Pierwsza połowa widowiska zdecydowanie zawiodła. Pomimo w miarę szybkiego tempa, brakowało sytuacji podbramkowych, dość powiedzieć, że przez 45 minut zawodnicy obu drużyn oddali łącznie tylko trzy strzały, w dodatku wszystkie niecelne. Manchester United od początku starał się zdominować rywala, co zaowocowało 63-procentowym posiadaniem piłki w pierwszej odsłonie, ale ekipa Louisa van Gaala nie potrafiła stworzyć sobie dogodnych okazji.
Najmocniej serce kibiców zabiły w 7. minucie, gdy Simon Mignolet wznawiając grę ręka trafił wprost w Juana Matę, futbolówka trafiła pod nogę Marouane’a Fellainiego, a dość zaskoczony Belg próbował przelobować swojego rodaka w bramce Liverpoolu, ale piłka poszybowała bardzo wysoko w trybuny. Piłkarze „The Reds” nie stworzyli właściwie żadnego zagrożenie pod bramką wracającego między słupki „Czerwonych Diabłów” Davida De Gei. Brak Jordana Hendersona i Philippe Coutinho był widoczny gołym okiem i spowodował kłopoty w środku pola i brak kreatywności w ofensywie zespołu gości. Z kolei ustawienie na szpicy Maroune’a Fellainiego okazało się niewypałem, gdyż Belg był bezproduktywny, nie potrafił się odpowiednio ustawić ani nawet poprawne przyjąć piłki.
Męczarnie kibiców w pierwszej połowie zostały wynagrodzone przez piłkarze w drugiej połowie, która była niesamowitym widowiskiem i mogła zadowolić nawet najbardziej wybrednego fana. Już w 49. minucie wpuszczony z ławki Ashley Young przedarł się prawym skrzydłem i został nieprzepisowo powstrzymany przez Nathaniela Clyne’a tuż przed polem karnym. Rzut wolny wykonał Juan Mata, Hiszpan zagrał po ziemi na piętnasty metr do zupełnie niepilnowanego Daleya Blinda, a Holender huknął jak z armaty i nie dał szans Mignoletowi. To był wymarzony początek drugiej odsłony dla „Czerwone Diabłów”.
Liverpool wcale nie zamierzał się łatwo poddać. W 55. minucie Clyne zagrał do na piąty metr Firmino, który zamiast strzelać podawał do Benteke, ale zagranie to przeciął dobrze ustawiony Smalling. Chwilę później groźny strzał oddał Danny Ings i mimo nieczystego trafienia sprawił, że David De Gea musiał się solidnie wygimnastykować.
Goście nie przestawali głośno dobijać się do bramki Manchesteru i w 64. minucie byli bliscy szczęścia. Po kornerze zapanowało nieziemskie zamieszanie w polu karnym, piłkę na głowę Roberto Firmino strącił Martin Skrtel, a Daley Blind wybił ją z linii bramkowej. Liverpool próbował jeszcze dobitki w ogromnym chaosie, ale piłka minęła słupek o centymetry.
W 70. minucie Joe Gomez sfaulował w polu karnym Andera Herrerę i sędzia bez cienia wahania wskazał na wapno. Ander Herrera z jedenastego metra z zimną krwią wpakował piłkę pod poprzeczkę i „Czerwone Diabły” prowadziły już 2:0.
Goście pod wodzą Brendana Rodgersa wciąż wierzyli jednak w korzystny rezultat. W 83. minucie De Gea ponownie pokazał klasę i wyciągnął piłkę lecąca w okienko po strzale Jordona Ibe’a. Tuż po chwili był jednak bezradny wobec kapitalnego strzału z przewrotki Christian Benteke i Liverpool przegrywał już tylko 2:1. Niesamowita bramka była niemalże kopię uderzenia Wayne’a Rooneya z derbów Manchesteru z 2011 roku.
Gospodarze, aby nie dopuścić do nerwowej końcówki, nie pozostawili wątpliwości, kto zasłużył na trzy punkty. Anthony Martial zanotował kapitalny debiut i już 20 minut po wejściu na boisko z ławki zdobył debiutancką bramkę po indywidualnym slalomie i pewnym wykończeniu w długi róg bramki „The Reds”.
Manchester United po zwycięstwie tymczasowo wskoczył na drugie miejsce w ligowej tabeli, ale ma aż pięć punktów straty do liderujących rywali zza miedzy. Liverpool po raz trzeci z rzędu nie odniósł zwycięstwa i z siedmioma oczkami na koncie zajmuje dziewiąte miejsce w tabeli.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?