Ligowy płacz i zgrzytanie zębów

Tomasz Mazurkiewicz
Zagłębie Lubin trybuny
Zagłębie Lubin trybuny Krzysiek Dziedzic
Niepowodzenia Lecha Poznań, zmiana trenera w Zagłębiu Lubin i kolejne porażki MKS-u Kluczbork to inspiracje do napisania tego artykułu. To historia pomyłek i bezmyślności, ale też żądzy władzy i pazerności. Historia raczej smutna.

Akt nr 1
Niektórzy pamiętają jak drużyna z Kluczborka imponowała na boiskach 2 ligi spokojem i konsekwencją. Pozwoliło im to spokojnie wygrywać najważniejsze mecze i z dużym zapasem punktów wygrać rozgrywki grupy zachodniej, a w konsekwencji awansować do 1 ligi.

Przypominam sobie jak w końcówce zeszłego sezonu grało Zagłębie Lubin, które rozprawiało się z każdą kolejną drużyną stojącą na drodze do ekstraklasy. Nawet mocni rywale musieli uznać wyższość „miedziowych”, a grająca dziś w ekstraklasie Korona Kielce dostała prawdziwą lekcją futbolu w 32 kolejce gier, w której przegrała z lubinianami 4:0.

Ci, dla których powyższe fakty są nowością, pamiętają zapewne jak Lech Poznań w ostatnich sekundach dogrywki z Austrią Wiedeń zdobywał awans do fazy grupowej Pucharu UEFA albo jak dobrze radził sobie w meczach z europejskimi potentatami Udinese, Deportivo , CSKA czy Feyennord.

Akt nr 2
Dzisiaj, niestety dla wymienionych klubów, to wszystko jest już tylko przeszłością. MKS mimo wartościowych wzmocnień, zajmuje po pięciu kolejkach ostatnie miejsce w tabeli 1 ligi. W miniony weekend czarę goryczy przepełniła porażka u siebie z Motorem Lublin, który jest uważany za murowanego kandydata do spadku. Przed meczem w Kluczborku zdobył tylko 1 punkt i to w marnym stylu. Przenieśmy się teraz do ekstraklasy i tam popatrzmy na ostatnie miejsce w tabeli. Znajduje się na nim kolejny bohater tego tekstu, czyli Zagłębie Lubin. Sama pozycja to tylko połowa kompromitacji „miedziowych”, obrazu dopełnia rzut oka na ilość punktów i bilans bramek.

W pięciu meczach lubinianom nie udało zdobyć się ani jednego punktu, gole strzelili dwa, jednak kosztem stracenia piętnastu ! Słabość Lech Poznań objawia się trochę inaczej, bo to drużyna z wyższej półki. Tutaj płaczemy nad wczesnym odpadnięciem z europejskich pucharów, nad 7 pozycją w tabeli i stratą już 8 punktów do prowadzącej Wisły. Jednak najgorsza strata „Kolejorza” to zatracenie swego ofensywnego stylu gry. To właśnie pozbawione kompleksów i schematów konstruowanie ataków przeciwko każdemu rywalowi umożliwiło Lechowi zdobycie serc polskich kibiców. W Brugii przez dużą część meczu widzieliśmy wystraszoną i schowaną drużynę, która myślała głównie o tym aby nie stracić bramki. W lidze razi ich bezradność i zachowawczość.

Są to trzy różne drużyny, sytuacje i problemy, jednak mają one wspólny mianownik. Jest nim źródło
obecnych kłopotów. Andrzej Polak, Orest Lenczyk, Franciszek Smuda to osoby, które kończyły miniony, udany sezon odpowiednio na stanowiskach trenerów MKSu, Zagłębia i Lecha. Na początku sezonu trio trenerów tych klubów wyglądało już tak : Grzegorz Kowalski, Andrzej Lesiak, Jacek Zieliński.

Akt nr 3
Piłkarskie porzekadło mówi, że zwycięskiej jedenastki się nie zmienia. W opisywanych klubach działacze nie poszli jednak tym tokiem myślenia. W Kluczborku nie podano wyraźnej przyczyny zmiany trenera. Po prostu nie zdecydowano się przedłużyć kontraktu z ówczesnym trenerem. Na jego miejsce przyszedł „człowiek prezesa”, który poza świeżością i nową siłą, miał z pewnością dać prezesowi większą władzę. W Lubinie poszło głównie o pieniądze, a w Poznaniu po trochę o pieniądze, władzę i niesatysfakcjonujące rozstrzygnięcie rozgrywek ekstraklasy.

