Nie umarł król. Niech żyje król! Hiszpanie rozbili Włochów i obronili tytuł Mistrza Europy!

Marcin Szczepański
Hiszpanie nie dali najmniejszych szans Włochom i obronili Mistrzostwo Europy
Hiszpanie nie dali najmniejszych szans Włochom i obronili Mistrzostwo Europy Ryszard Kotowski
Nie było tiki-taki, nie było nudnego rozgrywania piłki. Były szybkie akcje, otwarta gra i cztery bramki "La Furia Roja", które dały historyczny triumf i obronę Mistrzostwa Europy. Dzisiaj król jest tylko jeden i jest nim Hiszpania!

Na długo zanim zabrzmiał pierwszy gwizdek Pedro Proenci, portugalskiego arbitra prowadzącego finał, wiadomo było kto zwycięży na trybunach. Przewaga liczebna Hiszpanów w Kijowie była miażdżąca, chociaż ostatecznie oni również nie wypełnili w całości swoich sektorów. Kibice Włoch byli w mniejszości, jakby od początku nie wierząc w sukces swojego zespołu.

Odzwierciedliło się to na stadionie, gdzie Hiszpanie stworzyli bardzo widoczną, ubraną w czerwone koszulki grupę, podczas gdy niebieskie trykoty w sektorach zajmowanych przed włoskich Tifosich kontrastowały z licznymi pustymi krzesełkami. Frekwencję na finale można uznać za dużą porażkę, bo liczba pustych miejsc aż kłuła w oczy. Dodając do tego mocno piknikową atmosferę na trybunach i niemal całkowity brak jakiegokolwiek dopingu trzeba zaliczyć to do najpoważniejszych minusów finału w Kijowie. Oficjalnie mecz oglądało 63 172 widzów, co jest wynikiem gorszym niż rozgrywany na tym samym stadionie ćwierćfinał.

W składzie Włochów w porównaniu z poprzednim spotkaniem zaszła jedna zmiana. Uraz wyleczyć zdołał Abate, który wrócił do wyjściowej jedenastki w miejsce Feferico Balzarettiego. Ten jednak szybko wrócił do składu, bo w 20. minucie kontuzji nabawił się Giorgio Chellini. Gdy schodził z boiska na koncie miał już dwa poważne błędy, w tym jeden, który kosztował Włochów utratę bramki. W 14. minucie nie upilnował rywala i Cesc Fabregas zagrał spod linii końcowej wprost na głowę najniższego na boisku Davida Silvy.

Trzeba przyznać, że szybkie prowadzenie Hiszpanów było całkiem zasłużone. To oni zdominowali początek spotkania i rozkładali na czynniki pierwsze włoską obronę swoją słynną „tiki-taką”. Szybka wymiana krótkich podań okazała się skuteczną bronią przeciw Azzurrim, którzy mieli wyraźne problemy z powstrzymywaniem rywali. Do głosu doszli dopiero po stracie bramki. Brakowało jednak prostopadłych podań do starających się wychodzić na pozycję Balotellego i Cassano. Ten drugi w końcu otrzymał dobrą piłkę na lewą stronę w 28. minucie, ograł w polu karnym obrońcę i uderzył po ziemi, wprost jednak w Casillasa, który w tej sytuacji zachował się pewnie. Wcześniej zdarzały mu się nerwowe interwencje, w których zmuszony był tylko trącać piłkę, zdejmując ją z głów włoskich zawodników.

Hiszpanie nie dali się długo nękać i pod koniec pierwszej połowy wyraźnie odzyskali inicjatywę, spychając Włochów do defensywy. Niepewnie grali obrońcy Azzurrich, którzy mieli sporo problemów z powstrzymaniem Fabregasa i Iniesty. W 40. minucie było już praktycznie po meczu. Rozgrywający bardzo dobry mecz Xavi idealnie podał prostopadle między wchodzącego między parę stoperów Jordiego Alby, który uniknął spalonego, przykleił piłkę do nogi i pokonał bezradnego Buffona płaskim strzałem po ziemi, tuż obok słupka.

Hiszpanie próbowali dobić leżących Włochów, jednak ci jeszcze przed przerwą mieli okazję na zdobycie kontaktowej bramki. Po uderzeniu Montolivo piłkę zmuszone był piąstkować przed siebie Casillas, jednak nikt nie pospieszył z dobitką. W ostatniej minucie pierwszej połowy w odpowiedzi uderzał jeszcze sprzed pola karnego Silva, jednak tym razem wprost w Buffona.

