Dyrektor ŁKS Janusz Dziedzic o sytuacji w klubie, sponsorach, transferach i kibicach

Dariusz Kuczmera
Dariusz Kuczmera
Siedemnaście miesięcy funkcję dyrektora sportowego ŁKS pełni człowiek, w żyłach którego płynie biało-czerwono-biała krew, czyli Janusz Dziedzic. Oto rozmowa z dyrektorem sportowym ŁKS.

Jak Pan przeżył ostatnią porażkę z Górnikiem Zabrze?
To był kubeł zimnej wody. Nikt się nie spodziewał, iż ten mecz zakończy się takim rezultatem. Znamienne są słowa trenera Jana Urbana czy innych ludzi. Do przerwy przecież mecz był praktycznie wyrównany, a nawet to my mieliśmy inicjatywę. Przypadkowa bramka otworzyła wynik dla Górnika, a po drugiej bramce nasz mecz już się posypał.
Jaka jest po takim meczu sytuacja w drużynie?
Jesteśmy w trudnej sytuacji, ale byliśmy świadomi tych kłopotów przed sezonem. W związku z tym, że chcieliśmy przebudować ten zespół, kilka nowych ogniw musiało dołączyć do drużyny, a okres przygotowawczy jest krótki, to wiedzieliśmy, że na początku te problemy mogą się pojawić. Jeszcze, jak dodamy do tego, że na osiem pierwszych meczów aż pięć graliśmy na wyjazdach, to wiedzieliśmy, że mogą być schody. Nie spodziewaliśmy się, że po tych kilkunastu meczach nasz dorobek punktowy będzie aż tak słaby.
Cel drużyny przed sezonem był przecież całkowicie inny.
Jeszcze raz chciałbym podkreślić dosadnie, że naszym celem przed sezonem nie była walka o europejskie puchary. Od początku byliśmy świadomi, że będziemy musieli walczyć o utrzymanie, nawet mając z tyłu głowy, że może to być walka do samego końca.
Uda się?
Jestem byłym sportowcem, różne miałem sytuacje w życiu, wiele kontuzji, problemów, ale musiałem z nich wychodzić. Zawsze walczyłem na maksa, do końca. I wierzę, że teraz w ŁKS będzie podobnie. Wierzę, że jest ze mną grupa profesjonalistów. Wierzę w nowy sztab i tych chłopaków. Ja chcę powiedzieć jedno: byłem z tym zespołem kiedy było dobrze, jestem także wtedy, kiedy jest źle, ale w zespół wierzę.
Jak Pan ocenia drużynę ŁKS?
Mamy zespół na miarę swoich możliwości finansowych. Natomiast ja jestem przekonany, że na koniec sezonu my będziemy się cieszyć z utrzymania.
Kibice liczą na wzmocnienia drużyny. Można się spodziewać transferów?
Musimy być świadomi, że ten zespół będzie trzeba jeszcze wzmocnić. Jesteśmy świadomi swoich ograniczeń. Ale ja nie chcę narzekać, bo to nic nie zmieni. My musimy działać, szukać takich możliwości i instrumentów, które pozwolą nam te nasze problemy zminimalizować w konfrontacji z innymi zespołami i sprawić, że będziemy konkurencyjni, będziemy skuteczni. Wydaje mi się, że nie jesteśmy słabsi porównując ŁKS nie tylko do innych beniaminków, ale i kilku innych drużyn z dołu tabeli ekstraklasy.
Nie widać siły Rycerzy Wiosny w tabeli PKO Ekstraklasy.
Dzisiaj pewnie trudno obronić moje słowa, bo cokolwiek nie powiem, będzie podważane i mamy tego świadomość, że tę naszą ocenę trzeba udowodnić na boisku.
Mamy nadzieję, że ŁKS szybko opuści ostatnie miejsce w tabeli.
