Miedzy Ojrzyńskim a Chojnowskim zabrakło... porozumienia?!? [KOMENTARZ]

Marcel Olczyk
Po odejściu Leszka Ojrzyńskiego fani Korony Kielce zaczęli zastanawiać się jak to jest, że trener który, nie oszukując się, ze średnim składem radzi sobie w naszej lidze dość dobrze, nagle po trzech meczach bez zwycięstwa jest wyrzucany z drużyny. Jak pokazuje poniższa analiza, były szkoleniowiec po prostu nie pasował do grupy trzymającej władzę w klubie.

Leszek Ojrzyński został trenerem Korony Kielce 9 czerwca 2011 roku, zajmując stanowisko po również dość specyficznym trenerze - Marcinie Sasalu, który przez dwa lata również zdążył zaskarbić sobie sympatię kieleckiej publiczności. Jednak, mimo wielkiego poparcia ze strony kibiców, którzy wstawiali się za trenerem, został zwolniony z Korony z powodu słabych wyników drużyny - 45 rozegranych meczów, w tym: 16 zwycięstw, 13 remisów oraz 16 porażek (35.55% zwycięstw). Przez pewien czas spora grupka fanatyków żałowała tej decyzji i wypominała zarządowi, iż za sprawdzonego szkoleniowca, ściągnęła do drużyny faceta bez nazwiska, który z trzech poprzednich drużyn został zwolniony, jednak już niebawem wszyscy narzekający mieli zostać uciszeni przez trenera Ojrzyńskiego, który po przyjściu do drużyny, zrobił z niej jedną z najbardziej charakternych ekip w Polsce.

Leszek Ojrzyński 9 czerwca rozpoczął niesamowitą serię Korony, która trwała przez pierwszych 10 kolejek, a rozpoczęła się od wyjazdowego zwycięstwa 2:1 z Cracovią. Następnie kielczanie zremisowali trzy kolejne mecze (2:2 z Ruchem Chorzów, 1:1 z Jagiellonią Białystok oraz 0:0 z Wisłą Kraków). Po czterech kolejkach kielczanie zajmowali średnie, 6. miejsce w tabeli, ale już w następnej kolejce awansowali o jedną pozycję w górę, za sprawą wyjazdowego zwycięstwa 3:2 z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Następnie z kwitkiem z kieleckiego stadionu wyjechali piłkarze Śląska Wrocław (2:1) oraz Lechii Gdańsk (1:0), a Korona awansowała na pozycję lidera tabeli. W ósmej kolejce kielczanie zremisowali bezbramkowo na wyjeździe z Polonią Warszawa, a następnie wygrali na własnym stadionie 2:0 z Górnikiem Zabrze. Porażka przyszła dopiero w 10. kolejce, walecznych kielczan zatrzymał Lech Poznań, wygrywając przed własną publicznością za sprawą bramki Grzegorza Wojtkowiaka. Sezon kielczanie zakończyli na wysokiej 5. pozycji, walcząc o europejskie puchary aż do ostatniej kolejki.

Drugi sezon nie był już tak udany w wykonaniu kieleckiej drużyny prowadzonej przez Leszka Ojrzyńskiego, mimo efektownych wygranych, jak np. ta z Piastem 4:0, Legią 3:2 czy Jagiellonią 5:0, kielczanie radzili sobie dość słabo, nie wygrywając ani jednego meczu wyjazdowego! Ostatecznie sezon zakończyli na 11. pozycji, ale tak prawdę powiedziawszy, do 7. miejsca brakowało im zaledwie dwóch punktów, więc nie można powiedzieć, że był to tragiczny sezon w wykonaniu Korony. Trzeci sezon zaczął się dla kielczan dość pechowo: remis ze Śląskiem 0:0, mimo prawidłowej bramki Łukasza Sierpiny, który według sędziego liniowego znajdował się na pozycji spalonej, następnie dwie porażki: z Wisłą Kraków 2:3 (karny dla Białej Gwiazdy w doliczonym czasie 2. połowy) oraz z Widzewem Łódź 1:2 (karny w 3. minucie i czerwona kartka dla bramkarza kielczan). Następnego meczu pod wodzą Ojrzyńskiego już nie było, zarząd zdecydował o rozstaniu się ze szkoleniowcem. Może i początek sezonu nie powalał na kolana, ale każdy kto oglądał te mecze wie, iż trener nie był temu winien.

