Era ludzi nieomylnych. Tak, Messi też jest człowiekiem

Adam Wielgosiński
Szok i niedowierzanie – Leo Messi jest człowiekiem! Niestrzelony karny w meczu przeciwko Manchesterowi City i sobotni mecz z Granadą pokazał, że jednak nie jest on kosmitą, maszyną ani żadnym nadczłowiekiem. Sęk w tym, że poza boiskiem niektórzy za wyjątkowych się uważają, choć tak naprawdę nimi nie są.

Jako że jest to mój pierwszy tekst na blogu, pozwólcie, że się przedstawię. W końcu wypada, co nie? Jak się nazywam, możecie przeczytać troszkę wyżej, tuż pod tytułem tekstu. Co więcej? Jestem uzależniony od Twittera i ligi hiszpańskiej. Tak naprawdę tylko tę ligę toleruję, żadnej innej nie oglądam. Piłką hiszpańską interesuję się od 2010 roku. Wcześniej, bo od 2005 roku podkochuje się w FC Barcelonie, a wszystko dzięki Ronaldinho. Podkochuję się też w Marii Kirilenko, rosyjskiej tenisistce, ale ona niedawno wzięła ślub, więc chyba pies został pogrzebany.

Tutaj będę dzielił się swoimi opiniami dotyczącymi, zazwyczaj, piłki hiszpańskiej, choć nie obiecuję, że zawsze będę pisał o tej właśnie lidze, czy też nie wykopię jakiejś ciekawej historyjki z przeszłości. Dlaczego taka właśnie nazwa bloga? Bo to Hiszpanie, a dokładniej Katalończycy, ocierali się, a być może grali ten „futbol totalny”, choć termin ten stworzyli Holendrzy, nawiązując do gry Ajaksu Amsterdam w latach 1965-1973. To tyle jeśli chodzi o przedstawianie się, wracamy do meritum artykułu.

We wtorkowy wieczór w pomeczowym studiu Ligi Mistrzów w Canal Plus wielkie niedowierzanie, że Messi spudłował karnego. Swoją drogą, piątego z ostatnich dziesięciu, trzeciego w swoich dotychczasowych występach w Lidze Mistrzów (tyle samo co Cristiano, Figo i Szewczenko, więcej mają tyko Van Nistelrooy i Henry, odpowiednio 4 i 5) i trzynastego z pięćdziesięciu dziewięciu strzelanych w koszulce Barcelony. Co do studia, cytowano także tego tweeta Gary’ego Linekera.

Rozumiem, że można zachwycać się występami piłkarzy, ale notoryczne nazywanie ich nadludźmi czy rzucanie tego typu określeń jest przesadą – to tak swoją drogą. Do czego zmierzam? Choć Messi uważany jest za geniusza itp., to i tak nie przyzna, że jest najlepszy. Nie przyzna tego publicznie, bo jeśli ktoś czytał jedną z książek o Argentyńczyku (nie chcę zdradzać tytułu i autora, jeszcze pan Krzysztof Stanowski znowu się niepotrzebnie zdenerwuje za zrobienie darmowej reklamy), to wie, że Leo zdaje sobie sprawę ze swojej wielkości. Pomimo ogarniania swojej wielkości, nie uzna siebie głośno za najlepszego piłkarza, bo po prostu tak nie wypada. „La Pulga” wygląda na takiego przyjemnego chłopaka z sąsiedztwa, swojski chłop po prostu. Pewnie dlatego jest tak lubiany. Ponowię pytanie: do czego zmierzam? Ano zmierzam do kolejnego pytania: dlaczego ci futbolowo gorsi zawodniczy nie mogą okazać choć trochę ludzkiej twarzy?

Jedną z oznak tejże ludzkości jest przyznanie się do błędu. Taka niby zwykła sprawa, ale jednak wiele znaczy. Dlatego krew mnie zalewa, delikatnie mówiąc, jak słyszę takiego piłkarzyka – tak, piłkarzyka, nie piłkarza – Kucharczyka, który nie może przyznać, że oddał katastrofalny, w tym wypadku lepiej byłoby użyć określenia „fatalny”, strzał.

