A jeszcze rok temu, mimo nieudanego Euro, raczej z optymizmem patrzyliśmy na nadchodzące eliminacje. Nikt nie przypuszczał, że 12 miesięcy później, sytuacja naszej drużyny narodowej będzie tak trudna. Bo kadra, oprócz meczu z Grecją, grała słabo, klimat wokół niej był podły, krytyka wobec Leo pada już z wielu – nawet tych zakochanych do niedawna w Holendrze – stron, a wskazać gwiazdę tych eliminacji nie sposób. Co takiego się stało z kadrą Beenhakkera, że rok po pierwszym meczu eliminacji, musimy drżeć o ich końcowy wynik?

Po pierwsze i najbardziej obiektywnie: graliśmy słabo. W meczach ze Słowacją, Irlandią Płn., czy nawet ze Słowenią, nie potrafiliśmy zdominować słabszych przecież przeciwników. Mecz z Grecją był jedynie letnim powiewem optymizmu. Oczywiście, ubiegłoroczny mecz z Czechami był świetny, ale w tym październikowym pojedynku na Stadionie Śląskim, mieliśmy – po raz ostatni w tych eliminacjach – szczęście oraz trzech panów B: Brożka, Błaszczykowskiego i Boruca, w świetnej formie. Potem było już tylko gorzej. Nasi najważniejsi zawodnicy zawodzili, i to niestety w każdej w formacji.

Obrona. Lewandowski, Dudka, Żewłakow – kręgosłup naszej defensywy. Niestety, rzadko wszyscy grali na równym, dobrym poziomie. Żewłakowowi latka lecą, do tego, jako najlepszy obrońca, często gra na różnych pozycjach, bo nim i Dudką właśnie, Leo łata dziury w obronie. Lewandowski zaś to nie ten Przywódca z eliminacji do Euro. Nie można mu zarzucić braku waleczności, ale to, że rzadko grywał w klubie, było zanadto widoczne.
Pomoc. Krzynówek – według mnie najlepszy piłkarz reprezentacji Polski ostatniej dekady – swoją drugą młodość już chyba przeżył. 33 lata zaczynają powoli doskwierać skrzydłowemu Hannoveru. Momentami przykro było patrzeć na niego, jak walczy, jak się szamocze, a mimo to – nic nie wychodzi. A prób ustawiania go na lewej obronie nie znosi najlepiej. Nie twierdzę, że Jacek Krzynówek nie powinien grać w kadrze, nie twierdzę, że już nas więcej nie zaskoczy, upieram się tylko, że Krzynówkowi do zakończenia kariery reprezentacyjnej – o zgrozo! Kadra bez Krzynówka?! – bliżej już jednak, niż dalej. Roger? Zdążyliśmy przyzwyczaić się do jego chimeryczności. Błaszczykowski ? Jest naszą gwiazdą, jednak zbyt często kontuzje wykluczały go z gry. Kluczowi jeśli chodzi o rozgrywanie piłki czy nieszablonowe zagrania – Garguła i Boguski – od dłuższego czasu leczą kontuzje…

Atak. Zawsze w udanych eliminacjach był snajper, którego bramki decydowały o awansie. Engel miał Olisadebe, Janas Frankowskiego z Żurawskim, Beenhakker Smolarka. W tych eliminacjach nikogo takiego nie mamy. Za każdym razem bramki strzela ktoś inny (nie liczę meczów z San Marino, bo to nie są decydujące bramki): Żewłakow (z karnego), Smolarek, Brożek, Błaszczykowski, Jeleń, Saganowski – to lista strzelców. Żaden z napastników nie trafił choćby dwukrotnie! Oczywiście Ebi Smolarek jest naszym najlepszym strzelcem z pięcioma bramkami na koncie, ale cztery z nich strzelił San Marino! Do tego: Ebi rozwiązał kontrakt z Racingiem, więc teraz jest i bez klubu, i bez formy; Brożek strzelił w tym sezonie ledwie dwa gole, w dodatku po raz kolejny nie wyszedł jego transfer do zagranicznego klubu; Saganowski spadł do 3. ligi angielskiej, gdzie napastnikowi łatwiej o wstrząśnienie mózgu i złamaną nogę, niż strzelenie bramki; Jeleń znów jest kontuzjowany i kadrze na razie nie pomoże…

Last, but not least – Artur Boruc. Czasem wystarczy błąd jednego człowieka, by zniweczyć wysiłek drużyny. Gdyby nie zawalił dwóch bardzo ważnych meczów Polska byłaby liderem grupy. Miał Boruc pecha, a także osobiste problemy. Tego jednak nie można było przewidzieć. I nie można lekceważyć.

I jeśli nie awansujemy na mundial, winnych będzie dwóch. Boruc właśnie i Leo Beenhakker. Coś w kadrze pękło, coś się skończyło. Oczywiście, Leo nie miał wpływu na to, co w meczach z Irlandią Płn. i Słowacją zrobił Artur Boruc. Ale atmosferę wokół kadry w dużej mierze zepsuł sam. Cała tragedia zaczęła się od incydentu we Lwowie (wyrzucenie z reprezentacji Boruca, Dudki i Majewskiego za pijaństwo). To była pierwsza tak poważna rysa, która szpeciła wizerunek reprezentacji i niszczyła klimat wokół niej. Dalej było jeszcze gorzej. Leo rozpętał wokół kadry burzę medialną wojną z Antonim Piechniczkiem, eskalował konflikt z dziennikarzami (Borek i spółka już od Euro bez skrupułów zwalniają Beenhakkera), stał się zarozumiały, butny, przestał mówić o polskich talentach i możliwościach, a zaczął coraz częściej narzekać na mentalność Polaków, którzy – według niego – nie wierzą w siebie. Mimo to, kibice wciąż go kochali. Bo wizja Stefana Majewskiego na fotelu selekcjonera straszy nie tylko w nocy. Dla wielu jednak miarka się przebrała, gdy na jaw wyszła „współpraca” Leo z Feyenoordem.

Uff… dużo tego, nawet bardzo dużo. Jak wobec powyższego wierzyć w awans?
Wbrew pozorom, sytuacja nie jest tragiczna. Wystarczy wygrać 4 mecze. Pokonać u siebie Irlandczyków i Słowaków, 3 punkty wywieźć z Lublany i Pragi. Nie jest to misja niemożliwa. To nie są rywale pokroju Francji, Anglii, Niemiec czy Włoch. My już swoje punkty zgubiliśmy. Rywale też zgubią, to jest pewne. Trzeba „tylko” wygrywać. Do tego w Celticu z kolan podnosi się Artur Boruc. Z pomocą kadrze przybywa Ludovic Obraniak. Wszechstronny zawodnik z silnej zachodniej ligi – takiego czegoś dawno u nas w reprezentacji nie było. Na szczęście (koniecznie odpukać!) Błaszczykowski jest zdrowy. A do formy wraca Paweł Brożek. Poza tym na Stadionie Śląskim wygrywamy każdy mecz o punkty, od września 2004 roku, kiedy ulegliśmy Anglii. W dodatku jesienią reprezentacja gra najlepiej – w piękne wrześniowe i październikowe wieczory przegrywali z nami Włosi, Serbowie, Czesi czy Portugalczycy, a więc czemu mielibyśmy nie wygrać ze Irlandią Płn., Słowenią, Słowacją i po raz kolejny z Czechami? Wtedy wszystko wróciłoby do normy. Piłkarze na mundial, a Leo na piedestał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24