Wszędzie zastanawiają się teraz czy było warto, ale nie trzeba dużo myśleć i szukać, aby zobaczyć że nie było. Były trener MKSu Andrzej Polak przeniósł się do Opola, gdzie został szkoleniowcem Oderki Opole, czyli odradzającej się Odry. W letniej przerwie zbudował zespół od podstaw, a w dotychczasowych 4 kolejkach zdobył komplet punktów. Orest Lenczyk od niedawna dowodzi drużyną Cracovii, jednak już teraz mówi się o nowej jakości jaka zapanowała na stadionie przy ul. Kałuży. Franciszek Smuda dziś objął stanowisko trenera w Zagłębiu Lubin, w którym najszybciej zdano sobie sprawę jak wielki błąd popełniono. W Lubinie stracono pieniądze, które musiano wypłacić trenerowi Lesiakowi, a później i tak wydano ogromne pieniądze na trener, bo Smuda z pewności jest pracownikiem z półki cenowej Lenczyk, o ile nie droższym. W Lechu awans do fazy grupowej Ligi Europejskich przyniósłby wielokrotnie większe zyski niż kwota o jaką spierano się z Franciszkiem Smudą.

Suplement czyli nie mądry polak po szkodzie
W całym tym ambarasie najbardziej smuci fakt, że to nie pierwszy raz mamy taką sytuację w Polsce, a błąd jest ciągle popełniany/powielany. Dość przypomnieć sytuację z Henrykiem Kasperczakiem w Wiśle, po którego pochopnym zwolnieniu trzeba było siedmiu kolejnych trenerów, aby drużyna z powrotem prezentowała dobry styl i wysoką formę. Rozumiemy że nauka na cudzych błędach nie jest łatwa, ale ze swoich porażek należałoby wyciągać odpowiednie wnioski. Tak nie stało się jednak w Zagłębiu Lubin. Tutaj opisujemy historię z letniej przerwy między sezonami, ale identyczne sceny rozegrały się w tym dolnośląskim klubie w przerwie zimowej. Przed przerwą Zagłębie było wiceliderem i to tylko przez walkower na niekorzyść zespół, gdyby nie on to byliby liderem. W klubie uznano jednak, że forma w końcówce rundy i styl nie są zadowalające i zmieniono Dariusza Fornalaka na Roberta Jończyka. Po zimowej przerwie Zagłębie zaczęło seryjnie tracić punkty i oddalać się od ścisłej czołówki. Dopiero przyjście wspomnianego Oresta Lenczyka pozwoliło drużynie nadrobić straty i spokojnie awansować.

Pocieszenie
Na koniec warto wlać odrobinę nadziei w nasze serca oraz wiary w polskich działaczy. Takie destrukcyjne działania nie są domeną jedynie naszych rodzimych prezesów i dyrektorów, a zdarzają na całym świecie. Przytoczymy najbardziej spektakularny przykład ostatnich lat. Na początku sezonu 1999/2000 trenerem Realu Madryt był John Toshack, był to jednak jeden z gorszych okresów jego kariery. Po 11 kolejkach „królewscy” zajmowali odległe miejsce w tabeli, wygrali zaledwie 3 mecze ligowa, a morale zespołu znajdowało się w zupełnej rozsypce. Posadę szkoleniowca objął Vicente del Bosque. W pierwszym sezonie nim poskładał drużynę „do kupy” liga była już przegrana, za to w udało się wygrać w LM. Kolejny sezon ( pierwszy w całości ) to już wielkie sukcesy z oczekiwanym od 4 lat Mistrzostwem Hiszpanii na czele, choć w LM drużyna dotarła „tylko” do półfinału.

Kolejny rok to 3 miejsce w lidze i drugie zwycięstwo w LM. W swym czwartym sezonie del Bosque po raz drugi sięgnął po Mistrzostwo Hiszpanii, jednak nie udało się wygrać w LM po raz trzeci po porażce w półfinale i to był powód zwolnienia po sezonie, dzień po zdobyciu Mistrzostwa. Aby pokazać skalę pomyłki jaką popełniono przytoczmy parę faktów. Na kolejne Mistrzostwo Real czekał 4 lata, a na zwycięstwo w LM czeka do dziś. Del Bosque pozostawał na stanowisku 4 sezonu, co poprzednio udało się legendarnemu Miguelowi Muñoz'owi w roku 1974 !Vicente del Boque jest uznawany za trzeciego najbardziej utytułowanego trenera Realu, a po jego odejściu w ciągu 6 lat w klubie przewinęło się 9 trenerów !

Dlatego Panowie Prezesi i Dyrektorzy zastanówcie się nim znowu uderzycie w świetnie funkcjonujący mechanizm drużyny, bo nastrojenie go na powrót bywa czasochłonne i drogie, a czasem nawet niemożliwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24