Mówiliśmy o Barcelonie, więc na chwilę do niej wróćmy. Ludzie wykrzykują puste frazesy typu „zawsze trzeba wierzyć w swoją drużynę” czy „nie może ci być wstyd za swoją drużynę”. Cóż, mi czasami jest. A to za sprawą Xaviego i legendarnego już jego narzekania na murawę czy tekstów typu „mieliśmy większe posiadanie piłki, to byliśmy lepsi”. Naprawdę serce się kraje, jak słyszy się takie tanie wymówki.

Zostając w Hiszpanii… Aha, uprzedzam, że następne przykłady będą z piłkarza i byłego trenera Realu Madryt, ale to tylko na potrzeby artykułu. Nie jestem jakimś wybitnie wielkim hejterem Realu, po prostu te cytaty teraz przyszły mi do głowy, nie mam na celu ośmieszania „odwiecznego rywala”, nic z tych rzeczy, serio. Klasykiem chyba jest już narzekanie Jose Mourinho za czasów trenowania właśnie „Królewskich” na terminarz i na to, iż po jednym z meczów Ligi Mistrzów Barcelona miała dzień więcej odpoczynku od Realu i jak sam określił „jedni mają wpływ na terminarz, inni nie”. Cóż, wymówki Portugalczyka i Xaviego jeszcze mają jakimś tam – choć niewielki - sens, jeśli zestawimy je ze słowami Ikera Casillasa po meczu z Cordobą, gdzie o mały włos Real nie stracił punktów.

Boisko było suche i nierówne. Ponadto graliśmy o 16 i nigdy nie graliśmy na tym stadionie.

Po pierwsze, boisko jest równe dla każdego, stara śpiewka. Zresztą, za dzieciaka grało się na piasku i bramki robiło z kamieni na szerokość „sześciu tiptopów” czy „trzech słoniowatych”. To były miary! Wracają do Ikera - kolejny argument, godzina. Cholera, jakie to nieludzkie grać o szesnastej! Przecież wszyscy o tej godzinie śpią! No, tak już na marginesie, to Hiszpanie o tej porze robią sobie „siestę” i lubią wtedy drzemać, ale to nie zmienia faktu, że jest to argument żałosny, jednak nie na tyle, co ten ze stadionem. Naprawdę brak mi słów, żeby to skomentować. Chyba ktoś musi powiedzieć Casillasowi, że bramki na każdym boisku mają takie same wymiary. Murawa zazwyczaj też, choć tutaj mogą być niewielkie wahania. Daruję już Ikerowi wymówkę po wpuszczonym babolu w derbach Madrytu.

Nie rozumiem, co takiego trudnego jest w przyznaniu się do błędu, naprawdę. Pokazywaniem pokory człowiek wiele zyskuje w oczach drugiej osoby, dlatego bardzo cenię Sir Aleksa Fergusona za to, co powiedział po przegranym finale z Barceloną na Wembley w 2011 roku.

To najlepsza drużyna, z jaką kiedykolwiek się mierzyłem. Dostaliśmy lanie. Nikt nigdy nas tak nie zrobił.

O to właśnie chodzi! Żadnego narzekania na murawę, na godzinę, na stadion. Byliśmy gorsi i tyle. Krótko i zwięźle. Tak samo Pep Guardiola, który choć na konferencjach jest dyplomatą, to kiedy trzeba, pokaże „cojones”. Przykładem niech będzie, chyba już legendarna, konferencja, kiedy nazwał Jose Mourinho „pieprzonym szefem sali konferencyjnej”. Tak w ogóle, to wiecie, co powiedział Guardiola do swojego przyjaciela po batach w Lidze Mistrzów od Realu?

Pomyliłem się, stary. Pomyliłem się całkowicie. To jest jedno wielkie gówno. Najgorsze gówno, jakie kiedykolwiek zrobiłem jako trener.

Czas na puentę, chyba niezbyt wymyślną, ale od serca, „by żyło się lepiej, wszystkim”. Pewnie ten artykuł nie trafi do Xaviego ani Casillasa, ani pewnie też do Michała Kucharczyka. Tak czy inaczej, jeśli czyta to jakiś przyszły piłkarz, a pewnie taki jest, to proszę Cię, przyszły piłkarzu, nie bądź cwaniakiem przed mikrofonami, tylko kiedy nawalisz, po prostu przyznaj się do słabszego momentu, przyznaj, że byłeś fatalny.

Obserwuj

@AWielgosinski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24