Na drugą połowę Włosi wyszli już bez bezproduktywnego Cassano, za to z Antonio Di Natale, który zdobył bramkę w pierwszym meczu z Hiszpanią, w fazie grupowej. Podopieczni Cesare Prandellego nie mieli nic do stracenia i od razu rzucili się do ataku. Chwilę po wznowieniu gry głową tuż nad bramką Casillasa uderzał właśnie Di Natale. To zapowiadało otwarty mecz i rzeczywiście tak było. Kolejne akcje przeprowadzali już jednak Hiszpanie. Najpierw z dystansu tuż obok słupka uderzył Xavi. Sekundy później w obrońcami Włochów zatańczył Fabregas i ci musieli ratowali się wybijaniem piłki na oślep spod nóg nabiegającego Iniesty. Po chwili ewidentnie ręką w polu karnym zagrał Bonucci, ale sędzia nie chciał chyba dobijać leżącego i zignorował, całkiem uzasadnione, protesty Hiszpanów. To wszystko działo się w przeciągu pierwszych pięciu minut drugiej połowy i dopiero po tym czasie znowu okazję mieli Azzurri. Dogodnej sytuacji nie wykorzystał jednak Di Natale, który wyraźnie nie potrafił się wstrzelić.

Szkoleniowiec Włochów nie miał pomysłu na odmianę oblicza swojego zespołu i w desperacji już w 55. minucie dokonał trzeciej zmiany, wprowadzając Thiago Mottę w miejsce Montolivo. Chwile później po rzucie wolnym i dośrodkowaniu Pirlo piłkę wzdłuż bramki przerzucił dobrze spisujący się dzisiaj Casillas. Gdy możliwości roszad rywali już się skończyły na pierwszą zmianę zdecydował się Vicente del Bosque. Schodzącego Silvę żegnały owacje, a w jego miejsce wszedł Pedro Rodriguez.

Tempo gry w drugiej połowie bardzo szybko spadło. Hiszpanie mogli sobie pozwolić na asekurancką grę, a Włosi nie mieli najmniejszego pomysłu na pokonanie Casillasa. Na domiar złego pięć minut po wejściu na boisku kontuzji nabawił się Motta i nie był w stanie wrócić do gry, zmuszając Włochów do gonienia wyniku w „10”. Dzisiaj zadanie to przerastało zespół Prandellego nawet w komplecie i do końca nie byli w stanie stworzyć już najmniejszego zagrożenia. Hiszpanie całkowicie zadowoleni z rezultatu i obrotu sytuacji zaczęli bawić się z rywalem do samego końca, prosto do historycznego sukcesu. Atakujący od niechcenia piłkarze La Roja zdołali zdobyć jeszcze trzecią bramkę, którą na pięć minut przed końcem meczu zdobył wprowadzony chwilę wcześniej w miejsce Fabregasa Fernando Torres. W tym momencie El Nino i Balotelli mieli po trzy bramki i obaj mieli apetyt na samodzielną koronę króla strzelców, jednak ostatecznie żaden z nich nie zdołał już powiększyć swojego dorobku. Torres miał nawet szansę na swoje czwarte trafienie w turnieju, jednak będąc w dogodnej sytuacji w 88. minucie wyłożył piłkę do lepiej ustawione Juana Maty, który umieścił piłkę w bramce w swojej pierwszej akcji po wejściu na boisko.

Remis w walce o tytuł najlepszego snajpera zszedł jednak na drugi plan, bo Hiszpanie dokonali dziś czegoś niebywałego. Czegoś, co nie uda się żadnemu zespołowi przez bardzo długi czas, może nawet nigdy. Po raz pierwszy w historii Mistrzostw Europy obronili tytuł, w międzyczasie zostając jeszcze Mistrzami Świata. Na tegorocznym turnieju La Roja nie pokazywali tego, do czego wszystkich przyzwyczaili, jednak na finał wrócili w swoim najlepszym wydaniu i całkowicie zasłużenie sięgnęli po tytuł, nie pozwalając Włochom marzyć ani przez sekundę.

Z Kijowa - Marcin Szczepański / Ekstraklasa.net

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24