Fernando Torres katem Realu. Atletico wyrzuciło "Królewskich" z Pucharu Króla!

Grzegorz Ignatowski
Nazwisko Torres po rewanżowym meczu 1/8 finału Pucharu Króla będzie odmieniane przez wszystkie przypadki. "El Nino" strzelił na Santiago Bernabeu dwa gole, a jego Atletico zremisowało z Realem 2:2. Taki wynik dał piłkarzom Diego Simeone awans do kolejnej fazy rozgrywek.

49 sekund - tyle czasu potrzebowało Atletico, żeby wbić pierwszego gwoździa do pucharowej trumny Realu Madryt. Wszystko zaczęło się od Griezmanna, który ograł Pepe i dośrodkował piłkę do Fernando Torresa, a ten precyzyjnym strzałem w długi róg nie dał szans na udaną interwencję Ikerowi Casillasowi. Piłkarze Realu nie mogli w to uwierzyć, ale zanim minęła pierwsza minuta spotkania przegrywali już 1:0. W tym momencie przychodzą na myśl słowa Marcina Dańca, który trafnie podsumował początek walki Andrzeja Gołotę z Lennoxem Lewisem: − Andrzej myślał, że Lennox najpierw się z nim przywita. No to Fernando Torres przywitał się jak kiedyś Lewis z Gołotą.

Może w 92 min w Lizbonie Carleto podpisał z kimś cyrograf: teraz gol dla nas a potem Atletico wygrywa 10 razy z rzędu - Leszek Orłowski.

Tyle, że Real nawet kiedy upadnie, natychmiast podnosi się z kolan i walczy niczym lew o zwycięstwo. W ciągu kolejnych dwudziestu minut "Królewscy" dwa razy mogli doprowadzić do wyrównania, ale najpierw po strzale Bale'a kapitalną interwencją popisał się Oblak, a później słoweński golkiper instynktownie obronił strzał z bliskiej odległości Cristiano Ronaldo. Szczęście do gospodarzy uśmiechnęło się po upłynięciu 20 minut gry. Wówczas po dośrodkowaniu z prawej strony Sergio Ramos najwyżej wyskoczył do główki i mocnym strzałem pokonał rozpaczliwie interweniującego Oblaka. W tym momencie wszyscy zaczęli przypominać sobie ubiegłoroczny finał Ligi Mistrzów, w którym Atletico prowadziło 1:0, a ostatecznie Real wygrał 4:1. Wtedy również Ramos był tym, który doprowadził do wyrównania.

Real chciał pójść za ciosem i lada chwila Oblak znów stanął przed trudnym egzaminem. Tym razem jego refleks sprawdził James Rodriguez, ale golkiper Atletico po raz kolejny stanął na wysokości zadania. Bramkę gości ostrzeliwali jeszcze Cristiano Ronaldo i Karim Benzema, ale w obu przypadkach w ostatniej chwili gdzieś spod ziemi wyrastali obrońcy mistrzów Hiszpanii. To właśnie oni, do spółki z Oblakiem, sprawili, że do przerwy Atletico utrzymało remis 1:1.

Na początku drugiej połowy na Santiago Bernabeu wybuchła kolejna bomba, którą podłożyli Griezmann z Torresem. Ten pierwszy podawał, a ten drugi strzelał i choć Casillas jeszcze odbił piłkę nogą to ta i tak wylądowała w siatce Realu. Andrzej Gołota mógłby pozazdrościć podopiecznym Carlo Ancelottiego, bo nawet on nie próbował podczas jednej walki "witać się" dwa razy.

Od tej pory mecz zrobił się piorunująco szybki. Najpierw Torres chciał odwdzięczyć się Griezmannowi za jego asysty i podał piłkę do Griezmanna, który w ostatniej chwili został zablokowany. Potem do głosu doszedł Real i świeżo upieczony zdobywca Złotej Piłki - Cristiano Ronaldo. Jego strzał głową z bliskiej odległości w 53. minucie padł łupem Oblaka, ale dwie minuty później Portugalczyk mógł cieszyć się ze zdobycia bramki. Portugalczyk celnie uderzył głową po dośrodkowaniu Garetha Bale'a, z którym podobno nie współpracuje mu się najlepiej.

Bramka wyrównująca pozwoliła uwierzyć gospodarzom, że odrobienie strat jest jeszcze możliwe, ale strzelenie trzech bramek w meczu z Atletico to zadanie z gatunku mission impossible. Real za kadencji Carlo Ancelottiego wydaje się być jednym z tych zespołów, dla których nie ma rzeczy niemożliwych, ale tym razem odrobienie strat z pierwszego meczu okazało się ponad siły "Królewskich". W końcówce zawodnicy Realu już nawet nie walczyli o zwycięską bramkę. Pogodzeni z odpadnięciem z Copa del Rey czasami dawali wyraz swojej frustracji, jak na przykład zrobił to Isco brzydko faulując Gabiego. Wydawało się nawet, że sędzia może pokazać mu czerwoną kartkę, ale skończyło się tylko na żółtym kartoniku. Szanse na zwycięskiego gola miał jeszcze Ronaldo, który w 93. minucie wykonywał rzut wolny z odległości ponad 25 metrów, lecz jego strzał nie przyniósł by pożytku nawet gdyby był to mecz rugby. I właśnie w taki sposób Real pożegnał się z Copa del Rey, a na do widzenia pomachała mu drużyna, która już trzy razy w tym sezonie wskazywała "Królewskim" miejsce w szeregu. Czyżby po finale Ligi Mistrzów nad Realem zawisło jakieś fatum związane z pojedynkami z Atletico?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24