Jak dowiedzieliśmy się nieco później "nie tylko wynik sportowy był powodem tego, że musieliśmy się rozstać z Leszkiem Ojrzyńskim". Ale żeby dobrze zrozumieć sytuację zaistniałą w kieleckim klubie, należy cofnąć się trochę w czasie i przyjrzeć całej sytuacji.

Pożegnanie z Kolporterem

W 2008 roku z Koroną pożegnał się jeden z najbogatszych mieszkańców województwa świętokrzyskiego - Krzysztof Klicki, który sponsorował drużynę od 2002 i był jedną z osób, które zbudowały w Kielcach silną drużynę, walczącą o najwyższe cele. Po ujawnieniu afery korupcyjnej, w którą zamieszana była Korona i zdegradowaniu drużyny, biznesmen zdecydował się sprzedać klub miastu za symboliczną złotówkę. Odchodząc z klubu przekreślił też przyszłość Adama Żaka, którego na stanowisku prezesa zastąpił Tadeusz Dudka, który oficjalnie został zwolniony dwa lata później, za łamanie ustawy antykorupcyjnej, w której jest mowa o tym, iż szef spółki komunalnej nie może prowadzić działalności gospodarczej, zasiadać we władzach spółek handlowych i posiadać więcej niż 10 procent akcji, a były prezes Korony od 20 lat był właścicielem firmy Top Sport. Jednak sam Tadeusz Dudka twierdzi, iż nie został zwolniony, lecz dobrowolnie złożył rezygnację z tego stanowiska, gdyż miał swoje osobiste powody.

Po odwołaniu Tadeusza Dudki, na stanowisku prezesa klubu zasiadł mężczyzna niezaznajomiony jeszcze wówczas ze sportem, czy chociażby prowadzeniem spółki tego typu - Tomasz Chojnowski, który wcześniej pełnił funkcję dyrektora wydziału kontroli i audytu wewnętrznego w urzędzie miasta. Nominowanie tak kontrowersyjnego kandydata było decyzją właściciela klubu czyli miasta, a dokładniej jego prezydenta, który swój wybór argumentował wówczas następująco: "Nam potrzebny jest teraz specjalista od zarządzania, fachowiec, a Tomasz Chojnowski spełnia te wymagania. Zresztą nie mamy czasu na jakieś eksperymenty, potrzebuję zaufanego człowieka". Bo jak inaczej można nazwać człowieka, którego zna się ponad 15 lat, który przez lata był najbliższym współpracownikiem prezydenta, gdyż jako skarbnik brał odpowiedzialność za rozliczenie kampanii wyborczej oraz znalezienie funduszy na nią. Jednak nie wiadomo, co skłoniło prezydenta do umieszczeniu na stanowisku faceta, który nie miał pojęcia o zarządzaniu klubem sportowym. Przypuszczalnie w każdym innym mieście ogłoszono by konkurs na to stanowisko i zatrudniono kogoś z doświadczeniem i niezbędną wiedzą, jednak nie w Kielcach... tutaj prezydent zadecydował o zatrudnieniu swojego znajomego, tak jakby klub był jego prywatną własnością.

Bezrobotny komendant

Jeszcze w 2008 roku do dymisji podał się Robert Dybka, który uważał, iż jest odpowiedzialny za błędy popełnione przez funkcjonariuszy na służbie. Gdy sprawa trochę ucichła, został zatrudniony przez prezydenta Wojciecha Lubawskiego jako pełnomocnik zarządu Korony Kielce ds. bezpieczeństwa i organizacji imprez masowych. Co oznacza to stanowisko i co robi pan Dybka w klubie od kilku lat? Mnie nie pytajcie, bo nie mam zielonego pojęcia. Pozostaje tylko przypuszczać, że to ten pan jest odpowiedzialny za notoryczne wzywanie policji na Arenę Kielc, gdyż jak tłumaczył rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Kielcach, ta nie może sama wejść na stadion, lecz dopiero z powodu wezwania pracownika klubu. Pozostaje się cieszyć, że stanowisko Roberta Dybki zapewniło kilka dodatkowych miejsc pracy dla policjantów w Kielcach, którzy siedzą na trybunach i filmują przeklinających kibiców oraz od czasu do czasu wpadną, żeby zablokować jakiś sektor na stadionie.