Jesteśmy beniaminkiem, ale możemy skutecznie konkurować z Puszczą, Ruchem, Wartą, Koroną, Stalą Mielec. Każdy trener i każdy człowiek, który zarządza klubem chciałby mieć większe instrumenty, żeby swój zespół wzmacniać i być w stanie przyprowadzić do klubu zawodnika z określonej półki finansowej. Natomiast musimy mieć świadomość, że to wszystko kosztuje. Ja chciałbym wrócić do ostatniej analizy tego sezonu pierwszej ligi, w którym drużynie ŁKS udało się awansować. ŁKS na każdy zdobyty punkt wydał najmniej pieniędzy. To pokazuje, że nasze zarządzanie było mądre, było właściwe i w ostatecznym rachunku przyniosło sukces. To też podkreśla, że my nawet w pierwszej lidze nie byliśmy jednym z czołowych zespołów pod względem wielkości budżetu, a jednak mimo wszystko udało nam się ten sukces osiągnąć.
Pojawiają się coraz częściej teorie, że gwiazdy, które zagwarantowały sukces w pierwszej lidze, zbladły w walce o punkty w ekstraklasie. Też Pan tak uważa?
Budując ten zespół razem ze sztabem szkoleniowym postawiliśmy na tych liderów, którzy odpowiadali w dużej mierze za awans do ekstraklasy. Dokooptowaliśmy też zawodników, którzy mieli tę pierwszoligową jakość podnieść i wzmocnić ten zespół. Pewnie na ten moment wielu jest rozczarowanych tym, że Pirulo nie ma dziś na swoim koncie bramek czy asyst w ekstraklasie, a był wiodącą postacią w pierwszej lidze.
Można zaryzykować twierdzenie, że był najlepszym zawodnikiem w pierwszej lidze i głównym architektem awansu.
Ja bym chciał podkreślić jeszcze raz, że sezon się nie skończył. Ja też nie chcę tego piłkarza skazywać na pożarcie. Jak mówiłem wierzę w tych zawodników i wierzę, że Pirulo nam jeszcze pomoże. Oczywiście apetyty i oczekiwania były inne, natomiast proces przebudowy to nie jest coś łatwego, to nie dzieje się na pstryknięcie palców. To musi trwać. Na razie cierpimy na tym.
Kibice mniejszej wiary jednak powoli tracą cierpliwość. Jak ich uspokoić?
Ja rozumiem rozgoryczenie kibiców. My gramy dla nich. My chcemy im dawać radość, fajne spotkania. Na ten moment nie udaje się nam tych zwycięstw zagwarantować, przede wszystkim na własnym stadionie. Ale jestem przekonany, że jest grupa ludzi, którzy mocno wierzą w to, co robimy, są profesjonalistami. Pracuje ta grupa długo i mocno, żeby te sukcesy w końcu się pojawiły.
Biednemu wiatr w oczy. Drużynie ŁKS nie sprzyja nawet terminarz spotkań. W czwartek mecz Pucharu Polski z mistrzem Rakowem, w niedzielę z liderem ekstraklasy Śląskiem. Jak się przełamać?
Patrząc na terminarz - inauguracja na Łazienkowskiej, później bezpośredni pojedynek z beniaminkiem. Wiedzieliśmy, że będzie trudno, ale zakładaliśmy, że mimo wszystko tych punktów będzie więcej. Dla nas istotne jest, żeby stratę do bezpiecznej strefy zmniejszać i do zimy uzbierać, jak najwięcej tych punktów. A podczas przerwy zimowej popracować, dołożyć jakieś ogniwa i na wiosnę bić się mocno o utrzymanie.
Spotyka się Pan często z właścicielem i wierci mu Pan dziurę w brzuchu na temat wzmocnień drużyny?
Bardzo często rozmawiam z właścicielem klubu. Przychodząc tutaj byłem świadomy tego, jakie to są realia, wiem na co mogę liczyć. Wchodząc tutaj nie narzekałem, że mamy takie ograniczenia, poprzednie zobowiązania, że są długi do spłacenia. Do dzisiaj borykamy się z pewnymi sprawami. Trzeba sobie odpowiedzieć, że długi konsekwentnie spłacamy i wychodzimy na prostą.
Finansowym sukcesem był transfer Mateusza Kowalczyka do Broendby?
