Levy: Kto nie chce ciężko pracować, nie ma czego szukać w Śląsku

Jakub Guder/Gazeta Wrocławska
- Jestem całkowicie oddany klubowi i zawodnikom. Przez 24 godziny na dobę. Kto chce pracować, nie ma ze mną żadnych problemów. Jeśli ktoś jednak nie chce tego robić, to nie ma czego w tym klubie szukać - mówi trener Śląska Wrocław Stanislav Levy.

Niedawno minął rok od kiedy pracuje Pan w Śląsku. Jaki to był dla Pana czas? Jak Pan go podsumuje?
Ocena mojej pracy w Śląsku nie należy do mnie, tylko do klubu i jego właścicieli.

We Wrocławiu wciąż czuje się Pan tak dobrze?
Tak, bardzo lubię to miasto.

Uważa Pan, że w europejskich pucharach Śląsk zrobił wszystko, co mógł, czy dało się wyciągnąć z tych meczów jeszcze więcej?
Moim zdaniem, zawsze można zrobić więcej. Z drugiej strony zaraz po losowaniu mówiłem, że Sevilla to najtrudniejszy przeciwnik, na którego mogliśmy trafić. Na dodatek graliśmy z nimi w sierpniu, kiedy w Hiszpanii było ponad 40 stopni Celsjusza. Uważam, że rozgrywaliśmy bardzo dobre spotkanie, chociaż los sprzyjał Hiszpanom – najpierw czerwona kartka dla Dudu, potem kolejne żółte dla naszych podstawowych zawodników przed rewanżem. Moim zdaniem zrobiliśmy bardzo dużo dobrej roboty dla klubu i dla polskiej piłki.

Nie było trochę smutno, że po dobrym dwumeczu z Brugią niejako w nagrodę los się nie uśmiechnął i drużyna trafiła na tak silnego przeciwnika?
Rywale, których mogliśmy jeszcze wylosować – Salzburg, Frankfurt czy Nordsjaelland – to drużyny, rzecz jasna mają dużo jakości, ale nie na takim poziomie jak Sevilla. Na tym etapie sezonu graliśmy w pucharach na bardzo wysokim poziomie i gdyby los był dla nas trochę bardziej łaskawy, to moglibyśmy awansować do fazy grupowej.

Nie ma Pan wrażenia, że Legia w drodze do Ligi Mistrzów miała łatwiejszych rywali niż Śląsk w Lidze Europy?
Ja się koncentruje na swoim klubie. Nie do mnie należy ocenianie Legii i jej występów.

Pytam o to, bo oglądając szczególnie rewanż Legii ze Steauą – kiedy Rumuni długimi momentami kontrolowali grę – miałem wrażenie, że Śląsk Stanislava Levego nie pozwoliłby rywalom tak grać na własnym boisku.
Moim zdaniem nie da się tego porównać. Każdy przeciwnik i każdy mecz są inne. Możemy jedynie spekulować na ten temat.

A nie ma Pan wrażenia, że Śląsk jest niedoceniany w Polsce? Że – szczególnie jeszcze przed dwumeczem z Club Brugge – dużo więcej mówiło się o Lechu i właśnie o Legii?
Myślę, że to jest w Europie naturalne. W Niemczech dużo się mówi o Borussii Dortmund i Bayernie Monachium, we Włoszech – o Milanie czy Juventusie, a w Holandii o Ajaksie. My musimy zatem robić jeszcze więcej, by częściej słyszeć o Śląsku.

Mówi Pan o tym, że z zespołu odeszło wielu ważnych zawodników, ale żartując można powiedzieć, że to Pana wina. W końcu Piotr Ćwielong, Marcin Kowalczyk czy Waldemar Sobota pod Pana skrzydłami osiągnęli taką formę, że sięgnęły po nich zagraniczne kluby.
To nie tylko moja praca i mój sukces, ale zasługa całego sztabu szkoleniowego. W głównej mierze wszystko zależało jednak od samych piłkarzy, którzy chcieli sukcesu i gry w lepszym zespole. Ja tymczasem jestem całkowicie oddany klubowi i zawodnikom. Przez 24 godziny na dobę. Kto chce pracować, nie ma ze mną żadnych problemów. Jeśli ktoś jednak nie chce tego robić, to nie ma czego w tym klubie szukać.

Piotr Ćwielog w jednym z wywiadów już po wyjeździe z Polski powiedział, że w Bochum było mu łatwiej, bo tamtejsze treningi są bardzo podobne do tego, co robi Pan w Śląsku. Dużo udało się tych wzorców z Bundesligi już wprowadzić we Wrocławiu?
Nie jest tajemnicą, że jestem zorientowany na niemiecki futbol. Tam jest wszystko poukładane organizacyjnie. Uważam, że to wzór dla całej Europy. Bez ciężkiej pracy i dyscypliny nie ma szans na sukces.

