Doktor Pawłowski i pan Levy, czyli alfabet Śląska w sezonie 2013/14

Maciek Jakubski
Oglądanie Śląska w minionym sezonie mogło doprowadzić kibiców klubu do zawału serca. Z drużyny, która od trzech lat meldowała się na podium Ekstraklasy, wrocławianie zamienili się w zbitek indywidualności walczących o pozostanie w lidze. Mimo to Śląsk potrafił zaskoczyć dobrymi występami w Lidze Europy i piorunującą końcówką sezonu. Ciężko zatem jednoznacznie ocenić ten sezon. Czy był on kiepski, czy po prostu zły. Kilka spotkań udowodniło, że przy odrobinie motywacji i chęci Śląsk mógł spokojnie skończyć sezon na pudle.

A jak Albańczyk - czyli Sebino Plaku. Zanim pierwszy raz kopnął piłkę, już zdążył narobić sobie wrogów stwierdzeniem, że nie jest bramkostrzelnym napastnikiem. Jak się okazało trafnie siebie scharakteryzował. Przez cały sezon wyjątkowo nieskuteczny, pudłujący w niewiarygodnych sytuacjach, a co gorsza grający na żenująco słabym poziomie. Posiadł tajemną wiedzę znikania wraz z pojawieniem się na murawie. Błysnął tylko raz - strzelając zwycięską bramkę z Brugge. Piękną bramkę, cudowną podcinką. Dla dobra Śląska lepiej, by pupil trenera Levego opuścił Wrocław.

B jak Brugge - czyli dwa najlepsze mecze Śląska od wieków. Wygrana 1:0 u siebie i trochę pechowy remis 3:3 w Belgii, pokazały że Śląsk może powalczyć w Europie. W obu meczach wrocławianie byli po prostu lepsi od utytułowanego przeciwnika. Grali dobrze taktycznie, ambitnie i nade wszystko dążyli do zdobywania bramek.

C jak Cinek - czyli Marcin Przybylski. Jeszcze półtora roku temu Sebastian Mila mówił o nim jako o najzdolniejszym z młodych piłkarzy. Nic zatem dziwnego, że młodziutki napastnik stał się wielką nadzieją kibiców Śląska na lepsze czasy. Przybylski zdążył jesienią zadebiutować nawet w meczu z Lechem i zaliczyć kilka minut z Podbeskidziem. Na tym jednak przygoda Cinka z Ekstraklasą się skończyła. Najpierw z szatni zaczęły wyciekać doniesienia, że Przybyski ma trudny charakter. Zimę napastnik stracił przez kontuzję, wiosnę przez kolejną, a na koniec sezonu trener Pawłowski wypalił, że Przybylski ma gorszą wydolność niż junior.

D jak Dankowski - czyli najzdolniejszy młodzieżowiec Śląska. Zarazem pierwszy od lat nastolatek, który zagrał ciut dłużej. Dłużej, czyli 45 minut z Ruchem i 70 z Cracovią. Wstydu nie przyniósł i liczymy, że w sezonie 2014/15 na stałe zagości w pierwszej jedenastce.

E jak euro - czyli milion euro za Waldka Sobotę. Reprezentacyjny skrzydłowy świetnie zaprezentował się w Lidze Europy, zdobył dwie bramki w Bruggi i... zamienił Śląsk na Brugge. W Belgii Sobota ma wzloty i upadki, ale generalnie radzi sobie nieźle.

F jak Flavio - czyli drugi z bliźniaków Paixao. We Wrocławiu po raz pierwszy pojawił się latem zeszłego roku, ale Śląsk musiał na niego poczekać aż pół roku, bo tyle trwały przepychanki z jego poprzednim pracodawcą. Marco reklamował swojego brata jako jeszcze lepszego od siebie, ale boisko szybko zweryfikowało buńczuczne zapowiedzi. Flavio to mimo wszystko duże rozczarowanie i premierowa bramka w meczu z Jagą tego nie zmieni.

G jak Gikiewicz - czyli profesjonalista. Rafał Gikiewicz przeżył najbardziej niesamowity sezon w swojej karierze. Najpierw wygryzł z bramki Kelemena, bronił z Brugge i Sevillą, ale później przyszedł mecz z Zawiszą u siebie. Po nim w szatni Śląska doszło do rękoczynów, bo Giki zarzucił niektórym kolegom, że nie przykładają się do swojej pracy. W nagrodę Levy zesłał go na ławkę, a później do trzecioligowych rezerw. Giki na zesłaniu zachowywał się bez zarzutu aż do rozwiązania kontraktu. Chwilę później związał się z klubem z Bundesligi.