Byliśmy w stanie z pierwszej ligi sprzedać zawodnika do dobrego europejskiego klubu za godne pieniądze. Myślę, że przez długie lata transferu na takim poziomie nie było. To też pokazuje, że ta praca jest dobrze wykonywana. Na naszą korzyść działają trzy awanse w jednym roku bez wielkich możliwości finansowych, grając dobrze w piłkę, promując młodych chłopaków.
ŁKS wypromował nie tylko Mateusza Kowalczyka, ale też choćby Olka Bobka.
To były trudne decyzje. Zdecydowałem o odsunięciu Marka Kozioła, który jest solidnym bramkarzem. Widząc potencjał Olka Bobka i Dawida Arndta zdecydowałem, że stawiamy na młodych i będzie to lepsze rozwiązanie dla dobra klubu. Mamy dziś dwóch dobrych bramkarzy, a jeden jest reprezentantem Polski i wiele klubów europejskich za tym chłopakiem się rozgląda.
Niektóre media podały, że transfer Mateusza Kowalczyka przeprowadził Philip Platek. To prawda?
Nie, transfer Mateusza Kowalczyka przeprowadził ŁKS, a negocjacje prowadziłem ja, a nie pan Platek. Wiele z pozytywnych rzeczy, które okazały się sukcesem, jest deprecjonowanych. My cały czas jednak robimy swoje. Zależy mi, żeby ludzi łączyć, nie dzielić. W klubie nie jest ważny Dziedzic, Stokowiec, czy jakikolwiek zawodnik. Ważny jest klub i każdą moją decyzją kieruje dobro klubu. Mnie tu kiedyś nie będzie, ale chciałbym zostawić po sobie coś dobrego. Każdy z nas zrobi wszystko, żeby ekstraklasę w przyszłym sezonie nadal mieć.
Czy to prawda, że awans przytrafił się zbyt wcześnie?
Ja miałem plan dwuletni, żeby awansować, ale udało się to zrobić wcześniej. Nie po to osiągnęliśmy ten sukces, żeby to wszystko szybko zaprzepaścić, nawet biorąc pod uwagę te problemy, które mamy.
Mówił Pan o Philipie Platku, a portal weszlo.com podał, że nic nie wyjdzie z pozyskania tego inwestora. Czy to prawda?
W tym artykule podano, że jednym z czynników, dla których pan Platek nie wchodzi do ŁKS jest niezadowolenie z mojej pracy. W dalszej części artykułu podkreśla się sukcesy ŁKS w poprzednim sezonie. Nie za bardzo rozumiem, jak można być niezadowolonym z kogoś, kto osiągnął ogromne sukcesy w poprzednim sezonie. Za tymi sukcesami ja też stoję. Wiele razy z panem Platkiem rozmawiałem, zawsze to były rozmowy w dobrej atmosferze. To jest człowiek z dużą klasą. Chcę podkreślić jedno, nie będąc nawet w procesie negocjacyjnym i nie znając szczegółów jeśli chodzi o finanse, to pan Płatek jest tak zamożnym człowiekiem, że jakby chciał kupić ŁKS, to pewnie, by to zrobił. Moja osoba nie stałaby na przeszkodzie.
Jak Pan widzi najbliższą przyszłość ŁKS?
Wierzę, że będziemy w stanie się obronić. Dobrze radzi sobie drugi zespół. Kłopoty ma Lech, a nie my. Wychowujemy młodych chłopaków, pojawiają się kolejni reprezentanci Polski. Jan Łabędzki jedzie na mundial, za chwilę pojawi się Ricardo Goncalves, także Jędrzej Zając. Jest sporo fajnych rzeczy w akademii. Do pełni sukcesu potrzeba nam trochę więcej punktów w ekstraklasie. Ja wierzę, że w tym zestawie personalnym będziemy w stanie obronić ekstraklasę. Liczę na wsparcie kibiców, jak w sezonie, kiedy robiliśmy awans. Nasza wspaniała publiczność wielokrotnie porwała chłopaków i liczę, że teraz będzie tak samo.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dyrektor ŁKS Janusz Dziedzic o sytuacji w klubie, sponsorach, transferach i kibicach - Dziennik Łódzki

Wróć na gol24.pl Gol 24