Mourinho - romantyczny bohater futbolu [KOMENTARZ]

Bartłomiej Stachnik
Mourinho w Chelsea - to miała być książkowa historia. Książę po latach rozłąki wrócił do swojej księżniczki i został razem z nią, deklarując jej swoją obecność już na zawsze. Nikt tylko nie spodziewał się, że karty tej książki zapisywał niepoprawny romantyk.

Mourinho do Chelsea wracał, jakby naprawdę dano mu znów spotykać się z miłością swego życia. Już na samym początku określił siebie „The Happy One”, inaczej nie umiejąc wyrazić swej radości z ponownej możliwości wspólnego życia. Potem widzieliśmy jak bije się w pierś - to jest tam, gdzie znajduje się herb klubu - chcąc podkreślić, że ma „The Blues” zawsze w sercu. Niemal co tydzień mogliśmy słyszeć go deklarującego nieprzerwane przywiązanie, jak gdyby chciał w nieskończoność zapewniać: „kocham cię”.

Właściwie cały ten związek to przykład podręcznikowy. Najpierw moment poznania - on zarozumiały, pewny siebie, ona chcąca w jego blasku stać się lepsza. Później pierwsze chwile uniesienia, wspaniałe dni spędzone razem i naprawdę wiele radości, praktycznie bez rozczarowań. To Mourinho sprawił, że Chelsea rozwinęła skrzydła. Już na wstępie zdobył z nią dwa mistrzostwa z rzędu, dokładając do tego Puchar Ligi Angielskiej oraz Tarczę Wspólnoty. Dzięki niemu zaczęła być rozpatrywana w roli faworyta najważniejszych europejskich rozgrywek. Zrobiło się sielankowo. Brakowało tylko sukcesu w Lidze Mistrzów, ale on miał jeszcze przyjść, bo przecież nie można mieć wszystkiego na raz.

Przyszło jednak co innego - pierwszy trudniejszy moment. Nie znaczy to, że było źle, ale nie tak wspaniale jak wcześniej (Chelsea nie wystartowała tak świetnie jak w poprzednich latach i traciła kilka punktów do lidera, a na dodatek zremisowała 1:1 z norweskim Rosenborgiem). Tego ona nie wytrzymała i obraziła się śmiertelnie, nie chciała cierpliwie czekać na kolejne sukcesy. Mourinho, urażony, w swej arogancji i pysze, nawet nie oglądał się za siebie.

Czas rozłąki dla obojga nie był najłatwiejszy, ale cięższy jednak dla Chelsea, bo trzeba jasno powiedzieć, że i ona pokochała go na zabój. Sukcesy owszem miały miejsce, ale po sezonie świetnym przychodziły zazwyczaj rozczarowujące (zresztą nawet sezony z sukcesami były na innych polach rozczarowujące), a karuzela trenerska trwała w najlepsze w poszukiwaniu tego, który będzie potrafił nawiązać do wyników Portugalczyka. Coraz częściej jednak jej serce zwracało się w kierunku Mourinho, rozważając czy może kiedyś jeszcze wróci. On sam mocniej tęsknić zaczął dopiero z czasem, kiedy w Madrycie nie potrafił poczuć się dobrze, ale już wcześniej zdarzało mu się z nostalgią napomykać „Anglia”, „Londyn”, „Chelsea”.

Wreszcie znów spotkali się razem i wróciły wspomnienia oraz przyszły nowe radości. Nie było już tak idealnie jak w przeszłości (pierwszy sezon bez żadnego trofeum i mistrzostwem przegrywanym w meczach z Crystal Palace i Sunderlandem; drugi już z wygrana w kraju, ale nie bez wpadek, jak odpadnięcie z Ligi Mistrzów w 1/8 finału w niezbyt chlubnych okolicznościach czy przegranie w Pucharze Anglii z trzecioligowym Bradford City), ale bogatsi o doświadczenia nie chcieli nawet myśleć o rozłące. Mourinho raz po raz deklarował, że teraz chce już być z nią na zawsze, a dla Chelsea było to jak miód na uszy, bo pragnęła stabilizacji - a cóż może być lepszego niż stabilizacja z ukochanym zaraz przy sobie.

Byli przygotowani nawet na poważniejszy wstrząs, który chcieli razem przetrwać w imię lepszej przyszłości. Nie spodziewali się, że czeka ich nie tyle wstrząs, ile trwające kilka miesięcy trzęsienie ziemi, którego końca nie było widać. Chociaż miłość wciąż trwała - kibice na każdym meczu śpiewali o swoim trenerze, okazując mu swoje wsparcie, a on nieustannie za to dziękował, czując się tym wręcz skrępowany; także zarząd wciąż dawał dowody swojego pełnego poparcia - w końcu nadszedł moment, w którym Chelsea powiedziała „spędziliśmy razem piękne chwile, dalej jestem do ciebie przywiązana, ale nie możemy dłużej być razem”.

To była prawdziwie romantyczna miłość, bo taka musi pozostać niespełniona. Wszyscy wiedzą, że Mourinho pasuje do Chelsea jak nikt inny. Jest rzeczywiście głęboko związany z niebieskimi barwami i chciałby spędzić w nich całe życie. W klubie też kochają go na zabój i gdyby tylko „The Blues” byli na siódmym, ósmym miejscu, a nie punkt nad strefą spadkową, o zwolnieniu pewnie nie byłoby mowy - skoro wobec nikogo innego Roman Abramowicz nie wykazał się tak wielką cierpliwością. Jednocześnie wszyscy przeczuwali, że właśnie taki kiedyś będzie koniec tej historii, bo tak burzliwe połączenie nie mogło dać idealnego końca.

A Mourinho został w tym wszystkim kompletnie sam. Chociaż kibice wciąż dają sygnały, że go doceniają, to płyną one do niego jakby z oddali, z odległej już dla niego ojczyzny, jaką przez te wszystkie lata stało się dla niego Stamford Bridge. Nieraz w jego wypowiedziach obok wdzięczności słychać było zawstydzenie, a może i złość na siebie, że musi liczyć na wsparcie, na które - po raz pierwszy w karierze - po prostu nie zasługiwał osiąganymi wynikami. Wątpliwe więc, aby niosło mu ono teraz jakiekolwiek pokrzepienie. Zostawiony został przez zarząd, który stracił wiarę, że jego umiejętności są wystarczające, aby wyciągnąć drużynę z dołka. Wreszcie, co kluczowe, już po raz drugi odchodzi z klubu otwarcie mówiąc, że czuje się zdradzony przez piłkarzy. On, który słynął właśnie z tego, że piłkarze chcą za nim iść w ogień, a Jose zawsze bronił ich przed mediami jak lew.

Ofiara indywidualizmu, przekonany o własnej wyjątkowości i rządny należnej mu za to chwały, pomocy szukać chce tylko w samym sobie. Niby wciąż obecny wśród ludzi, ale w świecie futbolu osamotniony, bo nawet ci, którzy go doceniają i za chwilę będą chcieli zatrudnić, pełni są obaw, co do tego jakim kosztem przyjdą sukcesy. Pozbawiony swojej miłości, którą pewnie utracił już ostatecznie. Mourinho - prawdziwie romantyczny bohater.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24