A jakieś drobne rzeczy, zwyczaje? Co tu udało się Panu poukładać po swojemu?
Każdy trener ma swój plan i wie jak chce pracować. Dla mnie ważne jest, by było dużo pracy z piłką. To jednak musi odbywać się na dobrym podłożu kondycyjnym i taktycznym.

Kondycyjnie wciąż dużo brakuje do ideału?
Jest lepiej, ale dużo brakuje. Osiągniecie poziomu Bundesligi to nie jest zadanie na jeden czy dwa okresy przygotowawcze. To proces, który trwa lata. Ja nie chcę wracać do tego, w jakim stanie był ten zespół, gdy tu przyjechałem. Ważne jest to, że idziemy w dobrym kierunku, co drużyna udowodniła wytrzymując 13 meczów w 46 dni. W żadnym z tych spotkań nie było problemów kondycyjnych. W dodatku korzystaliśmy w tym czasie z dyspozycji 13-14 zawodników.

To się może odbić na zawodnikach za jakiś czas?
Ja przecież cały czas o tym mówię: może przyjść taki okres, kiedy ta drużyna nie będzie miała już z czego brać.

Cały czas mówi pan też o 3-4 zawodnikach, którzy są jeszcze potrzebni. Ma pan deklarację od zarządu, właścicieli, że jeśli znajdzie Pan piłkarzy na odpowiednim poziomie sportowym, to będą pieniądze na ich zatrudnienie?
To nie do końca pytanie do mnie, ale przede wszystkim do właścicieli – czy oni się dogadają, jak ta sytuacja będzie dalej wyglądać. Jeśli jesteśmy w stanie jeszcze coś zrobić, zatrudnić kogoś, to zróbmy to. Jeśli nie, to zwyczajnie musimy grać z tą kadrą. Oczywiście możemy wówczas mówić o kolejnym awansie do europejskich pucharach i występach w tych rozgrywkach, ale w takiej sytuacji osiągnąć ten cel będzie bardzo trudno.

Musi Pan jednak w tej chwili mieć zielone światło, skoro są testowani kolejni zawodnicy.
Tak, ten sygnał jest. Pamiętajmy, że możemy brać tylko wolnych piłkarzy. To nie jest łatwa sytuacja, bo najczęściej tacy piłkarze są 3-4 miesiące bez klubu i przez ten czas niewiele robili. Jeśli we wrześniu uda nam się trafić na kogoś wartościowego, to byłby duży sukces. Ja nie będę brał przecież zawodników tylko po to, by mieć o 1-2 więcej. Nowi muszą coś dać temu zespołowi, pewną jakość.

To z tego względu zrezygnowano z Erloy'a Cohena?
Tak było. To jest też kwestia tego, jaką tu budujemy drużynę. Nowy piłkarz od razu musi liczyć się w walce o pierwszy skład i zwiększać w ten sposób konkurencję.

Na jakich pozycjach wzmocnienia są priorytetem?
Widać kto odszedł z drużyny – nie ma Waldka Soboty i Pepe Ćwielonga. Mogą grać na tej pozycji Sebino Plaku i Sylwek Patejuk, ale tamtych dwóch graczy brakuje.

A jak Pan patrzy na grę bocznych obrońców, to ma Pan poczucie, że tam też przydałoby się wzmocnienie?
Ta drużyna jest na etapie przebudowy. Kilku zawodnikom kończą się kontrakty w czerwcu i w ciągu najbliższych 3-4 miesięcy trzeba zadecydować, co dalej z nimi będzie.

Ma Pan już chociaż trochę poukładane, kogo chciałby Pan zostawić w drużynie?
Piłkarze, którym kończą się umowy, mają jeszcze czas i szansę pokazać, że na to sobie zasłużyli. Te decyzje podejmowane będą w listopadzie, czy grudniu.

Jaka jest sytuacja Mateusza Cetnarskiego?
Ma kontrakt ważny do końca sezonu. Nie jest w łatwym położeniu, bo nie był z nami na obozie i później nadrabiał zaległości, a poza tym na jego pozycji gra przecież Sebastian Mila. Jednak wszystko zależy od niego. Ja zwyczajnie oczekuję od Mateusza więcej. Więcej szybkości, agresji – na tym opiera się europejska piłka. Ja chcę iść właśnie w tym kierunku.

Latem do klubu wpływa dziesiątki ofert zatrudnienia różnych piłkarzy. Były jakieś zaskakujące, znane nazwiska?
Faktycznie – sporo tego było. Wielkich nazwisk jednak nie mieliśmy. Z jednej strony pojawiali się zawodnicy, którzy od pół roku już nie grali, z drugiej tacy, przy których od razu wiedziałem, że nas nie stać na nich, a ostatnio występowali w ekstraklasie Portugalii czy Holandii. Oni z pewnością podnieśliby nasz poziom.

Cały wywiad z trenerem Śląska Wrocław możecie przeczytać tutaj: Levy: Kto nie chcę pracować, nie ma czego szukać w klubie

Gazeta Wrocławska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24