H jak Hattrick - czyli trzy razy dwa. W tym sezonie piłkarze Śląska dwa razy zaliczyli po hattricku. Najpierw Dado Stevanović ukąsił trzykrotnie Podbeskidzie, a na koniec sezonu Marco Paixao Koronę. Co ciekawe oba mecze rozgrywane były na wyjazdach.

I jak Izrealczyk - czyli Oded Gavish. Podręcznikowy przykład na bezmyślność działaczy Śląska. Kiedy pod koniec letniego okienka transferowego kontuzji doznał Rafał Grodzicki, działacze błyskawicznie sprowadzili Odeda Gavisha. Dawniej piłkarza reprezentacji młodzieżowej Izraela i podpisano z nim trzyletni kontrakt wart 40 tysięcy miesięcznie. Gavish okazał się beznadziejnie słabym graczem. Za każdym razem, gdy pojawiał się na murawie, to pod bramką Śląska wrzało, bo Gavish potykał się o własne nogi. Po przyjściu Pawłowskiego wylądował w rezerwach, a w ostatnich dniach rozwiązano z nim kontrakt. Najsmutniejsze w tej historii jest to, że miejsce Gavishowi w drużynie musiał zrobić Kamil Juraszek, który rozegrał bardzo dobry sezon w barwach Arki Gdynia.

J jak jedna porażka - czyli Zawisza Bydgoszcz. Pod wodzą Tadeusza Pawłowskiego Śląsk przegrał tylko jedno spotkanie. W Bydgoszczy. Paradoksalnie wrocławianie rozegrali tam bardzo dobry mecz, chwilami posiadając piłkę na poziomie 70-80%. Zawiodła tylko skuteczność oraz koncentracja pod koniec meczu.

K jak Kapitan - czyli Mila i Marco Paixao. Czy ktoś wyobrażał sobie innego kapitana niż Mila? Jak widać trener Pawłowski tak. Zmiana kapitana to był jego pierwszy punkt porządków w drużynie. Trener słusznie wyszedł z założenia, że kapitanem powinien być najlepszy zawodnik w zespole, w dodatku obdarzony nieprzeciętną charyzmą. Jak widać po wynikach Śląska, poskutkowało.

L jak Levy - czyli co się dzieje, gdy w zarządzie brak jest osób decyzyjnych. Anonimowy i niezbyt charyzmatyczny trener z Czech do zmiany był już jesienią. Świetne mecze z Brugge zamazały nieco obraz Śląska, który tragicznie słabo grał w lidze. Trener natomiast nie radził sobie z szatnią, nie wprowadzał młodzieży, a jego narzekania na konferencjach na skład i klub stały się z czasem nie do zniesienia. Jak trener z takim składem mógł narzekać? Zwłaszcza, gdy grał ze słabym Widzewem czy zdziesiątkowaną Zawiszą.

M jak Marco - czyli snajper nad snajperami. 21 bramek w Ekstraklasie, 27 w sumie. Wprawdzie przed sezonem Portugalczyk zapowiadał, że strzeli 30 bramek, ale trzeba oddać sprawiedliwość - spędził sezon w słabej drużynie, a w dodatku nie mógł liczyć na asysty Sebastiana Mili. Piłkarz kompletny jak na naszą ligę, który zawsze walczy przez pełne 90 minut.

N jak nadwaga - czyli Mila zrzuca 10 kilo. Trener Pawłowski krótko po przyjściu zaszokował opinię publiczną stwierdzeniem, że Sebastian Mila ma sporą nadwagę i dorzucił, że "przecież z nim nie jadł". W sumie to były kapitan nie musiał nawet stawać na wagę, bo w jak słabej formie był, widział każdy. Na boisku spacerował, a piłki bite ze stałych fragmentów gry ledwo co dolatywały do pola karnego. Z początku wydawało się, że publiczne deklaracje Pawłowskiego będą gwoździem do trumny Mili w Śląsku. Tymczasem były kapitan pozbierał się, zrzucił zbędne kilogramy i dziś znowu kibice mogą być zadowoleni z jego gry.

O jak obrona - czyli 667 minut bez straty gola. Przez 3/4 sezonu wrocławska obrona budziła uśmiech politowania u rywali. Dudu grał na poziomie trzecioligowca, Kokoszka wyprowadzając piłkę podawał głównie do przeciwników, a na prawej obronie juniorskie błędy popełniali Ostrowski lub Socha. Tymczasem w końcówce sezonu Śląsk zaczął bronić po mistrzowsku. Bramkę stracił dopiero w ósmym meczu po strzale... Pawła Zielińskiego. Samobójczym strzale.

