Kawa z Kraju Kawy: Klątwa Maracany

Krzysztof Kawa
Pewnie zarzucicie mi malkontenctwo, ale trudno, muszę to napisać. Tego mundialu nie da się oglądać. Jeden mecz nudniejszy od drugiego, goli jak na lekarstwo. Najlepszy piłkarz turnieju – Brazylijczyk Neymar, najlepszy strzelec – Kolumbijczyk James oraz najefektowniejszy z Argentyńczyków Angel di Maria już nie kopną tu piłki. Największe emocje przynoszą faule i kontuzje, a w półfinałach żadnych sensacji, zagrają ci, co mieli zagrać.

Korespondencja Krzysztofa Kawy z Rio de JaneiroKawa z Kraju Kawy - czytaj blog naszego wysłannika w Brazylii

Wszystko co piękne skończyło się wraz z fazą poprzedzającą ćwierćfinały. Wygrywają (minimalnie!) zespoły o żelaznych defensywach, oszczędnie gospodarujące siłami, skrępowane taktycznymi ustaleniami. Próbowała się wyłamać Holandia z „nakręconą” Kostaryką, ale wyszło z tego jednostronne widowisko.

Jakby tego było mało, Leo Messi postanowił posłać do diabła wszelkie snute przez dziennikarzy analogie z Diego Maradoną sprzed 28 lat i w meczu z Belgią zmarnował okazję, jakiej pewnie nigdy wcześniej nie udało mu się zmarnować. Jeśli tak mają wyglądać półfinały i finał, to lepiej, żeby się w ogóle nie odbyły. Po co psuć wrażenie, które dały nam poprzednie spotkania?

Jeszcze gorzej wygląda to z perspektywy kibica, który oglądał mecze z trybun wyłącznie w Rio de Janeiro. To chyba klątwa, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że na Maracanie nie odbył się podczas mundialu ani jeden porywający mecz? Zaczęli Argentyńczycy z Bośnią i Hercegowiną, a potem wcale nie było lepiej. Podczas spotkania Belgii z Rosją zniechęceni Brazylijczycy krzyczeli z trybun: „Druga liga, druga liga!”. Liczyłem, że chociaż Francuzi postawią się Niemcom i jeśli już mają odpadać, uczynią to w taki sposób, jakby szli na barykady z „Marsylianką” na ustach. Ale gdzie tam.

Łudziłem się jeszcze, że na osłodę będzie można ogłosić, iż właśnie w świątyni futbolu padła najpiękniejsza bramka mistrzostw, bo przyjęcie piłki i kopnięcie jej z woleja na bramkę Urugwaju przez Jamesa Rodrigueza było przecudnej urody. Tymczasem Ronaldo (temu prawdziwemu, z Brazylii) bardziej spodobał się strzał Australijczyka Tima Cahilla w meczu z Holandią.

Może więc mieli rację brazylijscy piłkarze, że nie chcieli zaglądać na Maracanę aż do finału. Gdyby drabinka meczów była ułożona inaczej, mogłoby im się tu przydarzyć coś naprawdę beznadziejnego - na przykład porażka w 1/8 finału po przeraźliwie nudnym meczu z Grecją.

Rio de Janeiro nie zasłużyło na takie traktowanie. Wiem, że za dwa lata emocji będzie tu w nadmiarze, bo miasto szarpnęło się na letnie igrzyska, ale miejscowym kibicom piłki nożnej też się coś w zamian za ogromne wyrzeczenia należy. Pozostaje niedzielny finał i nadzieja, że będziemy mogli po nim powiedzieć: nigdy coś piękniejszego w futbolu się nie wydarzyło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24