Mistrzostwo, czyli kukułcze jajo. Podsumowanie 27. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

Jakub Królak
Lechia Gdańsk - Legia Warszawa
Lechia Gdańsk - Legia Warszawa Tomasz Bołt
Choć walka o mistrzowski tytuł powinna właśnie nabierać rumieńców, czołowe drużyny zgodnie gubią punkty. Fatalnie zaprezentowała się Legia, która w beznadziejnym stylu przegrała w Gdańsku z Lechią i Lech, który szczęśliwie zremisował z Koroną i stracił szansę na wskoczenie na fotel lidera. Co jeszcze działo się na ligowych boiskach? Zapraszamy na podsumowanie 27. kolejki T-Mobile Ekstraklasy.

Blamaż Cracovii, Lechia górą w hicie

Przed meczem Ruchu z Cracovią trener krakowian, Robert Podoliński, stwierdził, że będzie to spotkanie za dziewięć punktów. Jego zawodnicy mieli chyba inne zdanie na ten temat, bowiem po 36 minutach przegrywali już 0:3 i niespecjalnie wyglądali na drużynę, która właśnie gra o życie. Choć Niebiescy w drugiej połowie wyglądali słabiej niż w pierwszej, bez żadnych problemów dowieźli zwycięstwo do końca i zainkasowali bezcenne trzy punkty. Dzięki piątkowej zdobyczy chorzowianie po raz pierwszy od 12. kolejki znaleźli się poza strefą spadkową. Z kolei Cracovia, która w obecnych rozgrywkach ani razu nie była wyżej niż na 11. miejscu, w ostatnich tygodniach coraz bardziej komplikuje sobie sytuację. Wiosną w ośmiu spotkaniach wywalczyła 9 oczek, co wygląda blado przy 20 tegorocznych punktach Zawiszy i 14 oczkach Ruchu. Pasy mają już tylko punkt przewagi nad strefą spadkową i praktycznie nie ma już szans na grupę mistrzowską.

Przed piątkowym pojedynkiem z Górnikiem Zabrze kibice Wisły zadawali sobie jedno pytanie: czy Kazimierz Moskal wymyśli sposób, żeby zastąpić wykartkowanego Semira Stilicia? Z początku wydawało się, że brak Bośniaka nie będzie aż tak widoczny, bowiem już w 5. minucie bohater Białej Gwiazdy z Białegostoku, Donald Guerrier, ładnym uderzeniem z ostrego kąta wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Potem jednak poczynania Wisły nie wyglądały już tak różowo i to zabrzanie osiągnęli przewagę, ale gola strzelili dopiero w drugiej połowie. Pięknym strzałem zza pola karnego popisał się Erik Grendel i, jak się później okazało, zapewnił swojej drużynie jeden punkt. Remis nie satysfakcjonuje jednak żadnej ze stron, bowiem ani Wisła, ani Górnik nie mogą jeszcze być pewni miejsca w grupie mistrzowskiej.

Prawie 37 tysięcy widzów na trybunach, genialna oprawa i fantastyczny doping od pierwszej do ostatniej minuty – jeśli chodzi o kwestie pozaboiskowe, hitowy mecz Lechii z Legią stał na najwyższym europejskim poziomie. Na murawie było niestety znacznie gorzej. Marząca o mistrzowskim tytule drużyna z Warszawy przez całe spotkanie zdołała oddać zaledwie jeden celny strzał na bramkę, co dla drużyny o takich aspiracjach jest kompromitujące nawet biorąc pod uwagę grę w osłabieniu przez znaczną część meczu. Więcej spodziewano się też po gdańszczanach – w ataku pozycyjnym, do którego zapraszała ich Legia po czerwonej kartce Dudy, wyglądali oni bardzo słabo i nie można tego usprawiedliwiać nawet brakiem Sebastiana Mili, który na boisku zameldował się jedynie na parę minut. Koniec końców kibice opuszczali PGE Arenę zadowoleni, bowiem w 86. minucie ładną akcję Bruno Nazario wykończył Makuszewski i Lechia wygrała 1:0. Tym samym gdańszczanie, którzy rok kończyli na 13. miejscu, dziś okupują 6. lokatę i mają tylko cztery punkty straty do podium

Zawisza miażdży Brunatnych, Śląsk nadal fatalny

Chociaż trener Tadeusz Pawłowski starał się tonować nastroje i jak ognia unikał nazywania sytuacji panującej w Śląsku kryzysem, to jednak seria siedmiu meczów bez wygranej z pewnością spędzała mu sen z powiek. Mecz z Piastem wydawał się być znakomitą okazją do tego, by w końcu odnieść pierwsze wiosenne zwycięstwo. Po trzy punkty sięgnęli jednak gliwiczanie i tym samym odnieśli pierwszą wygraną pod wodzą Radoslava Latala. Co ciekawe, przed tygodniem z boiska za dwie żółte kartki wyleciał Milos Lacny, choć na boisku przebywał zaledwie 11 minut. W sobotę jego wyczyn postanowił powtórzyć Krzysztof Danielewicz i na czerwoną kartkę pracował o pięć minut krócej. Ciężko przypuszczać, by ten rezultat mógł być poprawiony za tydzień, coraz bardziej prawdopodobny jest natomiast scenariusz, w którym Śląsk wypada z grupy mistrzowskiej. Pięć punktów przewagi nad dziewiątym zespołem, perspektywa gry z Lechią, Lechem i Wisłą i obecna forma wrocławian to okoliczności, które nie napawają optymizmem kibiców Śląska.

