Moskal: W szatni nie ma dramatu. Nie zauważyłem, żeby zawodnicy byli przybici [WYWIAD]

Bartosz Karcz/Gazeta Krakowska
Kazimierz Moskal został trenerem Wisły Kraków
Kazimierz Moskal został trenerem Wisły Kraków Andrzej Banaś/Polska Press
- Jeśli mówimy o takiej dyspozycji, w jakiej Wisła była w najlepszych meczach u trenera Smudy, to wyraźnych różnic nie będzie. Też będę chciał, aby w naszej grze było jak najmniej przypadkowości - mówi Kazimierz Moskal, trener Wisły Kraków.

Niespodzianka w finale Pucharu Polski siatkarek

Z czym kojarzy się Panu data 19 listopada 1989 r.?
Z meczem Legia - Wisła, który wygraliśmy 3:0, a ja strzeliłem dwie bramki. Zgadza się?

Dokładnie. Pytam o to spotkanie dlatego, że w niedzielę byliście w podobnej sytuacji jak tamta Wisła. Też mało kto dawał wam szanse w konfrontacji z Legią.
W piłce nożnej nie ma stuprocentowych faworytów. Jednak Legia to jest mistrz Polski i wydaje się, że jest w dobrej dyspozycji, mimo przegranej w Lidze Europy z Ajaksem. Powiedziałem jednak zawodnikom, że to jest bardzo dobry moment, by wszyscy znów zaczęli mówić pozytywnie o Wiśle Kraków.

Jest Pan z drużyną od wtorku. Nad czym trzeba bardziej pracować - nad psychiką zawodników po porażkach czy raczej nad elementami czysto piłkarskimi?
Głównie chodzi o ich głowy. To są bardzo dobrzy zawodnicy, udowodnili to jesienią. Nikt nie wmówi mi, że nagle zapomnieli, jak się gra w piłkę.

Terminarz was nie rozpieszcza. Teraz Legia, za tydzień derby.
Terminarz jest trudny, ale nie mieliśmy na to wpływu, nie ma się co nad tym rozwodzić. Przejąłem zespół i podchodzę do tego w taki sposób, że czekają nas kolejne mecze, do których musimy jak najlepiej się przygotować. Czasami lepiej jest startować z tymi trudniejszymi rywalami, bo przy dobrej grze i wynikach zespół może szybciej się podnieść.

Pańska Wisła z przełomu 2011/2012 roku bazowała na długim utrzymywaniu się przy piłce. W najlepszych meczach jesiennej części rozgrywek Biała Gwiazda strzelała bramki po wymianie wielu podań. Czym teraz będzie różnić się Wisła Kazimierza Moskala od tej Franciszka Smudy?
Jeśli mówimy o takiej dyspozycji, w jakiej Wisła była w najlepszych meczach u trenera Smudy, to wyraźnych różnic nie będzie. Też będę chciał, aby w naszej grze było jak najmniej przypadkowości. Starając się rozgrywać piłkę od bramkarza, nie będziemy kopać jej do przodu i liczyć na to, że spadnie naszemu zawodnikowi pod nogi. Chcemy budować akcje już od linii obrony.

Piłkarze narzekali, że Wiśle brakowało gry skrzydłami.
Wiadomo, że gdy gra się w ataku pozycyjnym, to w centralnej strefie boiska jest największy tłok. Ciężko się wtedy przebić. W takiej sytuacji potrzeba piłkarzy o takich predyspozycjach, którzy potrafią poradzić sobie na boku, którzy potrafią wygrywać pojedynki, stworzyć przewagę i dokładnie dograć piłkę w pole karne. Nad tym elementem też będziemy pracować.

Wisła ma piłkarzy do takiej gry?
Są w niej zawodnicy, którzy potrafią przebić się na skrzydle. Doszedł teraz jeszcze Barrientos, który też tak potrafi grać. Trzeba tylko mu dać trochę czasu.

W szatni widzi Pan spuszczone głowy czy raczej sportową złość?
Nie ma dramatu. Nie zauważyłem, żeby zawodnicy byli przybici. Nie ma może wielkiego entuzjazmu, bo po ostatnich wynikach być go nie może, ale atmosfera w szatni mnie nie zaskoczyła.

Od Pańskiego ostatniego zwolnienia z Wisły minęły trzy lata. W jaki sposób zmienił się Pan jako trener?
Uodporniłem się na pewne rzeczy. Wiadomo, w jakiej sytuacji w 2011 r. obejmowałem Wisłę. Z asystenta stałem się pierwszym trenerem, później przyszło zwolnienie, zaskakujące i szybkie. Przyjąłem to ciężko.

Bolało samo zwolnienie czy forma, w jakiej zrobił to ówczesny prezes Bogdan Basałaj, czyli przez telefon?
Jedno i drugie. Później, pracując w Termalice i Katowicach, nabrałem doświadczenia, a z drugiej strony nauczyłem się patrzeć na pewne rzeczy chłodnym okiem. W tych klubach miałem i dobre chwile, i takie, w których dostałem po głowie, w momentach, w których mało się tego spodziewałem. Pobyt w obu klubach wspominam jednak miło.

Doświadczenie pomogło Panu w rozmowach z Wisłą? Twardo stawiał Pan swoje warunki.
W 2011 r. przejmowałem zespół po Robercie Maaskancie. To był trudny moment, ale czułem się odpowiedzialny za drużynę, bo byłem częścią sztabu Roberta. Teraz przychodziłem do Wisły z zewnątrz. Ten klub zawsze był, jest i będzie dla mnie czymś wyjątkowym, ale też negocjacje ruszały z innego poziomu. Chciałem mieć gwarancję dłuższej perspektywy pracy.

Traktuje Pan tę pracę jako kolejną szansę, żeby na dłużej zaistnieć w ekstraklasie?
Każdy chciałby pracować w najlepszych klubach. Każdy ma swoje ambicje. Ja też, choć nigdy nie składałem deklaracji, że moim celem jest za wszelką cenę bycie trenerem w Wiśle, że chcę wejść do Ligi Mistrzów, a za pięć lat zostać selekcjonerem. Każdą pracę trzeba szanować.

Robert Maaskant dzwonił z gratulacjami?
Dzwonił.

I co Panu powiedział?
Był z jednej strony zaskoczony, ale wyczułem też radość w jego głosie. Cieszył się, że znów poprowadzę Wisłę.

Gazeta Krakowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24