Franciszek Smuda: Dziurawy ser to my mamy na kolację

- Dziurawy ser? Dziurawy ser to my mamy na kolację, zapraszam - mówił "Franz" odrzucając zarzuty, że defensywa w spotkaniu ze Słowacją nie prezentowała monolitu. Smudę bronił Tomasz Rząsa, który przypomniał, że Polacy ustanowili rekord, nie tracąc bramki w 4 kolejnych meczach.

- To był chyba najgorszy mecz w moim życiu. Nie dlatego, że zagraliśmy trochę słabiej w drugiej połowie. Przez 90 minut cały czas byłem w strachu, że coś się komuś stanie, jakaś kontuzja. A jak zobaczyłem, że było kilka zdrowych wycinek to trząsłem się na ławce ze strachu. Ale mamy to już na szczęście za sobą - podsumował selekcjoner.

Dziennikarze dopytywali o 23-osobową kadrę, którą trener ma jutro ogłosić w Lienz. - Chcemy najpierw spotkać się z chłopakami. Oni muszą się dowiedzieć tego najpierw od nas - uciął sprawę Smuda.

Szkoleniowiec odniósł się też do słabszej gry w drugiej połowie i zmęczenia, jakie wciąż widać po naszych reprezentantach. - Wszystkie zespoły, które się teraz przygotowują nie mogą grać na najwyzszym poziomie. Dopiero jak zajedziemy do domu będzie czas na odpoczynek. Nie będziemy zajechani, jak to niektórzy twierdzą - zapewnił Smuda.

- Z doświadczenie wiem, ze jeśli się robi zmiany w zespole co chwilę to nigdy gra się nie układa tak dobrze, jak na początku. Gdyby Dudka grał z Matuszczykiem od pierwszej minuty to nie wiadomo czy nie zagraliby dobrego meczu - stwierdził selekcjoner, który bronił kadrowiczów, którzy po przerwie zameldowali się na boisku i zaprezentowali dużo słabiej od tych, którzy wyszli na boisko w podstawowym składzie.

Jedynym piłkarzem z pola, który nie zagrał ani minuty w dwóch spotkaniach sparingowych rozegranych w Austrii był Kamil Glik. - Kamila Glika znam od paru ładnych lat. Musielibyśmy codziennie grać mecz, żeby wypróbować wszystkich 26 piłkarzy - powiedział wyraźnie podenerwowany tym pytaniem Smuda.