P jak Pawłowski - czyli trener-optymista. Miałem duże obawy związane z przyjściem Teddiego do Śląska, głównie dlatego, że pamiętałem jak za poprzedniej kadencji przyczynił się do spadku Wojskowych. Wtedy przegrał z szatnią, która ochoczo rozdawała punkty każdemu, kto płacił. Tym razem zapanował nad szatnią błyskawicznie i pokazał, kto jest szefem. Brawa należą się także za 7 wygranych, 6 remisów i 1 porażkę w 14 spotkaniach. Ktoś powie, że przeciwników w rundzie finałowej miał słabych, ale trener Levy od tych kelnerów dostawał łupnia. Ciężko Pawłowskiemu cokolwiek zarzucić. Uśmiech ma przylepiony na stałe do twarzy, zawsze chwali zawodników, stawia na integrację, a jednocześnie nie boi się wstrząsnąć szatnią.

R jak remisy- czyli aż 15 remisów w sezonie. Gdyby nie te nieszczęsne remisy za kadencji Levego, to Śląsk walczyłby o puchary. Poważnie, w systemie trzypunktowym tylko słabeusze mogą cieszyć się z ciułania punktów, a większość remisów to zasługa samych piłkarzy z Wrocławia.

S jak Sevilla - czyli dwie bolesne lekcje Śląska. To żadna ujma dostać bęcki od zwycięscy Ligi Europy. Tym bardziej, że przez godzinę gry na wyjeździe Wojskowi radzili sobie znakomicie. Gdyby tylko nie ta czerwona kartka Dudu... ale stało się. Śląsk został dwa razy zdeklasowany i zakończył swój udział w europejskich pucharach. Prawdopodobnie na dłużej.

T jak trenerzy - czyli trenerów dwóch. Personalnie Śląsk w zeszłym sezonie miał skład na pierwszą trójkę. Z tym nie ma co dyskutować. Tymczasem kadencja trenera Levego to jakaś katastrofa. 5 wygranych w 23 meczach? Z Marco Paixao, Milą, Dudu, Kelemenem i Kokoszką w składzie? To jakieś żarty. Zresztą obaj trenerzy byli jak Doktor Jackyll i Pan Hyde. Pawłowski jest uśmiechnięty, optymistyczny, zawsze po stronie drużyny. Levy miał skwaszoną minę, wiecznie narzekał na zawodników i wyzywał ich od pozorantów. Różnica mniej więcej taka jak między Marco Paixao i Jakubem Więzikiem.

U jak UEFA - czyli Liga Europy. Dwa poprzednie lata gry w pucharach zaprocentowały. Śląsk gładko pokonał Rudarem Pljevlja, potem rozegrał dwa fantastyczne mecze z Brugge. Z Sevillą zespół z Wrocławia był bez szans, ale nikt tu cudów nie oczekiwał. Sama wygrana z Brugge to powód do dumy.

V jak Valencia - czyli kłopotów z Milowym ciąg dalszy. Były kapitan Wojskowych podczas leczenia jesienią kontuzji popisał się wyjątkową głupotą. Przyszedł na mecz Śląska ubrany w dres Valencii. Mało tego, wystąpił w takim stroju podczas wywiadu, a także wręczenia pamiątkowej koszulki trenerowi Tarasiewiczowi. Kibice zagotowali się z oburzenia, choć dla mnie bardziej szokująca była reakcja władz klubu i samego Mili. Śląsk uznał, że w sumie nic się przecież nie stało (stało się do cholery!), a Sebastian powiedział, że może chodzić w czym mu się podoba. Nic bardziej mylnego. Jeśli przychodzisz do pracy, to stosuj się do regulaminu, przyjętych zasad etc. Może gdyby wtedy Mila dostał po kieszeni, to Śląsk zdołałby wywalczyć miejsce w górnej ósemce.

W jak właściciele - czyli ubodzy krewni z Wrocławia. Po dwóch latach przepychanek i wojenki w mediach, Wrocław i Zygmunt Solorz rozstali się. Mam swój punkt widzenia na całą sprawę i uważam, że Śląsk już nigdy nie będzie miał już takich perspektyw jak za Solorza. Dziś przy Oporowskiej są nowi właściciele. Związani z Wrocławiem, a raczej bardzo blisko związani interesami z Rafałem Dutkiewiczem. Właściciele, których raczej nie stać na utrzymywanie czołowego zespołu w Ekstraklasie. Dlatego trzeba to sobie powiedzieć wprost: Śląsk nie będzie miał najmniejszych szans konkurować z najlepszymi w kraju. Bez pieniędzy, bez scoutingu, z raczkującą Akademią.

Z jak Zabrze - czyli jak przegrać wygrany mecz. Jesienny mecz w Zabrzu na długo zapadnie w pamięci kibiców. Śląsk prowadził z Górnikiem 2:0, panował na boisku i miał okazje do kolejnych bramek. Tymczasem w doliczonym czasie gry frajersko stracił dwie bramki i przegrał 2:3.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24