Efekt nowej miotły zadziałał w sobotni wieczór w Szczecinie. Czesław Michniewicz objął Pogoń zaledwie kilkadziesiąt godzin przed pierwszym gwizdkiem sędziego w pojedynku z Jagiellonią i na dzień dobry pokonał trzecią drużynę w tabeli 2:0. Co ciekawe, był to pierwszy wiosenny mecz szczecinian, w którym bramkę strzela dla niej inny zawodnik niż Marcin Robak. Do tej pory Portowcy zdobyli siedem bramek i wszystkie były autorstwa byłego napastnika Widzewa. W pojedynku przeciwko Jagiellonii Robak nie mógł zagrać z powodu urazu, ale został godnie zastąpiony przez Łukasza Zwolińskiego, który strzelił obie bramki dla Pogoni, w tym jedną absolutnie przepiękną. Dzięki zwycięstwu szczecinianie zbliżyli się do miejsca gwarantującego miejsce w grupie mistrzowskiej. Górną połówkę tabeli ma już niemal zapewnioną Jagiellonia, która mimo porażki kończy kolejkę na podium.

Mecz ostatniego Zawiszy z przedostatnim Bełchatowem był niezwykle ważny dla obu zespołów. Wydawać by się mogło, że mecz sąsiadów w ligowej tabeli powinien być wyrównanym widowiskiem, jednak okazało się, że poza miejscem w strefie spadkowej nic tych zespołów nie łączy. Zawisza rozegrał bowiem znakomite zawody i rozbił bezradnych bełchatowian aż 4:1, nie pozostawiając żadnych wątpliwości, która z drużyn jest lepsza. GKS co prawda wyszedł na prowadzenie po trafieniu Arkadiusza Piecha, ale potem na boisku istniała już tylko jedna drużyna. Najpierw pięknym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Alvarinho, a następnie, jeszcze w pierwszej połowie, do bramki Zubasa trafiali Mica i Świerczok. Portugalczyk ukąsił jeszcze raz po zmianie stron, pokonując litewskiego golkipera Brunatnych fantastycznym uderzeniem zza pola karnego. Zawisza zdeklasował Bełchatów i odniósł szóste zwycięstwo z rzędu, a Mariusz Rumak zrewanżował się Markowi Zubowi za pucharowy mecz z Żalgirisem Wilno, z którym odpadł jeszcze jako szkoleniowiec Lecha w zeszłym sezonie.

Wpadka fatalnego Lecha, bez bramek w Łęcznej

W niedzielę Lech miał szansę na to, by po raz pierwszy od końcówki lipca wskoczyć na fotel lidera. Warunek był jeden: trzeba było pokonać dobrze spisującą się w tym roku Koronę. Jednak Kolejorz rozpoczął mecz przeciwko kielczanom słabo i tylko ogromnemu szczęściu zawdzięcza to, że do przerwy nie przegrywał 0:2. Najpierw sędzia nie uznał prawidłowej bramki Porcellisa, a następnie Brazylijczyk nie wykorzystał rzutu karnego. Poznaniacy prezentowali się fatalnie, ale na początku drugiej odsłony udało im się wyjść na prowadzenie po strzale Lovrencsicsa. Dobrze dysponowana tego dnia Korona potrzebowała jednak zaledwie siedmiu minut, by doprowadzić do remisu. Bezkarnie hasający w polu karnym Lecha Jovanović podał wreszcie do Kapo, który znakomitym podaniem z pierwszej piłki znalazł Carlosa. Kompletnie osamotniony na szóstym metrze od bramki Gostomskiego Brazylijczyk nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce i zapewnił Koronie punkt, dzięki któremu kielczanie wciąż są blisko grupy mistrzowskiej. Lech poddał fotel lidera praktycznie bez walki i znów dał mnóstwo materiału do analizy Maciejowi Skorży.

W ostatnim spotkaniu tej serii gier Górnik Łęczna grał u siebie z Podbeskidziem Bielsko-Biała. W kontekście gry w grupie mistrzowskiej spotkanie miało spore znaczenie. Łęcznianie w przypadku zwycięstwa mieliby zaledwie dwa punkty straty do ósmego Górnika Zabrze, z kolei Górale dzięki trzem punktom mogliby być już niemal pewni miejsca w górnej połówce tabeli. Długo w tym meczu utrzymywał się bezbramkowy remis, ale w 85. minucie zawodnicy Leszka Ojrzyńskiego mieli doskonałą szansę na zapewnienie sobie rzutem na taśmę wygranej z Górnikiem. Maciej Korzym nie potrafił jednak skierować piłki do siatki, mając przed sobą praktycznie pustą bramkę. Gdyby były snajper Legii wykorzystał tę sytuację, Podbeskidzie zrównałoby się punktami z czwartym Śląskiem. Podział punktów sprawia jednak, że Górale do końca będą walczyli o pozostanie w grupie mistrzowskiej. Na udział w niej wciąż mają szansę zawodnicy Górnika, ale za tydzień w pojedynku z Lechem będą musieli walczyć o komplet punktów.

Wyniki 27. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

  • Ruch Chorzów 3:0 Cracovia
  • Wisła Kraków 1:1 Górnik Zabrze
  • Lechia Gdańsk 1:0 Legia Warszawa
  • Piast Gliwice 2:0 Śląsk Wrocław
  • Pogoń Szczecin 2:0 Jagiellonia Białystok
  • GKS Bełchatów 1:4 Zawisza Bydgoszcz
  • Lech Poznań 1:1 Korona Kielce
  • Górnik Łęczna 0:0 Podbeskidzie Bielsko-Biała

Statystyki 27. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

  • Liczba goli – 17
  • Średnia goli na mecz – 2,13
  • Zwycięstwa gospodarzy – 4
  • Remisy – 3
  • Zwycięstwa gości – 1
  • Żółte/czerwone kartki – 22/2
  • Liczba widzów – 94 777
  • Średnia frekwencja – ok. 11,5 tys.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24