Legia z Lechem nasyciły. Liga będzie ciekawsza! [KOMENTARZ]

jac
Pompowane hity lubią zawodzić poziomem widowiska - często zamiast wymiany ciosów wychodzi ciężkostrawny klincz. Tym razem było na szczęście inaczej. Legia Warszawa z Lechem Poznań stworzyły mecz, który emocjonował od pierwszego do ostatniego gwizdka.

Był centro-strzał Tomasza Brzyskiego, potem gol w doliczonym czasie gry Dossy Juniora, a wcześniej lewa noga Marcina Kamińskiego i kozioł od Dariusza Formelli, który o miejscu w składzie dowiedział się za pięć dwunasta. Gdyby podzielić sobotnie spotkanie na dwie równe połowy, to pierwszą bezsprzecznie zdobył Lech, drugą natomiast szturmem wzięła Legia. Zabitych nie ma, są ranni. Wyczerpani, poobijani, ale z poczuciem dobrze spełnionej misji. Nawet w Lechu, który nie dowiózł dwubramkowego prowadzenia. Urwać punkt na Łazienkowskiej to nie byle jakie dokonanie.

Maciej Skorża zaskoczył jedenastką. W drugiej linii do Łukasza Trałki dostawił dodatkowego stopera w osobie Huberta Wołąkiewicza. Paradoksalnie jednak murowania nie było. Chodziło raczej o wyłączenie z gry najbardziej kreatywnych legionistów: Miroslava Radovicia i Ondreja Dudy. To był strzał w dziesiątkę. Do przerwy serbsko-słowacki duet za dużo nie pograł. Skupienie krycia na tych postaciach zrobiło jednak wyrwę na lewym boku, toteż Michałowi Żyrze łatwiej było dośrodkować – tym bardziej, że w fatalnie szło dziś Barry’emu Douglasowi. Szkot nie dość, że się ślizgał, to jeszcze dokonywał złych wyborów.

Lech po 45 minutach schodził z dwubramkową zaliczką. Nieprzypadkową. Grał dobrze i skutecznie. W drugiej mógł więc się nieco cofnąć i po prostu skupić się na bronieniu. Ale to byłoby zbyt proste, kiedy naprzeciwko stoją piłkarze Legii. Jeśli więc Skorża odrobił lekcję wyśmienicie ustawiają zespół w pierwszej połowie, to Henning Berg wyszedł na trenera, który potrafi reagować na sytuację. Przy 0:2 o natchnienie łatwo nie jest. Norweg umiał dotrzeć do głów. Po wyrównującym golu jego autor, Dossa Junior zdjął koszulkę i zademonstrował swoje mięśnie w stylu Mario Balotellego. Metaforycznie ujmując był to pokaz siły Legii. Może i jej nie szło przez godzinę, ale przegrać nie przegrała.

Przy Łazienkowskiej było odpowiednie tempo, zwroty akcji, cztery gole, przepychanki, race, kartoniada. Do pieca dołożył nawet Dawid Kownacki ostentacyjnie klaszcząc kibicom Legii, gdy schodził z boiska. Ci odpłacili pięknym za nadobne, wykrzykując parę niecenzuralnych zdań o siedemnastolatku. Tak to już bywa, czasem puszczają nerwy. Pamiętajmy o najważniejszym: Legia z Lechem nasyciły sportowo i za to wypada im podziękować. Więcej takich meczów!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24