Nowy dyrektor sportowy

Chyba każdy kibic Korony pamięta moment zwolnienia Jarosława Niebudka, który w Koronie pracował od momentu przejęcia klubu przez miasto. Odejście dyrektora Niebudka, zostało skwitowane przez kibiców kieleckiej drużyny jako największe wzmocnienie, jakiego można było doczekać się w zimowym okienku transferowym. Poprzedni dyrektor sportowy znany był głównie za sprawą wielu nieudanych transferów graczy takich jak: Paulius Paknys, Sander Puri, Lukas Janić, Dawid Janczyk, Dirceu, Nikon El Maestro czy Seiji Saito, z którymi były wiązane wielkie nadzieje, lecz okazywali się za słabi dla pierwszej drużyny i zwykle odchodzili po zakończeniu się rundy. Na jego miejsce przyszedł Andrzej Kobylański, na pierwszy rzut oka facet idealny na to stanowisko: wieloletni piłkarz z osiągnięciami i rozległymi znajomościami poza granicami naszego państwa.

Jak jednak z czasem się okazało, rzeczywistość nie jest tak kolorowa, jakby się wydawało. Pan Kobylański był wpychany do klubu na siłę od dłuższego czasu - jak wyjawił były trener Korony Leszek Ojrzyński, już gdy zostawał szkoleniowcem kieleckiego zespołu zaproponowano mu Andrzeja Kobylańskiego jako drugiego trenera, ale ten nie wyraził na to zgody. W niedługim jednak czasie były reprezentant Polski trafił do Kielc, jako dyrektor sportowy i zażądał miejsca na ławce rezerwowych, jednak i tym razem Ojrzyński odmówił. Jak w jednym z wywiadów przyznał prezydent miasta: "W pewnym momencie Andrzej Kobylański stał się przeciwnikiem Leszka Ojrzyńskiego i to nie jest tajemnicą. Byli w konflikcie". Czy był to jeden z powodów zwolnienia Leszka Ojrzyńskiego? Tego nie dowiemy się pewnie nigdy.

Co jeszcze można mieć do zarzucenia Andrzejowi Kobylańskiemu? To, za co powinien odpowiadać w Koronie, czyli transfery. Oprócz ściągnięcia solidnego Radka Dejmeka i Serhija Pyłypczuka oraz powrotu Jacka Kiełba i Daniela Gołębiewskiego, obraz nędzy i rozpaczy. Nowy dyrektor sportowy ściągnął do klubu napastnika z IV ligi niemieckiej Przemka Trytkę oraz swojego siostrzeńca, Mateusza Stąporskiego. Nic dziwnego, że kieleccy kibice zaintonowali na meczu z Legią bardzo wymowną przyśpiewkę: "Kobylański Ty masz nosa, sprowadź do nas Eskimosa!".

W jednym z wywiadów prezydent Kielc powiedział: "Jeżeli chodzi o Andrzeja Kobylańskiego, jest to problem prezesa Chojnowskiego. On powołuje najbliższych współpracowników". Jednak nikt nie wspomniał o tym, że obaj panowie znają się dość dobrze, gdyż zaledwie dwa lata wcześniej aktualny dyrektor sportowy Korony startował do Senatu w okręgu północnym województwa świętokrzyskiego, z ramienia Unii Prezydentów Miast "Obywatele do Senatu”, do której należał prezydent Lubawski.

Inni starzy znajomi

Widząc te wszystkie powiązania, postanowiliśmy przyjrzeć się sprawie dokładniej. Otworzyliśmy stronę z pracownikami kieleckiego klubu i natknęliśmy się na wiele znajomych nazwisk, jak Paweł Gromada, który aktualnie w dziale bezpieczeństwa jest specjalistą ds. informatyki Korony, a jeszcze trzy lata temu startował do sejmiku wojewódzkiego z ramienia Wyborców Porozumienia Samorządowego, partii nikogo innego, jak Wojciecha Lubawskiego. Jak tak dalej pójdzie, to nie pozostaje nam nic innego, jak życzyć udanej kariery politycznej nowemu szkoleniowcowi Złocisto-Krwistych.

Według mnie idealnym podsumowaniem tekstu jest slogan powtarzany jak mantra przez fikcyjnego bohatera powieści Stephena Kinga - Jim'a Renniego: "Miasto nie jest wielkie, wszyscy gramy razem".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24